Porzucone przez rodziców, chore i niepełnosprawne znalazły dom
Damian Szymański jest pracownikiem “Domu w Łodzi”, domu dla dzieci chorych i niepełnosprawnych, miejsca jakich w Polsce niewiele, w którym ciężko chore i porzucone przez rodziców dzieci mają zapewnioną całodobową opiekę medyczną i codzienną rehabilitację. Obecnie dziewięcioro podopiecznych “Domu w Łodzi” dzięki opiece zespołu doświadczonych specjalistów: pielęgniarki, pedagogów, psychologa, logopedy, fizjoterapeuty, pracownika socjalnego pokonuje swoje trudności i deficyty, a nawet rozwija pasje i spełnia marzenia.
Dla dzieci i młodzieży w kryzysie (i dorosłych chcących im pomóc). Kliknij, poszukaj wsparcia
- Kilkanaście lat temu byliśmy jedynym takim miejscem w Polsce - tłumaczy Damian Szymański, koordynator wolontariatu w “Domu w Łodzi”. - Nasz dom powstał z myślą o Dawidku, porzuconym przez rodzinę chorym chłopcu, którzy przez rok mieszkał w szpitalu. Tradycyjne placówki nie były w stanie zapewnić mu opieki. Okazało się, że dzieci w takiej sytuacji jest więcej: mieszkają w szpitalach, hospicjach, domach pomocy. Trzeba było działać. Dlatego powstała Fundacja „Dom w Łodzi” i powołała do życia pierwszy w Polsce dom dziecka dla dzieci chorych.
Bułka z szynką, traktor zamiast klocków. Potrzeba 40 tysięcy, żeby dzieci mogły to powiedzieć
Damian Szymański co roku podejmuje szalone wyzwanie, aby zebrać środki na ważny cel, który ma służyć podopiecznym łódzkiej placówki. W 2022 roku roku przeszedł w milczeniu 500 km przez Główny Szlak Beskidzki, aby zebrać środki na wdrażanie komunikacji alternatywnej dla Juliany i Bartka, dzięki której mogą komunikować się ze światem zewnętrznym.
- O Bartku lekarze mówili, że nie wstanie z łóżka, że nie będzie się komunikował - opowiada Szymański. - Ale nasze uparte “ciocie” specjalistki logopedii i codzienna terapia sprawiły, że chłopiec porusza się, nie mówi, ale dzięki obrazkom może pokazać czego chce, z czym zjeść kanapkę, jaką zabawką się bawić. Komunikacja alternatywna to szansa na dostęp do pragnień naszych dzieci, to szansa na ich zrozumienie. Dzięki zeszłorocznej akcji zebraliśmy 16 tysięcy złotych, ale roczny koszt terapii to aż 40 tysięcy złotych.
Dziecko zabite w rodzinie - w Polsce jest więcej takich tragedii. Jak ratować? ROZMOWA
W tym roku zmienił się kierunek wędrówki, wiedzie ona z Helu na Rysy, z 500 km zrobiło się 800 km. Wędrowiec będzie szedł od 3 do 30 czerwca, przejdzie przez takie miasta, jak Gdynia, Gdańsk, Sopot, Grudziądz, Włocławek, Łódź, Kraków czy Zakopane.
Niemówienie jest bardzo przyjemne. Szczególnie dla gaduły
- Nie mam puszki na pieniądze, nikogo nie zaczepiam, idę w milczeniu - mówi pracownik “Domu w Łodzi”. - Wędrując będę znów komunikował się tak, jak nasze dzieci, pomogą mi w tym przygotowane wcześniej piktogramy i mowa ciała. Każdy kto mnie spotka, będzie mógł zeskanować z mojej koszulki kod QR i wpłacić środki na ten cel.
Apelujemy o “Małe domy” - godne miejsce do życia dla dorosłych osób z autyzmem
Damian Szymański planuje iść ponad 30 kilometrów przez 12 godzin dziennie, nocować w hostelach, u znajomych. Jak mówi ludzie reagują życzliwie na jego widok, interesują się, czasem żartują, jak na Turbaczu, kiedy mąż powiedział żonie: “O Halina ty byś też tak mogła iść przez 500 km i nic nie mówić”. Ale nie jest łatwo pozyskać środki. Każda wpłata na zbiórkę to powód do radości i doping na trasie
A jak to jest nie mówić przez prawie miesiąc?
- Niemówienie jest bardzo przyjemne, ja jestem gadułą, więc z przyjemnością odpoczywam - tłumaczy Damian. - Poza tym rozmowa i tak toczy się w głowie. To zdecydowanie terapeutyczne doświadczenie. To też wyzwanie dla mnie i spełnienie marzeń, bo lubię chodzić po górach. A nasze dzieci uczą nas, żeby żyć pełnią życia, chwytać co się da i spełniać marzenia w swoim tempie.