Tutaj możesz wpisać się do internetowej księgi kondolencyjnej. Księga kondolencyjna jest również wyłożona w siedzibie Rady Miasta Gdańska przy. ul. Wały Jagiellońskie 1
Agata Olszewska: Jak się panowie poznali?
Łew Zacharczyszyn, konsul generalny Ukrainy w Gdańsku: - To było w 2016-ym, mniej więcej o tej porze roku, chyba właśnie w marcu. Jak tylko przyjechałem do Gdańska na misję, pod koniec lutego, nasz wspólny przyjaciel Marek Wilczyński, wówczas profesor Uniwersytetu Gdańskiego, powiedział mi: musisz poznać Jurka Limona, dyrektora Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, bo jest fantastyczny. Akurat wtedy teatr w ramach projektu Teatry Europy, szykował się do organizacji Tygodnia Ukraińskiego jesienią. To był formalny pretekst do naszego pierwszego spotkania.
Co było dalej?
- Szybko znaleźliśmy wspólny temat, profesor Limon potrzebował wsparcia w kwestii komunikacji przy organizacji tego projektu. Dołączyła do nas, jako wolontariusz, moja małżonka Tetyana Yermak, i razem poprowadziliśmy pierwszy Tydzień Ukraiński. Później robiliśmy już to wydarzenie samodzielnie. Ale to cały czas było nasze i prof. Limona wspólne dziecko. W Gdańskim Teatrze Szekspirowskim odbywały się występy teatrów z Ukrainy w ramach Festiwalu Szekspirowskiego. Poznały się też nasze rodziny - nasz syn chodził do przedszkola, z którym związana była żona profesora, Justyna Limon. Mieliśmy okazję poznać się z różnych stron. Byliśmy u nich w domu, Jurek świetnie gotował, nie wszyscy o tym wiedzą. Był człowiekiem wszechstronnie utalentowanym.
No właśnie, wszyscy dziś chwalimy jego liczne talenty jako wybitnego szekspirologa, anglisty i naukowca, ale jaki w Pana oczach był prywatnie, jako człowiek?
- Nie byłem jego bliskim przyjacielem, na tyle, by się mocniej otworzył. Miał w środku taką przestrzeń, którą trzymał tylko dla siebie. Dla mnie był arystokratą z krwi i kości. Wyglądał jak angielski lord, zawsze był spokojny i opanowany, z pewną ironią. Nie ubierał się może klasycznie jak arystokrata, bardziej powiedziałbym: artystycznie, ale zawsze z gustem, wszystko było dopasowane. Gdybym był kobietą, pewnie bym powiedział, że z łatwością można się było w nim zakochać. Miał taki męski magnetyzm, nie tylko ludzki. To przyciągało. Był wyrafinowanym inteligentem. Poza tym był człowiekiem bardzo skromnym i wrażliwym. W pewnym sensie mieszkał w swoim świecie, bardzo prywatnym, skrytym, w świecie Szekspira. O Szekspirze wiedział więcej niż sam Szekspir o sobie. Zanurzył się w ten temat całkowicie, widać to było w jego ostatnich książkach o tematach prywatnych, nawet erotycznych, w twórczości dramatopisarza.
Był człowiekiem otwartym na inne kultury, tradycje?
- Bardzo. Projekt Teatry Europy (przyp. red. dziś Teatry Europy i Świata) był właśnie tego przejawem. Każda odsłona projektu była skupiona wokół twórczości teatrów innych państw i innych kultur europejskich, bliższych i dalszych. Profesor Limon próbował pokazać Szekspira oczami innych tradycji i narodowości. Był człowiekiem europejskim, w sensie liberalnej demokracji: otwartym, demokratycznym człowiekiem wolności swojej i innych. Dla mnie był wzorem Europejczyka w centralnej Europie. Kiedy toczą się ostre dyskusje, jak Europa musi wyglądać, jakie wartości i przesłanie powinna nieść, to odpowiedzią dla mnie jest postawa Jerzego Limona. Życzyłbym sobie, żeby Europa tak wyglądała, jak on starał się ją pokazać - z jednej strony prezentowała wartości kultury tradycyjnej, z drugiej była otwarta i miała w sobie chęć do odkrywania nowoczesności, do eksperymentowania, do rozwoju i posuwania się naprzód. Był Europejczykiem bez kompleksów nacjonalistycznych.
Czy to oznacza, że współpraca przy okazji Tygodnia Ukraińskiego przebiegała gładko? Zgadzał się na wszystkie Wasze propozycje przy organizacji tego wydarzenia?
- Był bardzo wymagającym administratorem. Nie ulegał kwestiom politycznym czy prywatnym. W przypadku projektów teatralnych czy artystycznych przede wszystkim liczyła się dla niego ocena wartości każdego z wydarzeń. Nie był lekkim negocjatorem - nie było sytuacji, w której pan konsul przychodzi, a dyrektor wszystkie propozycje przyjmuje. Przy wyborze projektów zawsze przemawiały argumenty merytoryczne, otwarcie mówił: tego projektu nie weźmiemy, bo coś nam nie pasuje, inaczej to widzimy. Był bardzo konsekwentny i zasadniczy w sprawach, które miały dla niego znaczenie. Jednocześnie pozostawał bardzo życzliwy i podchodził do drugiego człowieka z otwartością.
Profesor Limon pomógł wypromować kulturę ukraińską w Gdańsku?
- Gdański Teatr Szekspirowski nazywam jednym z siedmiu cudów Gdańska. Jest bardzo ważną instytucją z punktu widzenia wizerunkowego. Projekt organizowany wspólnie z tym teatrem to jest zawsze ogromny zaszczyt dla artystów. Podczas naszego pierwszego Tygodnia Ukraińskiego wystąpił, jako aktor, ówczesny minister kultury na Ukrainie, Jewhen Nyszczuk. To był bardzo dobrze i mądrze zorganizowany projekt, w którym z jednej strony zaprezentować się mógł klasyczny teatr - teatr akademicki z Kijowa, z drugiej - wystąpił zespół Onuka, tworzący muzykę eksperymentalną, elektroniczną. Profesor Limon był człowiekiem bardzo szerokiego spektrum zainteresowań artystycznych, nie był skupiony tylko na klasycznym Szekspirze z XVI czy XVIII wieku. Akceptował sztukę nowoczesną, eksplorował współczesne kierunki artystyczne. Dla mnie był wzorem, jak promować kulturę danego kraju. To dla nas ogromne szczęście, że w 2016 roku zaplanował Tydzień Ukraiński. Dla nas to był impuls do działania, dało nam to wiarę w siebie.
Spośród jego licznych dokonań, można chyba powiedzieć, że za najważniejsze uważa się powołanie do życia Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Co Pan sądzi?
- To było dla mnie fascynujące, bardzo osobiste odkrycie: jak człowiek pasję swojego życia może zrealizować w takim fantastycznym projekcie, który nie tylko na skalę Polski, ale i Europy jest fenomenalny. Rozmawialiśmy kiedyś o tym, co dalej z teatrem - prof. Limon mówił, że chciałby skończyć z pracą administracyjną i skupić na pracy naukowej, autorskiej. Martwił się, komu zostawi to dziecko, które rodziło się w bólach, bo to nie był łatwy projekt. Ja sam nie wyobrażam sobie teraz Gdańska, ani Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, bez niego. Teraz przed instytucją wielkie wyzwanie, żeby dalej prowadzić działalność na tym poziomie, na którym prowadził ją on. Pamiętajmy, że to jedyny wyłącznie teatralny projekt w powojennej Polsce, który odpowiadał najwyższym standardom technicznym. Zawsze ilekroć przyjeżdżali nasi koledzy i koleżanki z teatrów ukraińskich, zazdrościli, że w tym teatrze można zagrać wszystko, dokładnie tak, jak się chce. Ta przestrzeń jest dowolnie transformowana, do tego ten słynny otwierany dach. Dla mnie to był projekt jego życia.
No tak, ale ten teatr nie wszystkim się podobał, od początku budził niemałe kontrowersje...
- Bardzo dokładnie pamiętam te chwile, kiedy szliśmy na pierwsze spotkanie do Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Był piękny wiosenny, słoneczny dzień, zima już odchodziła na dobre. Marek Wilczyński uprzedził mnie: wiesz, ten teatr to bardzo unikatowa rzecz, czegoś takiego nigdzie nie ma. Podchodzimy, patrzę i mówię... co to za potwór. Ta budowla wydawała mi się bardzo depresyjna, w pierwszym odruchu byłem absolutnie na nie. Kiedy weszliśmy do środka, a śp. dyrektor oprowadził nas po gmachu teatru, opowiedział o pomysłach architekta wykorzystanych przy wykonaniu tej sztuki architektonicznej - bo dla mnie budynek Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego jest sztuką - zakochałem się w tym projekcie. Zawsze, kiedy ktoś z moich przyjaciół przyjeżdża, lub kiedy przyjmuję oficjalne delegacje, od razu polecam odwiedziny tego miejsca. Ważne jest, żeby wejść do środka. Ten teatr, tak jak mówił profesor Limon, jest jak szkatułka. Serce tego projektu jest wewnątrz.
Jerzy Limon był Kawalerem Orderu Imperium Brytyjskiego, różnych narodowych nagród, ale największą nagrodę zbudował sobie sam. Ten teatr to order, który sam sobie wręczył. Jego nie będzie, ale ten teatr jeszcze długo, długo po nim będzie symbolem prof. Jerzego Limona.