Anna Umięcka: - Często wybitnym artystom, którzy stali się obywatelami świata, brakuje czasu na powroty. Pan nie mieszka już w Gdańsku, ale bywa tu często. Dlaczego?
Prof. Konstanty Andrzej Kulka: - Czuję się związany z tym miastem. Chociaż od lat mieszkam w Warszawie, zawsze wracam do Gdańska z największą ochotą.
Za co tak ceni pan Gdańsk?
- To przede wszystkim piękne miasto! Dla mnie najpiękniejsze, ze świetną atmosferą. Czuję się tu zawsze, jak w domu.
Poza tym, tutaj chodziłem do szkoły, miałem kolegów... Również z branży bardziej rozrywkowej: Seweryn Krajewski, Ryszard Poznakowski [członek zespołu Trubadurzy - od red.], Włodziu Nahorny. Nasze drogi krzyżowały się na studiach, w czasach, gdy Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna miała jeszcze siedzibę w Sopocie. Seweryn Krajewski był nawet ze mną w liceum, w klasie skrzypiec.
Mój pierwszy koncert z orkiestrą zagrałem również w Gdańsku, w Filharmonii Bałtyckiej. Wtedy jeszcze połączonej z Operą. To już ponad 50 lat temu.
Ale pierwszy pana występ na scenie miał miejsce nieco wcześniej, właśnie Operze.
- Rzeczywiście. Pierwsze pieniądze jako tzw. wykonawca muzyczny, zarobiłem wiele lat temu w Operze Bałtyckiej. Moja mama pracowała tam jako korepetytorka. Uczyła solistów ich ról, grała wszystkie partie towarzyszące fortepianowo-klawesynowe. Ojciec był członkiem chóry operowego. A ja biegałem po scenie i śpiewałem jako ministrant w „Tosce” Pucciniego (śmiech). I tak dostałem pierwsze honorarium.
Ale kiedy zacząłem grać na instrumencie, porzuciłem operę, chociaż znam ją i lubię do dziś.
Ma pan w Gdańsku swoje ulubione miejsca?
- Obawiam się, że w tej materii będę brzmiał zbyt standardowo, bo chociażby z powodu położenia Akademii Muzycznej, bardzo często spaceruję Długim Targiem, takim gdańskim deptakiem. Lubię patrzeć, jak miasto pięknieje, na odnowiony Ratusz. Cieszy mnie też, że coraz więcej instytucji organizuje koncerty muzyki poważnej. Dobre miasto powinno mieć dobrą kulturę, a dla mnie muzyka należy do szczytowych osiągnięć kultury.
Ale nie tylko sentymenty przyciągają pana do Gdańska. Również praca.
- Rzeczywiście. Jestem profesorem wizytującym w Akademii Muzycznej w Gdańsku. W Liceum Muzycznym [dziś OSM na ul. Gnilnej - od red.], które zresztą sam ukończyłem, organizuję pod koniec każdego roku szkolnego Mistrzowskie Warsztaty Skrzypcowe. Można powiedzieć, że wciąż czuję się gdańszczaninem i cieszy mnie, ten ciągły związek pomiędzy mną a instytucjami gdańskimi: liceum, filharmonia... Z dyrektorem Peruckim znamy się od bardzo dawna. No i oczywiście Akademia Muzyczna, w której będę miał zaszczyt przyjąć tytuł doctora honoris causa, w maju tego roku.
Proszę przyjąć moje serdecznie gratulacje! Wracając do pracy, na liście instytucji, z którymi pan współpracuje nie może zabraknąć Cappelli Gedanensis. Jest pan jej konsultantem. Co to za rola?
- To rodzaj funkcji, która powoduje, że mój związek z Capellą jest bardziej trwały. Cieszę z tego, bo zespół prezentuje wysoki poziom i chętnie z nimi występuję. A koncertów wcale nie jest tak mało.
Czy grając na przestrzeni lat, z tak wieloma orkiestrami na całym świecie, ma pan jakieś ulubione zespoły? Czy traktuje pan te wybory z chłodnym profesjonalizmem?
- Raczej to drugie. Orkiesty na ogół są przyzwoite, z każdą trzeba umieć zagrać. Niewątpliwie grać trzeba wszędzie i wszystko, niezależnie od tego, co się lubi. Nie można proponować w kółko jednej pozycji, nawet gdyby była najlepsza na świecie. Repertuar orkiestr jest zróżnicowany, a ja muszę się do tego dostosować.
Jestem solistą i jeśli płaczę, to z tego powodu, że nie mogę uprawiać tzw. muzyki kameralnej, w towarzystwie kilku osób... ale trudno się spotkać ludziom o odpowiednim poziomie, w odpowiednim czasie.
Jako wieloletni profesor Akademii Muzycznej jak ocenia pan swoich studentów? Czy ich zapał, kompetencje zmieniały się przez te lata?
- Ja tego nie oceniam. Talentów zawsze było sporo. Problem polega na tym, czy oni będą mieli dość umiejętności, a zwłaszcza szczęścia, żeby móc pracować w zawodzie. Być członkiem ekipy, która gra koncerty w normalnych salach koncertowych. Współczuję wszystkim młodym, którzy kończą teraz studia muzyczne. Miejsc do grania w zasadzie nie przybywa, a ludzi, którzy chcą i grają wspaniale wcale nie brakuje.
Nauczanie czy występowanie? Co jest dla pana dziś ważniejsze?
- Trudno mi powiedzieć co lubię bardziej, co jest ważniejsze. Może wciąż granie, chociaż uczenie też traktuję poważnie. Ale faktycznie, i to związane jest pewnie z moim wiekiem, mam coraz większą ochotę, żeby nie grać.
Koncert z okazji 25-lecia działalności Cappelli Gedanensis i 70. rocznicy urodzin profesora Konstantego Andrzeja Kulki, jednego z najwybitniejszych skrzypków świata, odbędzie się 18 marca, w sobotę, o godz. 16 w Bazylice Archikatedralnej w Gdańsku-Oliwie.
Podczas jubileuszowego koncertu prof. K. A. Kulka otrzyma nagrodę - Medal Prezydenta Miasta Gdańska za całokształt pracy artystycznej.
Wstęp na koncert jest wolny.
Więcej: Jubileuszowy koncert Cappelli Gedanensis i Konstantego Andrzeja Kulki już w sobotę
Zespół Muzyki Dawnej Cappella Gedanensis został powołany Uchwałą Rady Miasta Gdańska z 17.03.1992 r. Pierwszym jego dyrektorem była Maria Okonek. Sprawowała tę funkcję przez 23 lata. Dziś jest nim Marek Więcławek. Dyrektorem artystycznym zespołu i jego dyrygentem jest twórczyni Cappelli Gedanensis - prof. Alina Kowalska-Pińczak. Od 2012 roku zespół funkcjonuje jako Cappella Gedanensis i gra zarówno repertuar dawny, jak i współczesny. Reprezentuje Gdańsk podczas wielu koncertów i festiwali zagranicznych. |