Idę zwiedzać rurę. Rura ma nieco ponad kilometr długości i biegnie, z lekkim spadkiem, pod rzeką. Rura - a ściślej dwie rury - znane są lepiej jako tunel pod Martwą Wisłą. To sztandarowy projekt miasta, obok Nowej Słowackiego, ECS czy Stadionu Energa Gdańsk (dawniej PGE Arena).
Krajobraz w rurze, być może przez unoszący się pył, przypomina księżycowy. Dokoła pomarańczowa poświata, która powstała od świateł ostrzegawczych przejeżdżających samochodów. Wokół ludzie w maskach, z palnikami ziejącymi ogniem. Science fiction.
Ale tak naprawdę coś, co mogło kilka lat temu wydawać się fantazją, staje się namacalnym konkretem. Jeśli zamiast gigantycznej maszyny wiercącej TBM - która powoli acz systematycznie, kilkanaście metrów na dobę, drążyła otwory pod te dwie rury - najważniejszymi narzędziami są teraz odkurzacze, to znak, że budowa zbliża się ku końcowi. I rzeczywiście: ludzie odkurzają wnętrze, żeby przygotować powierzchnię do ostatniego asfaltowania.
Jestem tu z Magdaleną Skorupką- Kaczmarek, rzecznik prasową Gdańskich Inwestycji Komunalnych (GIK), miejskiej spółki, która odpowiada za tę budowę. - Kończymy prace budowlane - mówi Kaczmarek. - Wykonawca, czyli hiszpańska firma OHL, przygotowuje się do położenia ostatniej warstwy asfaltu. Potem drobne korekty i wykończenia. Od stycznia 2016 kontynuujemy prace związane z montażem instalacji: p-poż, wentylacja, IT. I najważniejsze: wkrótce rozpoczynają się odbiory, mające dopuścić tunel do użytkowania. Straż pożarna, policja, inspektorat budowlany. Trzeba te wszystkie systemy uruchomić i przeprowadzić ich próby. Do 21 kwietnia firma OHL ma uzyskać wszystkie niezbędne pozwolenia na użytkowanie.
Na razie trzeba tu pozamiatać. - No i proszę koniecznie napisać, że mamy "tojtoje", bo ostatnio dziennikarze pisali, że ich tu brakuje - mówi jeden z pracowników. Rzeczywiście, przenośne toalety stoją w wielu miejscach.
Księżniczka od odwiertów
Oczywiście, że budowa się przeciągnęła: miała być gotowa do października 2014 roku. Mamy grudzień 2015. Ale - jak tłumaczy Magdalena Skorupka -Kaczmarek - w tzw. międzyczasie po pierwsze upadło konsorcjum Hydrobudowa i budowę przejął hiszpański gigant OHL, co trwało. A po drugie była to jednak unikalna inwestycja:drążenie w mokrej ziemi, pod rzeką, w glinach i iłach, z koniecznością zamrażania gruntu i wpuszczania do niego specjalnych roztworów zagęszczających, żeby można było w ogóle iść do przodu. Prąd, który zużywano w czasie tej operacji, mógłby starczyć małemu miasteczku.
Najpierw przez rok budowana była na zamówienie w Niemczech, w firmie Herrenknecht, specjalna maszyna wiercąca, która kopała pod Martwą Wisłą. To był gigantyczny 91-metrowy mechaniczny “kret” zwany Damoroką, od imienia pomorskiej księżniczki. Samo drążenie to dosyć skomplikowana procedura: przesuwając się do przodu, maszyna jednocześnie układała za sobą pierścienie złożone z siedmiu elementów (tzw. tubingi).
Damroka swoją pracę wykonała rok temu. Potem pomiędzy tunelami, co 175 metrów, drążono siedem przejść poprzecznych - ewakuacyjnych. Aby zbudować je w podmokłych glinach, trzeba było na budowie ustawić ogromne agregaty do zamrażania ziemi. Zamrażanie i późniejsze rozmrażanie gruntu też pochłonęło dodatkowe miesiące.
A efekt? - Tunel wydrążony w przekroju poprzecznym powinien być okrągły, ale to, co zobaczą kierowcy to jedynie górna połowa tunelu: jezdnia znajduje się w najszerszym jego miejscu. Pod jezdną są trzy kanały technologiczne, są tam instalacje napowietrzające, odwodnieniowe, wszystkie kable. Tunele są monitorowane, są w nich różnego rodzaju czujki i kamery. Będą zarządzane z trzech budynków: dwóch technicznych i jednego centrum zarządzania przy rondzie Marynarki Polskiej - mówi Magdalena Kaczmarek.
Kto za to płaci?
Nie tylko opóźnienie wywoływało kontrowersje. Również koszt tunelu. Krytycy prezydenta Adamowicza, głównie jego miejska opozycja z Prawa i Sprawiedliwości, uważała, że inwestycja była na początku niedoszacowana i kosztuje o wiele za dużo.
- Inwestycja potrzebna miastu, ale to wszystko wygląda na niegospodarność - przekonywał wyborców w trakcie jesiennej kampanii do parlamentu Andrzej Jaworski, gdański poseł PiS. - Najpierw mówiono o tunelu za 500 milionów, teraz okazuje się, że będzie to 1 miliard 400 tysięcy złotych.
Jednak, jak tłumaczy Marcin Dawidowski z Wydziału Programów Rozwojowych Urzędu Miejskiego w Gdańsku, podawanie tej sumy jest nieporozumieniem: - Tyle, czyli 1 miliard 400 tysięcy złotych, kosztował cały projekt zwany trasą Słowackiego, podzielony na cztery etapy. Trzy z nich są już zakończone: to odcinek Port Lotniczny - węzeł Matarnia; następnie odcinek od rodna de la Salle do alei Rzeczpospolitej (środkowy) oraz ostatni: od ul. Hallera, wzdłuż Stadionu Energa Gdańsk do węzła Marynarki Polskiej. I tu zaczyna się etap czwarty: rondo przy Marynarki Polskiej i tunel pod Martwą Wisłą.
Ile więc kosztował sam tunel? Jak mówi Dawidowski to suma 885 milionów złotych: - Tyle kosztuje miasto sam tunel.
Ale przecież budowa nie zakończy się do końca roku, więc ostatnia transza unijnych pieniędzy, ta niewykorzystana do końca 2015 roku, będzie musiała być zwrócona zgodnie z procedurami? - To prawda - mówi Dawidowski. - Musieliśmy oddać 84 miliony złotych. Ale zaraz je zabraliśmy z powrotem! Bo posłużą nam do innych projektów: unijne dotacje zostały przez Gdańsk przejęte do projektów komunikacji miejskiej. W efekcie tych ruchów pozyskaliśmy nawet większe niż planowaliśmy fundusze na tramwaje, torowiska, nowy tabor i zajezdnie.
- Ale za tunel do kwietnia 2016 zapłacicie już z miejskich pieniędzy? - pytam.
- Tak, ale te pieniądze są z kolei uwolnione z projektu komunikacji miejskiej i możemy je przełożyć na budowę tunelu. Miasto to wielka korporacja. Trzeba żonglować środkami, przerzucać je umiejętnie. Jako gmina per saldo nie straciliśmy. Staramy się kilka razy oglądać każdą złotówkę, którą musielibyśmy zwracać, i zastanawiamy się, czy nie ma możliwości, żeby ją gdzie indziej wykorzystać - mówi Dawidowski.
"Wycieki" z budowy
Tunel ma ułatwić dostanie się z tzw. dolnego tarasu Gdańska (ale też z Gdyni i Sopotu) na obwodnicę południową Trómiasta i na autostradę A1. Droga, która dotąd zajmowała pół godziny, zajmie teraz pięć-sześć minut.
Na budowie pracuje teraz 400 osób, na trzy zmiany. Powiedzieć, że wszyscy się znają to przesada, ale wszyscy tu wiedzą, kto jest z Hiszpanii (firma OHL), a kto z Polski i że "ten tam to Pedro, ma kubańskie korzenie, a żonę Polkę, i świetnie mówi po polsku”.
Czy robotnicy zdążą? Jeden z budowlańców mówi, że teraz na budowie nie wiadomo w co ręce włożyć, prace idą pełną parą, także nocą. - Front robót naprawdę ruszył! - mówi umorusany instalator.
Ta budowa może przejść do legendy i to nie tylko wśród pasjonatów technologii i budowlanki. W końcu to pierwszy w Polsce tunel drogowy pod rzeką drążony taką metodą. Dla Gdańska i Polski wielka lekcja budowlana, choć jak mówi Magdalena Kaczmarek w czasie wizyty w Niemczech, w miejscowości Schwanau, gdzie zamiawiano odpowiednią maszynę kopiąca dla Gdańska, przebywający tam wtedy Chińczycy odbierali ich kilkanaście (!).
Tunel jest na ukończeniu. Niedługo newsem będzie po prostu fakt, że przejechały przez niego pierwsze auta. Każdy sam przekona się wtedy, jak wygląda.