Nowe rozporządzenie w sprawie podziału subwencji na edukację w 2018 roku zakłada, że obniżone zostaną wydatki na nauczanie języków regionalnych, w tym kaszubskiego.
Protestuje przeciwko temu zarówno Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, jak i Miasto Gdańsk.
Prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, prof. Edmund Wittbrodt, w liście do minister edukacji Anny Zalewskiej pisze, że zmiany uderzą przede wszystkim w małe szkoły na obszarach wiejskich. “W tych społecznościach język kaszubski jest ważnym środkiem komunikacji i transferu rodzimej kultury, tradycji i obyczajów. Ograniczenie finansowania nauczania języka regionalnego w małych szkołach, odebrane będzie jako działanie państwa wymierzone w szkoły wiejskie i osłabianie szans na przetrwanie języka kaszubskiego i dziedzictwa kulturowego z nim związanego”.
Protestuje także Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki społecznej. Tłumaczy on, że w Gdańsku kwestia dotyczy około 500 dzieci w 9 szkołach niepublicznych i trzech publicznych.
Piotr Kowalczuk: - Gdańsk jako histotyczna stolica Kaszub apeluje, aby MEN nie wycofywał się z tego, co wypracowali przez lata Kaszubi w Polsce, czyli uznania ich języka za równoprawny. Nie gmrajmy przy tym finansowaniu! To finansowanie dotyczy lekcji języka, ale też historii Kaszub, zajęć z kultury i tradycji, czego nie da się zrobić w domu, bo trzeba odwiedzić muzeum i inne ważne miejsca. Najpierw europoseł Czarniecki nazwał gdańszczan folksdojczami, potem pani poseł Pawłowicz nazwała nas “Niemcami”. Później wojewoda pomorski uznał nas za "separatystów". A teraz, w bardzo konkretny sposób, pani minister Anna Zalewska obniża finansowanie zajęć z języka i historii Kaszub. Dlaczego Kaszubi mają być karani za to, że chcą się uczyć w polskich szkołach swojego języka? To niedopuszczalne!
Piotr Kowalczuk dodaje, że dzięki dotychczasowym subwencjom wiele szkół wiejskich w regionie Kaszub w ogóle mogło przetrwać. Teraz, gdy subwencja będzie obniżona, może chodzić już nawet nie tylko o samą naukę języka kaszubskiego, ale w ogóle o przetrwanie tych małych szkół.
Kazimierz Koralewski, szef klubu PiS w Radzie Miasta Gdańska, widzi to inaczej:
- Od dziecka mówię po kaszubsku i żaden program szkolny nie był mi do tego potrzebny. Wystarczył dom rodzinny. Moi kuzyni i kuzynki uczą się i mówią po kaszubsku w domu i pewnie tak dalej będzie. Tak było za moich dziadków i pradziadków i tak jest dzisiaj, w XXI wieku. Wszyscy oni mówią po kaszubsku płynnie. Jeśli lokalne samorządy chcą naukę kaszubskiego kontynuować w szkołach, to na pewno środki na to znajdą. A środki centrale przecież w całości nie znikają, tylko zostaną obniżone.