Wchodząc na salę gimnastyczną Gdańskiego Liceum Autonomicznego, w której 22 lipca nastoletni uczestnicy programu “Gdańsk Business Week” (GBW) prezentowali efekty tygodniowego “zanurzenia” w świat biznesu, odnosiło się wrażenie, że zaraz odbędzie się tu mecz koszykówki. Setka nastolatków co chwilę wznosiła gromki okrzyk przywodzący na myśl zjednoczenie drużyny przed finałową rozgrywką.
Tymczasem witali w ten sposób 46 przedstawiciel trójmiejskich firm - występujących w roli inwestorów z portfelami wypchanymi umownymi pieniędzmi. Podczas “Trade Show”, czyli targów przedsiębiorstw, każda z dziewięciu firm nastoletnich biznesmenów przekonywała inwestorów, że to właśnie ich pomysł wart jest wsparcia.
My tu naprawdę robimy biznes
W ciągu sześciu dni (17-22 lipca 2016), od rana do wieczora młodzież przygotowywała się do finału: uczyła się jak tworzyć biznesplan, wypracowywała własne strategie marketingowe wymyślonego przez siebie produktu i - z pomocą specjalnej platformy multimedialnej - przeszła dwuletni cykl rozwoju firmy, podejmując decyzje ważące na jej przyszłości.
Zajęcia prowadzili doświadczeni menadżerowie z firm działających w Trójmieście i ze Stanów Zjednoczonych. Nad pracą każdej z grup czuwał mentor również wywodzący się ze środowiska biznesowego, a zajęcia odbywały się w języku angielskim.
Idea programu GBW przybyła do Gdańska prosto z Waszyngtonu. W tym amerykańskim stanie od blisko czterdziestu lat odbywa się “Washington Business Week” przeznaczony dla osób w wieku od 15 do 19 lat. Sześć lat temu program zaadaptowano w naszym mieście. Wydarzenie organizuje Gdański Inkubator Przedsiębiorczości STARTER i Miasto Gdańsk, przy współudziale gości zza oceanu.
- To wspaniała przygoda i niesamowite doświadczenie - mówi Martyna Cichoń (lat 15) z firmy C Candy. - My naprawdę uczymy się tutaj robić biznes!
- Do udziału w programie zachęciła mnie możliwość podszkolenia angielskiego. Po raz pierwszy musiałam przez tyle dni, prawie bez przerwy, mówić w tym języku - dodaje jej firmowa koleżanka, Michalina Nieścioruk (lat 16). - Angielski jest językiem biznesu i otwiera wszystkie drzwi. Poza tym wspaniałą możliwością było poznanie tylu nowych ludzi w jednym miejscu.
Dziewczyny zgodnie twierdzą, że najtrudniejszą stroną “GBW” były dla nich wystąpienia publiczne i praca w zespole.
- To ogromny ciężar, kiedy występujesz w imieniu całej grupy, ponosisz odpowiedzialność za wszystkich - uważa Paula Drozdek (lat 18).
W rolę liderki grupy i prezesa firmy C Candy wcieliła się Bianka Kiedrowska (lat 17). Jak mówią jej koleżanki - wyznaczyły ją na to stanowisko, bo jest “najbardziej ogarnięta”.
- Oczywiście, że chciałabym być prezesem również w dorosłym życiu, kto by nie chciał - śmieje się Bianka. - Ale mam świadomość, że przede mną jeszcze lata nauki i pracy, zanim, być może, zostanę panią prezes. Zamierzam studiować zarządzanie, sprofilowane w jakimś konkretnym kierunku. Zastanawiam się w jakim.
18.letnia Ksenia Tabakowa była jednym z kilku zagranicznych uczestników GBW. - Do udziału zachęcił mnie mój znajomy z Gdańska. Jestem zachwycona - mówi Białorusinka. - Wybieram się na studia biznesowe. Myślę, że to doświadczenie pomogło mi się do nich przygotować.
Zaskoczenie sto razy dziennie
Agnieszka Cichocka, koordynatorka Gdańsk Business Week z ramienia GIP STARTER uważa, że program jest wydarzeniem wręcz magicznym: - Kiedy pierwszego dnia przyszliśmy po uczestników do Bursy Gdańskiej, gdzie wszyscy mieszkali razem podczas programu, witając ich tradycyjnym (wspomnianym już - red.) okrzykiem, byli w szoku. Widać było, że pierwszy dzień trochę ich oszołomił - opowiada. - Ale z każdym następnym zmieniali się, otwierali, po prostu widać było postępujący z dnia na dzień rozwój.
Agnieszka Cichocka podkreśla, że celem GBW jest - z jednej strony - zaznajomienie młodzieży z tym, jak wygląda praca w biznesie. Z drugiej strony uczą się kreatywnego podejścia do niego, tworzą własne produkty, muszą samodzielnie podejmować różne decyzje.
- Najważniejsze jednak jest to, co się dzieje między uczestnikami - uważa Agnieszka Cichocka. - Z doświadczenia tych kilku lat wiemy, że po business week pozostają trwałe przyjaźnie oraz wciąż utrzymywane relacje z menadżerami prowadzącymi zajęcia i z mentorami.
Co na to mentorzy?
Gracja Polonius, team leader w firmie Kemira Gdańsk, już po raz drugi pełni rolę opiekuna drużyny podczas GBW.
- Zakochałam się w tym programie - mówi. - To świetna inicjatywa, niesamowicie wzbogacające i satysfakcjonujące doświadczenie. Móc obserwować młodych ludzi, którzy na początku mają problemy by wyjść ze swojej “skorupki”, jak zaczynają ją opuszczać i rozwijać pełnię swoich możliwości, jest po prostu bezcenne. Ten intensywny tydzień uskrzydla i wypełnia pozytywną energią na długi czas.
Jak zaznacza Gracja Polonius, dla niektórych mentorów wyzwaniem jest pozwolić młodzieży robić wszystko po swojemu, za bardzo się nie wtrącać w ich decyzje.
- Jesteśmy po to, by wspierać, motywować i wyjaśniać niektóre pojęcia. Inicjatywa leży po stronie młodych - zaznacza.
Mateusz Paprocki pracuje jako dyrektor operacyjny w software house Neoteric. Rok temu sprawdzał się jako inwestor podczas “Trade Show”. W tegorocznej edycji powrócił jako mentor.
- Praca z młodzieżą to dla mnie nowe doświadczenie - zaznacza Mateusz Paprocki. - Moją rolą było nauczyć ich jak działać w zespole, jak się komunikować, opowiedzieć trochę jak to wygląda w prawdziwym biznesowym świecie - wylicza. - Uczestnicy GBW nie traktują programu jako rozrywki na wakacje. Przychodzą tu bardzo skupieni, są poważnie zainteresowani biznesem. Praca z nimi to czysta przyjemność.
Czy coś go zaskoczyło? - Jakieś sto razy dziennie - żartuje Mateusz Paprocki. - Chociażby to, że “moja” firma wybrała na dyrektora najmłodszego kolegę - czternastolatka. Grupa wyczuła jego charyzmę, dużą wiedzę i dobre podejście do ludzi na długo przede mną.
Wygrał Sherlock i Watson
Po przeliczeniu grubych stosów gotówki, okazało się że sędziowie zainwestowali najwięcej pieniędzy w firmę Fables, która opracowała produkt „Sherlock”. Służy on do znajdywania zgubionych przedmiotów przy pomocy małych chipów, które można zamontować na wybranej rzeczy, np. na kluczach. Sherlock ma kompatybilną aplikację „Watson.” Twórcy są przekonani, że nie ma tego typu produktu na świecie.
Rozmowa z Rachelle Plecher, wolontariuszką Washington Business Week, tegoroczną chair of Gdańsk Business Week (czyli przewodniczącą).
Izabela Biała: Czy formuła Business Week w Gdańsku jest taka sama jak w Waszyngtonie?
- Washigton Business Week odbywa się w stanie Washington w Stanach Zjednoczonych już od blisko 40 lat. Program jest bardzo podobny. Największą różnicą w polskiej wersji programu jest to, że oczywiście amerykanie mówią po angielsku od urodzenia, a w Gdańsku dodatkową korzyścią dla uczestników jest możliwość mówienia po angielsku przez cały tydzień.
W ramach tego przyspieszonego kursu angielskiego odbywa się tzw. “speed speak”, podczas którego młodzież ma możliwość w ciągu maksymalnie dwóch minut zaprezentować przed grupą 45 sędziów opracowane przez siebie wystąpienia na konkretny temat. To pomaga im zbudować pewność siebie w mówieniu po angielsku przed publicznością. Dzięki temu mogą lepiej przygotować się do Trade Show.
I do używania angielskiego przez resztę życia…
- Tak!
Czy zna pani historie jakiś absolwentów amerykańskiej wersji programu? Co robią dzisiaj?
- Wielu angażuje się jako doradcy/mentorzy dla drużyn biorących udział w Business Week. Wszyscy mają zróżnicowane profile zawodowe. Niektórzy to nauczyciele z dużym doświadczeniem w pracy z nastolatkami. Inni są przedsiębiorcami, którzy założyli własne firmy. Jeszcze inni pracują dla wielkich korporacji.
Dlaczego postanowiła pani zaangażować się Washington Business Week i jak trafiła pani do gdańskiej wersji programu?
- Washington Business Week to duża część mojego życia. Sama również brałam w nim udział kiedy byłam w szkole średniej. Później za sprawą mojego pracodawcy - firmy Boeing, miałam możliwość by zostać wolontariuszem programu, moja firma jest jednym z jego większych sponsorów.
Byłam bardzo podekscytowana tym powrotem po latach. Przez trzy lata byłam sędzią, byłam również doradcą firm. Rok temu zaproszono mnie do Polski jako przewodniczącego edycji. Przyjechałam do Gdańska, zakochałam się w ludziach i w waszym mieście, spodobała mi się polska kultura, a uczestnicy programu są niesamowici.
Czy widzi pani różnicę obserwując pracę nastolatków amerykańskich i polskich?
- Polscy uczestnicy programu są spokojniejsi, trochę wstydliwi. Niektórym brakuje wiary we własne możliwości, zwłaszcza jeśli chodzi o poziom języka angielskiego. Trudno im się wypowiedzieć na początku przed innymi ludźmi. Wydaje mi się, że gdybyśmy pozwolili im mówić po polsku, byliby tak samo odważni jak ich amerykańscy rówieśnicy. Ale ostatecznie, mają ze sobą wiele wspólnego: wszyscy lubią się dobrze bawić - dzieciaki to dzieciaki.
Jak zachęciłaby pani młodych ludzi, którzy w tym roku nie zdecydowali się na udział w programie, żeby za rok przystąpili do niego?
- Absolutnie zachęcam! Nie trzeba się do tego przygotowywać w żaden sposób. Angielski nie jest problemem - mamy uczestników na bardzo zróżnicowanym poziomie znajomości języka. Jeśli chcesz popracować nad swoim angielskim jest to doskonałe miejsce. Ludzie nie będą cię tutaj osądzać, lecz wspierać i zachęcać. Powiedziałabym po prostu: Just do it! Zapisz się.
A ten powitalny okrzyk?
- Jest częścią programu od niepamiętnych czasów. To zabawny pomysł, by wprowadzić się w odpowiedni nastrój, obniżyć napięcie, to po prostu część naszego programu. Wyzwala uśmiech na twarzy osoby, która go wypowiada, a także na twarzy jego “odbiorcy”. To świetne uczucie - po prostu trzeba się uśmiechnąć.
Przeczytaj także: Wakacje dla przedsiębiorczej młodzieży