Roman Daszczyński: Otrzymał Pan w ciągu swojego długiego i pracowitego życia najwyższe nagrody i godności, takie jak hollywoodzki Oskar za całokształt twórczości, Złota Palma festiwalu filmowego w Cannes czy francuska Legia Honorowa. Teraz zostaje Pan Honorowym Obywatelem Gdańska. Czy ma Pan poczucie, że jest to coś ważnego?
Andrzej Wajda: - Tak. Bardzo szczęśliwy jestem z tego powodu. I muszę podkreślić, że właśnie z tego powodu, że jest to miasto Gdańsk. Z tej prostej przyczyny, że miasto Gdańsk odegrało bardzo ważną rolę w moim długim życiu. No i tu, w jakimś sensie, spotkałem się pierwszy raz z wolnością. Tu stało się pierwszy raz coś, czego nie mogłem się spodziewać. Po zrobieniu filmy “Człowiek z żelaza” nagle - przecież ja byłem wydany na pastwę krytyki partyjnej i wszelkich ograniczeń cenzuralnych (czasów PRL - przy. red.) - a nagle zrobiłem film i robotnicy stoczni napisali list do władz kinematografii, że film nie ma być ocenzurowany, tylko w takiej formie ma być pokazany w takiej formie, jak ja go skończyłem, i film ma pójść na festiwal do Cannes. No tego nigdy nie było… To normalnie, decyzje władzy ówczesnej, nikomu wtedy nie przyszło do głowy, żeby mógł wystąpić z taką propozycją. To było dla mnie piękne: właśnie “Solidarność” wzięła pod swoje skrzydła, wzięła w swoje objęcia, mój film “Człowiek z żelaza”, który zresztą został zamówiony też, kiedy ja po raz pierwszy pojawiłem się w stoczni w czasie strajku (w sierpniu 1980 r.). Jeden ze stoczniowców, który mnie tam prowadził do sali obrad, powiedział: “No niech pan zrobi film o nas”. Odpowiedziałem: “No dobrze, ale jak ja mogę zrobić film o was?”. “Niech pan zrobi film >>Człowiek z żelaza<<. To jest jedyny film, który ja w życiu zrobiłem na zamówienie. Poza tym wszystkie filmy powstały z mojej inicjatywy, pomysłów różnych - moich, przyjaciół… Krótko mówiąc: z tego kręgu. To jest jedyny film, który został zrobiony dlatego właśnie, że ten stoczniowiec powiedział do mnie “Proszę zrobić o nas film “Człowiek z żelaza”. To wszystko wydarzenia, które nie są związane z żadnym innym miastem.
To oznacza, że ten stoczniowiec najprawdopodobniej widział wcześniej “Człowieka z marmuru”...
- No i to właśnie jest klucz, i coś ważnego, co bym chciał powiedzieć: że polska kinematografia tak dalece oczekiwała wydarzeń, które miały miejsce w Gdańsku, że ja dostałem zamówienie, żeby zrobić film fabularny, ale jak się rozpoczęły obrady, pojawiły się kamery naszej kinematografii dokumentalnej, powstał film “Robotnicy ‘80”, dlatego że “Robotnicy 1971” - wcześniej był zrobiony przez Kieślowskiego taki film. Więc kinematografia jakby szła w stronę tych wydarzeń, które miały wtedy miejsce w Gdańsku.
Czy pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z Gdańskiem? Pierwsze w życiu.
- Tak. Muszę powiedzieć, to jest spotkanie niezapomniane. W 1939 roku byłem na takim obozie młodzieżowym w Kartuzach i żeby odwiedzić Gdynię, która była wtedy naszym - że tak powiem oknem na świat - pojechaliśmy pociągiem. Przez Gdańsk trzeba było przejechać, i to przejeżdżaliśmy przez Gdańsk o świcie, wcześnie rano… No i zobaczyłem ten Gdańsk cały obwieszony hitlerowskimi flagami ze swastyką. Nie widziałem nigdy czegoś takiego, no i nagle ten Gdańsk całkowicie był jakby taką… takim bezczelnym… nie mówię zawłaszczeniem, bo… Ale wolny Gdańsk, Wolne Miasto, nie mogło tak wyglądać...Przejechaliśmy. Nawet nie zatrzymywał się pociąg w Gdańsku, no i zobaczyłem Gdynię, zobaczyłem nasze polskie morze. Tak, że to było pierwsze spotkanie, no a potem dosyć wcześnie, zaraz po zakończeniu wojny, myśmy tak przez te pięć lat ograniczeni, w jakichkolwiek podróżach, w jakichkolwiek - że tak powiem… przez wojnę… przez okupację… hitlerowski terror, który oni stosowali… I przez to, że bardzo łatwo było jadąc pociągiem wysiąść w momencie, gdy tam już czekają Niemcy i po prostu biorą wszystkich, wywożą do Rzeszy, którzy się nadają do pracy. Więc jak tylko się wojna skończyła, zaczęliśmy jeździć i Gdańsk był tym miejscem, gdzie koniecznie trzeba było przyjechać i ten Gdańsk odwiedzić. Jeszcze wtedy był w dużym stopniu zrujnowany. No ale to już było nasze miasto, już nie było żadnych flag hitlerowskich, i od tego momentu zaczęła się moja przyjaźń z Gdańskiem, z gdańskim Teatrem Wybrzeże - bo Zygmunt Hubner zaangażował mnie do tego teatru po moim filmie “Popiół i diament”... Zaangażował Cybulskiego i zaraz ja miałem być reżyserem tego spektaklu… Wracałem do Gdańska, bo tam były zawsze ważne wydarzenia, spotkania… a i naszego stowarzyszenia filmowego… Krótko mówiąc, Gdańsk był tym miastem, które nas… no, dziwne, ale w Gdańsku czuliśmy się bardziej wolni… Że jeszcze coś będzie… Że jeszcze coś się stanie… Niby nie było żadnych na to przesłanek, a jednak… Może gdzieś widok tego morza, gdzieś daleko… Że tam jeszcze coś jest, hehe, co nas pociąga… To było powodem, że tak często bywałem w Gdańsku właśnie. Zwłaszcza w okresie wakacji.
Gdyby Pan policzył te wszystkie dni spędzone w Gdańsku, zebrałyby się miesiące?
- Aaaaa… Może nawet więcej… Nawet może więcej dlatego, że i wydarzenia sierpniowe, a i moje zajęcia w teatrze gdańskim, a i też zdjęcia, które odbywały się do kilku moich filmów… Krótko mówiąc - tak, tak, z całą pewnością tych dni było znacznie więcej.
Ma Pan w takim razie na pewno swoje ulubione miejsca w Gdańsku, swoich przyjaciół… Uzasadnione jest tutaj pytanie, gdzie zdarzało się Panu mieszkać.
- No, zdarzało się mieszkać w różnych hotelach. Ale hotel najbliżej stoczni, to jest hotel….
Wówczas nazywał się “Heweliusz”...
- Tak jest. Hotel “Heweliusz” był naszym hotelem, wtedy kiedy realizowaliśmy film “Człowiek z żelaza”. Nawet zdjęcia robiliśmy w tym właśnie hotelu. Tak, że… O, to też był długi okres mojego pobytu w Gdańsku, dlatego, że cały film był zrealizowany właściwie tam. Zgodnie z wydarzeniami, które właśnie tam miały miejsce. Jednym problemem jak zrobić film - bo chodziło mi o to, żeby zdążyć z filmem “Człowiek z żelaza”... Miałem takie poczucie dziwne, że “Solidarność” za pierwszym razem nie zwycięży, że może się coś wydarzyć, co położy kres że tak powiem mojemu filmowi. No bo wiadomo było, że w momencie, gdy tylko nastąpi jakiś paraliż polityczny, ten film nie ma żadnych szans. Spieszyliśmy się… No, jak wiadomo, sierpniowe dni, to były dni strajku, i wydarzeń w stoczni, a tu już się zrobiła jesień… zima się zbliżała… Chuch aktorów zdradzał, że to jest inna pora roku… No, ale kupiliśmy im papierosy, oni nieustannie tylko sięgali do kieszeni, zapalali następnego… No i tym sposobem pokonaliśmy nawet przyrodę (śmiech) żeby zrobić film “Człowiek z żelaza”. I bardzo byłem szczęśliwy, dlatego że ten film jeszcze zdążyło zobaczyć w Polsce 3 miliony ludzi. A to nie było bez znaczenia, że wydarzenia w Gdańsku nagle przenoszą się na ekran. Że można zobaczyć tych ludzi, że można zobaczyć tę salę… Że można zobaczyć te wydarzenia, które miały miejsce… No i najważniejsze: zgodnie z życzeniem stoczniowców film został zaprezentowany na festiwalu w Cannes, no i otrzymał Złotą Palmę. No ale to była Złota Palma nie dla mnie, nie dla filmu, ale dla “Solidarności”, dla Gdańska…
Ma Pan w Gdańsku swoje ulubione miejsca?
- No, powiem że... najbardziej... chyba tak powinienem powiedzieć… Może panu tylko w tajemnicy… To jest Dwór Artusa, gdzie odbywają się te wszystkie wspaniałe wydarzenia… Kilka razy miałem możność uczestniczyć w nich. Bardzo się cieszę, że znowu to będzie to miejsce, bo ono jest piękne i takie samo w sobie niepowtarzalne. Bardzo jestem szczęśliwy, że profesor Jerzy Limon dał mi szansę przyłączenia się do powstania Teatru Szekspirowskiego. Że mogłem uczestniczyć w wyborze projektu architektonicznego, w tym jury, które ten projekt wybierało. No i że udało mi się zrobić to widowisko, właśnie na Długim Targu, że nagle stu polskich aktorów, na dwudziestu scenach, przez godzinę mówiło do kilkunastu tysięcy gdańszczan tekst Szekspira. Myślę, że to była piękna chwila… No i potem rezultat: Teatr Szekspirowski, który jest piękny, wspaniały… i jestem ogromnie szczęśliwy, że dożyłem takiego momentu, kiedy właśnie pojawia się coś takiego jak ta budowla… taka budowla… Właśnie w Gdańsku, żeby panoramę tego miasta uzupełnić.
Miał Pan w Gdańsku - ma Pan nadal - przyjaciół?
- Tak, dlatego, że po pierwsze: w Gdańsku była [Wyższa - przyp. red.] Szkoła Sztuk Plastycznych, swojego rodzaju Akademia… I tu mieliśmy przyjaciół, którzy tam studiowali, w momencie, gdy ja studiowałem w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, No, potem, muszę powiedzieć że Łódzka Szkoła Filmowa nie bardzo mnie… że tak powiem… Nie bardzo sobie przypominam… Ale potem, oczywiście - odwiedzając Gdańsk… obserwując pilnie życie artystyczne… To, co jest szalenie ważne - w Gdańsku była jakby taka… Więcej wolności. Skąd się mogło wziąć?! Przecież Polska Ludowa jednakowo podlegała… Wszystko podlegało tej samej cenzurze, tym samym - że tak powiem - ograniczeniom. A Gdańsk robił zawsze wrażenie wolnego świata… Wolne Miasto Gdańsk. Wolne Miasto Gdańsk - i tak go widzę do dzisiaj: jako Wolne Miasto Gdańsk. I ogromnie jestem szczęśliwy, że jeszcze raz - tym bardziej, że z moją żoną Krystyną Zachwatowicz, będziemy mieli szansę właśnie w tej sali niezapomnianej, w Dworze Artusa, spotkać się z władzami miasta. Bardzo to dla nas będzie taka piękna i podniosła chwila.
90-letni Andrzej Wajda udzielił tego wywiadu portalowi Gdańsk.pl 18 lutego 2016 r. w Warszawie, w siedzibie domu produkcji filmowej Akson Studio przy ul. Pięknej.
Czytaj także:
Cztery dni z Wajdą. Gdańsk uczci Honorowego Obywatela
Andrzej Wajda Honorowym Obywatelem Gdańska
Wajda będzie Honorowym Obywatelem. Mimo sprzeciwu
Prezydent u reżysera, czyli Adamowicz w domu Wajdy
Zobacz także:
Rzeźbiony fotel dla Wajdy! Żurawski robi gdańskie meble