• Start
  • Wiadomości
  • W Gdańsku zamiast w Mińsku. Białoruscy pisarze nie poddają się rusyfikacji

W Gdańsku zamiast w Mińsku. Białoruscy pisarze nie poddają się rusyfikacji

Na Białorusi nieobecni liczą się tak samo jak obecni. Dlatego nowym zwyczajem jest pozostawianie w czasie spotkań pustych krzeseł dla tych, którzy siedzą w więzieniach, koloniach karnych albo zginęli z rąk reżimu Łukaszenki. Tak samo było w Gdańsku - w czasie wręczania nagrody literackiej Giedroycia w ECS kilka miejsc zostało symbolicznie pustych. W sumie białoruski reżim wciąż więzi blisko 1500 osób. O wszystkich upomniano się w Gdańsku. Nagrodę Giedroycia zdobył Valańcin Akudovič.
27.11.2024
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
kobieta z portretem w rękach
Iryna Kozikava w ECS z portretem swojego brata Maksima Znaka. Dostał od 10 lat łagru za upominanie się o prawa człowieka, wolność słowa i niezależne wybory
fot. Łukasz Głowala/ECS

Iryna Kozikava pojawiła się w ECS z portretem swojego brata Maksima Znaka. Ostatni raz kontakt miała z nim 9 lutego 2023 roku. Od tej pory Znak jest incommunicado - nie ma z nim żadnego kontaktu, żadnej komunikacji. Nie wiadomo czy żyje. 

Znak był adwokatem Swietłany Cichanuskiej, liderki białoruskiej opozycji. Jej udało się wyjechać z kraju. Maksim - prawnik - został. Póki mógł reprezentował Cichanouską i innych liderów białoruskiej opozycji (Wiktar Babaryka, Maryja Kalesnikawa) oraz publikował na YouTube filmy na temat praw człowieka i wolności obywatelskich. 

W 2020 roku białoruskie służby aresztowały go - jak to mają w zwyczaju - na ulicy: kilku zamaskowanych osiłków nagle wciągnęło go busa. Od tej pory siedzi w więzieniu, skazany na 10 lat za “nawoływanie do obalenia władzy państwowej”. Osadzony jest w kolonii karnej nr 3 w Wićbie pod Witebskiem. 

Jeszcze w czasie pierwszego roku mógł w więzieniu pisać. Z tych jego wierszy i notatek powstała książka "Zekameron. Wiersze. Rozmowy", jeszcze nie przetłumaczona na polski. 

Kozikava opowiada, jak książka powstawała: - Jego prawnicy szli do więzienia na widzenie. Od Maksima oddzielała ich szyba. Nie mogli używać telefonów. Brat przykładał kartkę do szyby, pokazywał notatki, a oni je kopiowali do zeszytu. Tak napisał książkę.  

Teraz, po czterech latach od aresztowania, Maksim Znak siedzi w “więzieniu w więzieniu”, czyli w jednoosobowej celi, bez możliwości pisania czy czytania. Odizolowany od świata, odcięty od reszty więziennej społeczności.   

To, co może zrobić jego siostra Iryna, to pokazywać światu jego portret i przypominać o nim. 

Iryna Kozikava: - Jest mi ciężko, ale jakie mam wyjście? Muszę być teraz najgłośniejszym głosem w imieniu mojego brata. 

Sama Kozikava też jest prawniczką, która dostała na Białorusi zakaz wykonywania zawodu. Jak mówi, wie, że do domu szybko nie wróci. 

kobieta patrzy w obiektyw
Taciana Niadbaj – białoruska poetka, tłumaczka, obrończyni praw człowieka, Przewodnicząca Rady Białoruskiego Domu Praw Człowieka im. Barysa Zwozskawa i prezeska zarządu Białoruskiego PEN
fot. Łukasz Głowala/ECS

Ma tu być ruskij mir

W ECS przez dwa dni (25-26 listopada) odbywały się wydarzenia związane z Nagrodą im. Jerzego Giedroycia - nazwa wyróżnienia pochodzi od legendarnego założyciela paryskiej “Kultury”, Polaka urodzonego w Mińsku, adwokata zbliżenia polsko-białorusko-ukraińskiego.    

Kiedyś ta nagroda, dla najlepszych autorów piszących w języku białoruskim (Białorusini piszący po rosyjsku się nie kwalifikują) przyznawana była w Mińsku. Od czterech lat w Polsce.  

Po raz pierwszy gala odbyła się w ECS w Gdańsku. Dlaczego nie na Białorusi? To bardzo proste, tłumaczy mi Taciana Niadbaj, prezeska Białoruskiego PEN Clubu, poetka i tłumaczka. Aby przyznać nagrodę artystyczną potrzebna jest jakaś organizacja, instytut, jakieś jury, sponsor, media i miejsce, gdzie będzie można ją wręczyć. Żadnej z tych rzeczy już w Mińsku nie ma. Praktycznie nie ma niezależnych od rządu wydawnictw. Krytykujący reżim autorzy albo siedzą w więzieniach albo wyjechali. Wszelkie niezależne od rządu fundacje i stowarzyszenia zostały pozamykane. Gali nagrody nie ma więc ani jak, ani gdzie, ani komu zorganizować. Można jedynie zrobić kameralne tajne czytanie podziemnej literatury w prywatnym mieszkaniu.  

Nagroda jednak przetrwała - tak jak białoruska literatura. Taciana Niadbaj, która doktorat zrobiła w Lublinie, mówi, że to, co prezydent Łukaszenka robi z własnym narodem, to ewenement na skalę świata.   

- Jesteśmy być może jedynym krajem, w którym rząd czy raczej reżim zamiast wspierać własną kulturę, język i literaturę, chce ją zniszczyć. Łukaszenka chce nas po prostu zrusyfikować. Ma u nas panować ruskij mir. Reżim niszczy więc język białoruski, białoruskie wydawnictwa, prześladuje białoruskich artystów. Literatura wszędzie na świecie potrzebuje mecenatu państwa, a u nas państwo aktywnie ją zwalcza. Represje dotykają też mniejszości - polską i litewską.   

Mało tego. Jeśli w czasie demonstracji policja czy OMON aresztują osoby mówiące po białorusku, są one czasem oznaczane farbą, a później bite i szykanowane podwójnie - za poglądy i język.  

Reżim walczy nawet z własną noblistką. Wybitna reportażystka Swiatłana Aleksijewicz dostała w 2015 roku roku literackiego Nobla za takie książki jak “Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka”. Aleksijewicz pisze po rosyjsku, a mimo to Łukaszenka uznał jej książki za groźne - nie ma ich w bibliotekach i zostały usunięte z listy lektur szkolnych. Sama Aleksijewicz mieszka w Berlinie. Do jej mieszkania w Mińsku też próbowały wejść służby. 

puste krzesło
Puste krzesło w hołdzie dla więzionej w kolonii karnej dziennikarki Kaciaryny Andrejewej. Odsiaduje ona wyrok ośmiu lat za nadawanie relacji live z protestu w mediach społecznościowych
fot. Łukasz Głowala/ECS

Puste krzesła

Jeśli pójść na galę polskiej nagrody literackiej, można spotkać elegancko ubrany tłumek popijający szampana i rozmawiający o sztuce. Czyli tak, jak to powinno się odbywać.

W przypadku nagrody białoruskiej ciężko mówić jedynie o sztuce. Nagroda Giedroycia przyznawana jest w innym kontekście: na wygnaniu, z artystami i dziennikarzami siedzącymi w białoruskich koloniach karnych. Nie można nie upomnieć się o torturowanych, więzionych i mordowanych, trzeba dyskutować o represjach i przyszłorocznych “wyborach” prezydenckich, które, jak można oczekiwać, znów "wygra" Łukaszenka (żaden kandydat niezależny nie został zarejestrowany).    

Reżim stosuje wobec nieposłusznych różne metody: areszty domowe, karcery, obozy ciężkiej pracy, pozbawianie chorych osób leków w więzieniu, odcinanie osadzonych od rodziny - brak widzeń, niemożność pisania listów całymi latami. Wiele osób nie wie w ogóle czy ich bliscy żyją. Liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska wieści od męża nie miała od 600 dni.

O tym wszystkim opowiadały w ECS Taciana Niadbaj i Iryna Kozikava. Obok nich puste miejsca dla tych, którzy tkwią latami w białoruskich celach. Było więc puste krzesło z portretem wspomnianego już wcześniej Maksyma Znaka.  

Kolejne puste krzesło pozostawiono dla Alesia Białackiego - to 62-letni obrońca praw człowieka, laureat pokojowego Nobla, założyciel Centrum Praw Człowieka “Wiasna”. Skazany w 2023 roku na 10 lat kolonii karnej nr 9 w Horkach, przetrzymywany jest w specjalnej karnej celi.  

I wreszcie trzecie puste krzesło, w którym mogłaby siedzieć była dziennikarka Biełsatu Kaciaryna Andrejewa. To wybitna reporterka, autorka książki o udziale Białorusinów w wojnie w Donbasie. Andrejewa została aresztowana 15 listopada 2020 roku za relacjonowanie pokojowego protestu w Mińsku. Uznana za ekstremistkę została skazana na osiem lat więzienia. Siedzi w kolonii karnej nr 4 w Homlu.  

Jej mąż, Ihar Iljasz, także został zamknięty 23 października tego roku, tylko za to, że dla TV Biełsat skomentował jej uwięzienie. Oskarżono go o “wspieranie formacji ekstremistycznych i szpiegowanie dla zagranicznych wywiadów”.     

Takich pustych krzeseł można ustawić 1500, bo na tyle ocenia się liczbę więźniów politycznych na Białorusi. Wśród nich Taciana Niadbaj wymienia 39 pisarzy, redaktorów, tłumaczy i wydawców - siedzą, bo odważyli się mówić czy pisać prawdę. Jak choćby polski dziennikarz Andrzej Poczobut. Od 2021 roku odbywa karę ośmiu lat więzienia w kolonii karnej w Nowopołocku, skazany za "podżeganie do nienawiści i wzywanie do działań na szkodę Białorusi". Wśród uwięzionych jest też wiele młodych osób: poetka; autorka książek dla dzieci; tłumaczka książek Astrid Lidgren; redaktorka magazynu poświęconego literaturze i sztuce. 

Taciana Niadbaj: - Reżim chce zatrzymać wszelkie przejawy solidarności z uwięzionymi. Jeśli wyślesz im list ze słowami pocieszenia czy choćby pięć rubli wsparcia, żeby mogli sobie coś kupić w więziennym sklepie, zostaniesz oskarżony o wspomaganie ekstremizmu i terroryzmu. Polubisz post niezależnych mediów - to samo. Rodziny uwięzionych, ze strachu przed dalszymi represjami, nie chcą mówić na głos, co się dzieje z członkami ich rodzin za kratami.    

kobieta pozuje do zdjęcia
W ECS pokazano także wystawę czarno-białych prac białoruskiej artystki Sviatlany Dziemidovič. Zrobiła ona ilustracje do tomiku poezji Nasty Kudasavaj „Obok”
fot. Łukasz Głowala/ECS

Nawet Sapkowski jest podejrzany

Jak funkcjonują białoruskie wydawnictwa? Większość jest kontrolowana przez rząd bądź stosuje autocenzurę. Aby działać, trzeba mieć zgodę Ministerstwa Informacji. Dlatego wydawnictwa niezależne działają w Polsce, Niemczech, Czechach czy na Litwie. Wysyłają książki do białoruskiej diaspory w całej Europie.   

Symptomatyczna jest opowieść Andreia Yanushkevicha, szefa wydawnictwa Yanushkevich Publishing. Jego księgarnia o melodyjnej nazwie "Knihauka" (pol. czajka) istniała w Mińsku… siedem godzin. 

Jak to możliwe? Yanushkevich opowiada mi, jak 16 maja 2022 roku o godz. 11 rano otworzył księgarnię swojego wydawnictwa w Mińsku.

- Wcześniej sprzedawaliśmy książki albo przez internet, albo z biura - mówi. - Zamarzyła nam się jednak własna księgarnia z prawdziwego zdarzenia. 

Chwilę po otwarciu w księgarni pojawiła się trójka znanych z telewizji dziennikarzy reżimowych. 

- Włączyli telefony, nagrywali. Pytali, dlaczego tak mało u mnie literatury sowieckiej, dlaczego w książce historycznej na zdjęciach są faszyści. Chcieli mnie sprowokować, ale im się nie udało, bo przecież nic złego nie robię. Sprzedaję literaturę piękną: “Wiedźmina” Sapkowskiego czy białoruskie wydanie sagi o Harrym Potterze, Stephena Kinga, Tolkiena, ale też doskonałą, współczesną powieść białoruską Alhierda Bacharewicza "Psy Europy".     

Po wyjściu dziennikarzy reżimowych, w księgarni pojawił się milicjant. - Powiedział, że ma na mnie skargi od zwykłych obywateli - wspomina szef wydawnictwa.      

Wieczorem tego samego dnia o godz. 18 w księgarni pojawiła się policja ds. walki ze zorganizowaną przestępczością i korupcją. 

- Mieli już nakaz prokuratora, aresztowali mnie - mówi Andrei Yanushkevich. - Księgarnia działała więc siedem godzin. Nie spodziewałem się, że biurokracja zadziała aż tak szybko. Myślałem, że potrwa kilka dni zanim przygotują wszystkie papiery na mnie. Przesiedziałem miesiąc pod zarzutem "chuligaństwa". Nie wiedzieli jaki pretekst wybrać. 

mężczyzna patrzy w obiektyw
Andrei Yanushkevich. Jego księgarnia w Mińsku przetrwała siedem godzin
fot. Łukasz Głowala/ECS

Pytam wydawcę, co łukaszenkowskiej władzy może przeszkadzać w Sapkowskim i JK Rowling?  

Yanushkevich: - Białoruś ma być zachodnią prowincją Rosji. Więc jeśli książki w języku białoruskim zaczynają się zbyt dobrze sprzedawać - nawet jeśli to “Wiedźmin” czy bajki dla dzieci - to już jest to dla Łukaszenki podejrzane. Kultura białoruska ma istnieć tylko jako fasada. Czyli np. mamy gazety, które mają białoruską nazwę, ale wszystkie artykuły w nich są po rosyjsku. 

Dziś wydawnictwo Yanushkevicha i jego wymarzona księgarnia działają w Warszawie. Książki drukowane są w Polsce. Ale strona internetowa księgarni na Białorusi nie działa. Trzeba więc wejść na nią przez VPN. Książkę można zamówić - będzie wysłana na Białoruś pocztą. Koszt samej wysyłki z Polski (nie licząc ceny książki) to 70 zł. W sumie więc za książkę trzeba zapłacić 100-120 zł. Drogo. 

- Ludzie się skarżą, ale co ja mogę? - mówi wydawca. 

Okazuje się, że np. skierowana do młodzieży, inspirowana japońską mangą książka „Psotny pocałunek. Księga druga” (pierwsza część ukazała się jeszcze w Mińsku, druga już w Warszawie), którą napisała Jeva Vajtoŭskaja, jest po prostu za droga dla młodych ludzi, więc nieliczne egzemplarze pożyczają sobie nawzajem w szkole.  

Mimo to pisarze i wydawcy z Białorusi nie poddają się. Starają się tworzyć społeczność poza krajem. Nagroda Gedroycia to dla nich świetna okazja, żeby się spotkać. A także, aby spotkać czytelników, którzy uciekli do Polski, i tu próbują podtrzymać życie kulturalne i literackie swojego narodu. 

- Chcemy być głosem naszych uwięzionych kolegów, chcemy kontynuować tu ich pracę - mówi Taciana Niadbaj z PEN Belarus. - Pracujemy non stop: wspieramy represjonowanych, prowadzimy monitoring. Nie zapominamy o nikim.     

kobieta pozuje z książką
Hanna Jankuta, autorka książki "Czas chwastów”. Książka opowiada o jej doświadczeniu emigranckim w Polsce
fot. Łukasz Głowala/ECS

Nie radzę nikomu jechać z tą książką do Mińska  

Do Nagrody Giedroycia nominowano szóstkę pisarzy. Nominacje dostali za walory literackie, a nie za politykę. Czwórka z szóstki nominowanych wciąż mieszka na Białorusi, ale wszystkie sześć książek ukazało się poza granicami kraju. 

Ta czwórka, która mieszka na Białorusi, nie przyjechała do Gdańska na galę. To zbyt ryzykowne - po powrocie z Polski już na granicy takie osoby mogłyby zostać aresztowane, poddane rewizji, ich telefony przeszukane. Nikt nie chciał ryzykować. 

Tegoroczną Nagrodę im. Jerzego Giedroycia otrzymał w Gdańsku we wtorek, 26 listopada, Valańcin Akudovič za książkę „Trzeba sobie wyobrazić Syzyfa szczęśliwego”. Autora nie było w Gdańsku. Jego książka to panorama białoruskiego życia intelektualnego, rozprawa o języku, kulturze, po części traktat filozoficzny.

Białoruska dziennikarka o represjach reżimu Łukaszenki 

II miejsce zajęła Hanna Jankuta za książkę "Czas chwastów”. Autorka mieszka w Polsce, więc nagrodę odebrała sama. 

Powiedziała nam, że "Czas chwastów" to książka o jej doświadczeniu przymusowej emigrantki w naszym kraju: -  Wyjechałam z Białorusi w 2021 roku, bo dostałam stypendium Gaude Polonia. Byłam pewna, że wrócę. Ale okazało się, że przez pół roku zmienił się tam świat, na przykład zlikwidowano organizacje pozarządowe, z którymi współpracowałam. Zrobiło się niebezpiecznie. Zostałam więc w Polsce i tu piszę. Wiem, że nie ma sposobu, żeby moja nowa książka trafiła do księgarń na Białorusi. Nie można wysłać po prostu kilkuset egzemplarzy do oficjalnej sprzedaży. "Czas chwastów" to opowieść o wojnie w Ukrainie, o sytuacji na Białorusi, o stosunkach między Polakami, Białorusinami i Ukraińcami. Nie radzę nikomu, żeby otwarcie jechał z tą książką przez granicę. To zbyt niebezpieczne.   

 

 

TV

MEVO od kulis i życzenia. Rower metropolitalny ma już rok