Wielu ich kolegów i koleżanek zarzuca im, że samorząd uczniowski to tak naprawdę nuda, że trafiąją do niego lizusy i pupilki dyrektorki. Ogólnie: obciach.
Ale jak mówią młodzi samorządowcy: to nieprawda! Samorząd może być mega!
“Mega” to popularny wśród uczniów przedrostek: megafajny, megaciekawy, megaprzydatny. Czy więc samorząd szkolny może być mega?
Tak, bo jak przyznawali uczestnicy III Konferencji Samorządów Uczniowskich, tylko działając można się nauczyć trudnej sztuki negocjowania z władzą (czyli z dyrekcją); słuchania i rozumienia potrzeb rówieśników; można zostać sprawnym i szybkim organizatorem i animatorem kultury. Same plusy.
W ECS przedstawiciele samorządów uczniowskich z Gdańska, Gdyni i Działdowa spotkali się po raz trzeci, by dzielić się doświadczeniami. To ważne dla dzieci i młodzieży, żeby wyjść poza własną szkołę, własne problemy, zobaczyć, jak na te same sprawy patrzą rówieśniczki i rówieśnicy z innych szkół i innych dzielnic.
Przy okazji takie konferencje to dla nich dobra lekcja debaty publicznej, umiejętności nazywania problemów i uczenia się pracy zespołowej.
Uczennice i uczniowie sami wybrali tematy do rozmowy: jak zdobyć finanse na działanie samorządów uczniowskich; jak zaangażować młodzież do większej aktywności; jak zmienić wizerunek samorządu; wreszcie - jak zmienić relacje z nauczycielami.
Wiceprezydent Gdańska Piotr Kowalczuk mówił do młodych ludzi, że dorosła samorządność, łącznie z tą w sejmie przy ul. Wiejskiej, ma swoje źródła właśnie w samorządności uczniowskiej: - My w Gdańsku traktujemy samorząd poważnie, to nie stojak do sztandaru, to nie "paprotka", ale prawdziwe działanie - mówił.
Młodzi ludzie tłumaczyli mi, że samorządy - wbrew pozorom - mogą mieć realny wpływ na szkołę. Aktywni uczniowie starają się zmieniać ją od środka; organizują imprezy, akcje, wspólne projekty. Janina Hulińska z Gimnazjum nr 17 w Gdańsku mówiła, że w jej szkole samorząd organizuje np. dni językowe czy koncerty charytatywne dla dotkniętych przez los koleżanek. - W ten sposób uczymy się pomagać przez zabawę - wyjaśniła. Marta Klonowska z Conradinum (Szkoły Okrętowe i Ogólnokształcące) mówiła, że w jej szkole samorząd zorganizował m.in. dzień krwiodawstwa.
Zapytałem też dorosłe opiekunki samorządów uczniowskich, czy ta instytucja ma w dzisiejszej szkole sens, w dobie siłowo narzuconej z góry reformy edukacji?
- To są młodzi ludzie z ciekawymi pomysłami na życie, sporą energią i dużymi chęciami, więc trzeba im pomóc, pokazać, że nie są sami, że nauczycielki są z nimi po tej samej stronie - powiedziała Anna Urbańska-Gruczka, anglistka z Conradinum. - Nie wszystko w szkole musi być nadęte i poważne, można robić rzeczy fajne. Ambitni młodzi ludzie na pewno mogą zmienić swoją szkołę.
Małgorzata Łeszczyńska, nauczycielka francuskiego w Gimnazjum nr 17 oraz w SP 92 w Gdańsku, została wybrana przez uczniów na opiekunkę samorządu szkolnego, bo uczniowie po prostu bardzo ją lubią.
- Nie oszukujmy się, tego zawodu nie wykonuje się dla pieniędzy, ale z pasji, bo lubi się kontakt z młodzieżą - powiedziała Łeszczyńska. - Trzeba tylko chcieć uczennice i uczniów słuchać. Chętnie posłucham i dowiem się od nich, kim jest dla nich dobry opiekun. To ważne, żeby brać ich zdanie pod uwagę. Wierzę, że samorządy uczniowskie mogą zmieniać szkołę, żeby było w niej ciekawie i fajnie. A nawet megafajnie!