Agnieszka Tomasik, Kreatywna Pedagogika: Nauczyciele i uczniowie to nie krzesła do przestawiania!
- Uważam, że jeszcze nie zaczęliśmy żadnej rozmowy o szkole. Potrzebujemy poukładać sobie w głowach, kim ma być człowiek po ukończeniu szkoły. Jak uczyć go kompetencji życiowych przedsiębiorczości, kreatywności, gotowości do zmiany oraz szczęśliwego życia. Jak budować nowoczesne społeczeństwo, a nie co zamykać. Oto jest wielkie pytanie, które mnie interesuje. Jeszcze nie dostałam na nie odpowiedzi.
Poza tym, dlaczego likwiduje się gimnazja? Bo dzieci rozrabiają?! Czy jeśli zlikwidujemy gimnazja, to zlikwidujemy "gimbusów", czyli dojrzewających młodych ludzi i ich problemy rozwojowe? Nie!
Ani nazwy, ani organizacja szkół zaproponowana przez ministerstwo nie zmieni polskiej szkoły. Ją potrafią zmienić tylko ludzie: świetnie wykształceni specjaliści. Zapaleńców nam trzeba, a nie takich reform! Nauczyciele i uczniowie to nie krzesła do przestawiania! Zmiana w edukacji powinna skupić się na tym, jak budować relacje między uczącym a uczonym, jak tworzyć przestrzeń wolności dla rozwoju dziecka. Jak uczyć, aby człowiek uczył się sam chętnie przez całe życie i umiał współpracować z innymi. Jak uczyć, by pracował dla siebie i dobra wspólnego.
A teraz mamy tylko remont - malowanie ścian bez odrywania tapety. Efekt? Dużo bałaganu, sprzątania, a ściany nadal brzydkie. Pierwsza zasada edukacji: uczeń jest najważniejszy! To dla jego dobra pracujemy. Druga zasada: byle nie szkodzić. Obie zostały złamane!
Dyrektorka jednego z gdańskich gimnazjów (anonimowo): Szkoda naszego doświadczenia, zapału i metod
Wszystkie gimnazja żyją w niepewności. Więcej jest pytań niż odpowiedzi. Nie wiemy, co się z nami stanie: co się stanie z uczniami, nauczycielami, budynkami. Rodzice też są ogłupiali.
Nie mamy wpływu na decyzje podejmowane na szczeblu centralnym. My, nauczyciele, musimy podołać wyzwaniom i zminimalizować koszty kolejnych reform. Będziemy się starać, aby uczniowie i rodzice nie odczuli negatywnie tych zmian. To jest trochę jak z Brexitem: nikt nie wie, co się teraz stanie. Podobno skutki tej reformy edukacji mają być widoczne za 20 lat.
Oczywiście, że szkoda mi likwidowanych gimnazjów. Przez kilkanaście lat ich istnienia nasza kadra nauczyła się już pracować z dziećmi w wieku gimnazjalnym. Mamy doświadczenie, metody, programy i struktury. Wiemy dobrze, co robimy, a teraz ten etap szkoły zostaje zlikwidowany - wielka szkoda! Szkoda naszego zapału, inicjatyw. W ich miejsce pojawia się niepewność. Nieprawdą jest, że gimnazja były dla dzieci niebezpieczne: wprowadziliśmy procedury dla dziecka krzywdzonego, nauczyciele byli wyczuleni na krzywdę, głód, problemy psychiczne dzieci. Pracowały w gimnazjach zastępy świetnych psychologów i pedagogów. Dorastające dzieci miały świetną opiekę.
Oczywiście uznaję, że co jakiś czas w szkole musi dochodzić do modyfikacji; że stare rozwiązania mogą się po kilkunastu latach przestać sprawdzać, że szkoła musi iść naprzód. Ale czy likwidacja gimnazjów to jest akurat najlepsze wyjście? Trudno mi teraz jednoznacznie to ocenić. Ale mam wrażenie, że nie.
Czytaj także:
Likwidacja gimnazjów: pytania, na które nikt nie zna (jeszcze) odpowiedzi
Katarzyna Hall: - To powrót do PRL. Co chcemy osiągnąć?
Rząd likwiduje gimnazja. Część osób w Gdańsku straci pracę