Uchodźcy. Jak radzą sobie bremeńczycy?

Land Brema do końca roku przyjmie osiem, może dziewięć tysięcy uchodźców. Nawet dla Niemiec, kraju tak doświadczonego w kwestiach migracji, obecny olbrzymi napływ ludności z Syrii i Afryki jest wielkim obciążeniem. O tym, jak to jest, gdy w mieście brakuje miejsc noclegowych, a przybysze nie mówią po niemiecku, rozmawiamy z Christianem Weberem, przewodniczącym Parlamentu Wolnego Hanzeatyckiego Miasta Bremy, który niedawno odwiedził Gdańsk.
02.10.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Christian Weber we wrześniu był gościem prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.

Izabela Biała: Ilu uchodźców przebywa obecnie w granicach landu Brema?

Christian Weber: – Szacunkowa liczba wynosiła na początku roku dwa-dwa i pół tysiąca. Później nieco podskoczyła, a w ciągu ostatnich czterech tygodni [rozmawialiśmy 21 września 2015 r. – red.] wszelkie prognozy przestały mieć sens, tegoroczne założenia dawno zostały przekroczone. Sądzimy, że do końca roku przyjedzie do nas osiem-dziewięć tysięcy ludzi. I tyle prawdopodobnie będzie przybywać co roku przez najbliższe lata.

Jak została ustalona ta liczba? Czy to decyzja parlamentu Bremy?

– W normalnej sytuacji w Niemczech każdy z landów obowiązuje określona kwota przyjmowania uchodźców na podstawie tzw. klucza z Königstein. Podstawowym kryterium jest wielkość landu. Według tych założeń Brema zawsze otrzymuje 1 procent przybyłych do kraju. Przed nastaniem obecnego chaosu tak właśnie było. Teraz nie da się tego przewidzieć. I to się w najbliższej przyszłości nie zmieni. Dla Bremy i Bremerhaven, dwu dużych miast naszego landu, obecna sytuacja to ogromne obciążenie i wyzwanie.

Co jest najtrudniejsze?

– Po prostu zarządzanie tą sytuacją na poziomie landu. Nigdy dotąd nie zdarzyło się nam, żebyśmy musieli lokować ludzi w namiotach, a teraz jesteśmy zmuszeni korzystać ze wszystkich możliwości zakwaterowania: namioty, sale gimnastyczne, hale fabryczne… Kiedy rozpoczął się wzmożony napływ uchodźców, myśleliśmy, że uda się wszystkich rozmieścić w mieszkaniach. Później postawiliśmy kontenery mieszkalne. W końcu przyszedł czas na namioty. Już przeszło dwa tysiące ludzi mieszka w namiotach. To, co jeszcze rok temu było nie do pomyślenia, stało się rzeczywistością. W Bremie brakuje już łóżek, materacy, śpiworów, przenośnych toalet – wykupiliśmy je, a ludzi wciąż przybywa. Chcę bardzo mocno podkreślić, że mieszkańcy naszego landu także bardzo się zaangażowali – powstało mnóstwo inicjatyw obywatelskich i kościelnych, mających na celu pomoc uchodźcom, i to jest wspaniałe.

W jaki sposób finansujecie te wszystkie działania?

– Z budżetu landu. Musieliśmy uchwalić specjalny dodatek. Tylko w tym roku potrzebujemy na ten cel 200 milionów euro. Parlament landu zatwierdził także potrzebę zatrudnienia dodatkowych 300 osób, które wspomogą administrację w przyjmowaniu dużej fali uchodźców. Wszystkich przybyłych trzeba zarejestrować, porozmawiać z nimi, poznać bliżej sytuację każdej rodziny. Potrzebujemy nauczycieli do nowych szkół, lektorów do nauki niemieckiego… Poza tym jest też wiele, wiele działań, które dopiero nas czekają. Teraz o tym nie myślimy, ale co będzie za parę lat? Z jednej strony od lat w Niemczech, a więc i w landzie Brema, panuje polityka otwartości i mamy zwyczaj serdecznie przyjmować przybyszy. Ale z drugiej strony trzeba jakoś poradzić sobie z nową rzeczywistością, a to powiązane jest z dużymi nakładami finansowymi, które ponosimy w tej chwili i które ponosić będziemy przez lata. Musimy chociażby zbudować mieszkania dla tych ludzi.

A zbliża się zima...

– Właśnie. Jesteśmy przecież nad Morzem Północnym, w zimie są sztormy i wieją u nas tak silne wiatry, że namioty odlatują. I co wtedy? Już teraz przejmujemy sale gimnastyczne w szkołach i hale fabryczne, w których zmieści się dwieście czy nawet pięćset łóżek. Pomagają nam także przedsiębiorcy, użyczając swoich budynków, ale to wystarczy tylko na najbliższe tygodnie, może miesiące. Na początku mówiliśmy sobie: rozlokujemy ludzi w namiotach tylko na trzy miesiące, a potem zaraz przeniesiemy do porządnych mieszkań, i przez jakiś czas nawet nam się udawało. Teraz jest to już niemożliwe. Potrzebujemy dużo tanich mieszkań, mieszkań socjalnych.

Jakie będą kolejne najważniejsze działania, poza zapewnieniem uchodźcom dachu nad głową? Najpierw chyba nauka języka?

– Tak, nie znają przecież niemieckiego. Potrzebne są kursy i dla dorosłych, i dla dzieci, które bez znajomości naszego języka nie odnajdą się w bremeńskich szkołach. Mamy jeszcze jeden problem migracyjny w naszym landzie – niepełnoletnich, którzy uciekli do Niemiec bez rodziców czy innych dorosłych opiekunów. Przyjechali z Somalii, Ghany, Maroka, Etiopii, Erytrei, przybywając przez morze. „Wylądowali” na naszych plażach. Mamy już prawie dwa tysiące takich nastolatków. Są przepełnieni energią, przemieszczają się po całych Niemczech, ale najwyraźniej Brema jest dla nich atrakcyjna. Oni też przecież muszą iść do szkoły, jako niepełnoletni podlegają obowiązkowi nauki.

Są zbuntowani? Macie z nimi kłopoty?

– Tacy są raczej w mniejszości, ale nie można zapominać, że z uchodźcami wiąże się także przestępczość, o której tak chętnie piszą media. Musimy bardzo uważać, żeby nasza kultura otwartości, bardzo silna w naszym społeczeństwie, taka pozostała, żeby się kiedyś nie załamała. Obecna napięta sytuacja stwarza potencjał dla prawicowych populistów. Trzeba być bardzo ostrożnym. Mamy już przecież w Niemczech protesty AfD [Alternatywa dla Niemiec] i innych prawicowych ruchów w Lipsku czy w Dreźnie.

Choć wszystko to dzieje się tak blisko Polski, z perspektywy Gdańska cała ta sytuacja jest trudna do wyobrażenia...

– Rozmawiałem z prezydentem Pawłem Adamowiczem na ten temat i zaproponowałem, by przysłał do Bremy kilka osób z gdańskiego urzędu. Możemy im doradzić, jak administracyjnie poradzić sobie z dużym napływem ludności. Mamy dobrych fachowców i doświadczenie z imigrantami w ogóle. Przecież Gdańsk i Brema to miasta partnerskie. Już teraz są w naszym mieście dzielnice, w których nawet 40 procent mieszkańców pochodzi z innych krajów. Mamy klasy w szkołach, gdzie połowa uczniów to imigranci. Mamy przedszkola, gdzie są same dzieci obcokrajowców. Teraz ten trend jeszcze się wzmocni.

W Gdańsku temat uchodźców na razie pozostaje w sferze dyskusji, „jak to będzie”.

– Dowiedziałem się, że przed paroma laty przyjęliście kilka czeczeńskich rodzin z grupy wielu tysięcy, które dotarły do Polski. Bardzo niewielu z nich dojechało do Gdańska....  22 września Polska zadeklarowała przyjęcie sześciu tysięcy ośmiuset uchodźców. Przypomina mi to sytuację sprzed kilku lat, gdy do Niemiec przyjechała porównywalna liczba pięciu tysięcy Syryjczyków. To było na początku wojny w Syrii. Do Bremy trafiło 50 osób. Dzisiaj na północy miasta mamy silną gminę syryjską – tworzy ją około dwustu osób. To bardzo aktywni i wspaniali ludzie. Ci Syryjczycy prosili nas wtedy o pomoc w zdobyciu pozwolenia na przyjazd do Niemiec ich krewnych, którzy pozostali w strefie działań wojennych. Wtedy nam odmówiono – kontyngent został przecież wyczerpany. A dzisiaj? Co to jest pięć tysięcy ludzi, patrząc z naszej perspektywy?...


 

Zobacz także:

Uchodźcy: Brema zainspiruje gdańszczan?

Różne wyznania, jedna modlitwa. Za uchodźców

Zanim przyjadą uchodźcy

Gdańsk: 200 mieszkań dla uchodźców?


TV

Kamienica przy Toruńskiej 27 odzyskała blask