• Start
  • Wiadomości
  • “To był morderczy spływ”. Szymon Machnowski przepłynął zimą Wisłę, by pomóc koledze

“To był morderczy spływ”. Szymon Machnowski przepłynął zimą Wisłę, by pomóc koledze

Zimowy spływ Wisłą zajął Szymonowi Machnowskiemu 27 dni. Ten ekstremalnie trudny wyczyn miał pomóc koledze po udarze, który potrzebuje pieniędzy na długą rehabilitację. W piątek, 26 marca br., kajakarz zakończył spływ, dopłynął do Gdańska, gdzie czekał na niego Sławek Szumicki z żoną Aleksandrą. - Boże, jaki jestem zmęczony - powiedział pan Szymon, gdy postawił nogę na lądzie.
26.03.2021
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Po 27 dniach ekstremalnie trudnej wyprawy, jaką był zimowy spływ Wisłą, Szymon Machnowski dopłynął szczęśliwie do Gdańska
Po 27 dniach ekstremalnie trudnej wyprawy, jaką był zimowy spływ Wisłą, Szymon Machnowski dopłynął szczęśliwie do Gdańska
Dominik Paszliński/gdansk.pl

Szymon Machnowski jest żołnierzem, pracuje jako kontroler ruchu lotniczego w 43. Bazie Lotnictwa Morskiego w Gdyni. W 2018 roku jego serdeczny kolega Sławek Szumicki, również żołnierz, doznał rozległego udaru mózgu. Mężczyzna ma problemy z mówieniem, czytaniem, pisaniem, chodzeniem. By wrócić do zdrowia, wymaga wieloletniej i kosztownej rehabilitacji.

- Rozmawiałam z Szymonem przez komunikator, rozmawialiśmy o życiu, potrzebach, opowiadałam jak wygląda życie z osobą niepełnosprawną - mówi Aleksandra Szumicka, żona Sławka Szumickiego. -  Szymon powiedział: “no to płynę”. Zatkało mnie, aż się popłakałam, nie chciało mi się wierzyć, że to się uda, że ktoś tak bardzo będzie chciał się poświęcić. Minęły trzy tygodnie, a Szymon swój plan wcielił w życie. 

Szymon Machnowski pokonał kajakiem trasę liczącą tysiąc kilometrów, prowadziła od źródeł Wisły aż do Wisłoujścia w Gdańsku. Początkowo podzielił ją na 25 dni, planował płynąć ok. 40 km dziennie, ale warunki pogodowe były trudne. Kajakarz szczęśliwie dopłynął do celu w 27 dniu wyprawy. 

Pierwsze kroki i słowa po zejściu na ląd, Szymon Machnowski skierował do swojego serdecznego kolegi Sławka Szumickiego
Pierwsze kroki i słowa po zejściu na ląd, Szymon Machnowski skierował do swojego serdecznego kolegi Sławka Szumickiego
Dominik Paszliński/gdansk.pl


"Parę razy chciałem się poddać"

W piątek, 26 marca o godz. 13-tej kajakarz pojawił się na Motławie. Na wysokości Żurawia czekał na niego m.in. pan Sławek z żoną. 

- Szymon nie wie, że tu będziemy, to niespodzianka - powiedziała Aleksandra Szumicka

Gdy Szymon Machnowski dobił do nabrzeża, pierwsze słowa powitania skierował do kolegi dla którego zorganizował ten wyjątkowy wyczyn. Po powitaniu i uściskach, był czas na refleksję i krótkie podsumowanie wyprawy.

- Boże, jaki jestem zmęczony - powiedział z uśmiechem Szymon Machnowski. - Decyzja o wypłynięciu była impulsem, zobaczyłem, że Ola zbiera pieniądze na leczenie Sławka i wtedy podjąłem tę decyzję. To była bardzo ciężka wyprawa, Wisła jest niespływalna zimą. Wcześniej dokonał tego Marek Kamiński, ja jestem drugi. To był morderczy spływ, wiele razy było bardzo źle i stresująco, parę razy chciałem się poddać. Na wysokości Modlina miałem poważny kryzys fizyczno - psychiczny, ale motywował mnie cel, który nam przyświeca. Robimy to dla Sławka, fantastycznego człowieka, którego poznałem w 2009 roku. 

Wśród osób, które witały w Gdańsku Szymona Machnackiego był też znany podróżnik Marek Kamiński (po lewej)
Wśród osób, które witały w Gdańsku Szymona Machnackiego był też znany podróżnik Marek Kamiński (po lewej)
źródło: Facebook/PłyniemydlaSławka

 

Jak przyznaje Szymon Machnowski, Wisła dała mu w kość. Silne wiatry, burze śnieżne, były dużym wyzwaniem. Pozytywnie zaskoczyli kajakarza ludzie, którzy w trakcie postojów nie tylko dodawali otuchy, ale też zapraszali na nocleg czy przynosili posiłki. 

- Z początku bałem się ludzi, nawet wziąłem ze sobą gaz pieprzowy, ale nie był mi potrzebny - mówi kajakarz. - Ludzie byli przesympatyczni. Gdy widzieli flagę informującą o tym, że robię to dla Sławka, byli przecudowni. Przynosili talerze ciepłej zupy, bardzo dziękuję wszystkim, których spotkałem podczas tego spływu. 

W trakcie spływu Szymon Machnowski raz stanął na wagę. Gdy dotarł do okolic Warszawy, był pięć kilogramów lżejszy. 

- Nie wiem, ile teraz ważę, ale czuję, że siadłem fizycznie, muszę odpocząć - przyznał pan Szymon. 

 
- To był morderczy spływ - mówi o swoim wyczynie żołnierz, Szymon Machnowski
- To był morderczy spływ - mówi o swoim wyczynie żołnierz, Szymon Machnowski
Dominik Paszliński/gdansk.pl

 

Zbiórka nadal trwa

Sławek Szumicki ma szansę stopniowo wracać do zdrowia dzięki rehabilitacji.  Ośrodek Norman w Koszalinie organizuje turnusy w trakcie których rehabilitowane są osoby po ciężkich udarach. Ten ośrodek jako jeden z niewielu w Polsce daje szansę na uzyskanie doskonałych postępów w powrocie do sprawności. W przypadku pana Sławka mowa o pięcioletniej rehabilitacji. Koszt czterotygodniowego turnusu to 13 tys. 700 zł. 

W internecie nadal trwa zbiórka na leczenia pana Sławka. Udało się już zebrać ponad 29 tys. zł (red. - dane na 26 marca). 

- W przypadku osoby niepełnosprawnej, która wymaga trudnej i kilkuletniej rehabilitacji, każda złotówka jest ważna - mówi Aleksandra Szumicka. 

 
Nz. Szymon Machnowski, Sławek i Aleksandra Szumiccy
Nz. Szymon Machnowski, Sławek i Aleksandra Szumiccy
Dominik Paszliński/gdansk.pl

Na Facebook’u dostępna jest relacja z zimowego spływu Szymona Machnowskiego, gdzie można zobaczyć, jak mężczyzna radził sobie na poszczególnych etapach podróży.  


 



TV

Dolne Miasto rozświetla już dzielnicowa choinka