
Pieką pączki od 80 lat
Andrzej Szydłowski, właściciel sieci znanej w całym Gdańsku, mówi, że receptura jego pączków to tradycja rodzinna, którą przekazał mu Tatuś. - I proszę nie pisać inaczej niż Tatuś - zaznacza.
Tatuś, czyli Józef Szydłowski, założył pierwszą piekarnię w 1945 roku w Łukowie w ówczesnym województwie lubelskim.
- Powiatowa Rada Narodowa w Łukowie wydała mu odpowiednie dokumenty 1 września 1945 roku - mówi Szydłowski. - Czyli w tym roku mamy 80-lecie działalności. Sporo czasu!
Tatuś przeniósł się do Gdańska w kwietniu 1948 roku i pierwszą piekarnię założył w Brzeźnie przy ul. Korzeniowskiego. Tamtego budynku już nie ma. Swoją pierwszą piekarnię, od podstaw, pan Andrzej zbudował w 1982 roku, przy ul. Słowackiego 37.

Rekord pobity w PRL
Dziś Szydłowski jest w Gdańsku marką. Szefa firmy odwiedzamy we Wrzeszczu przy ul. Grunwaldzkiej 114, gdzie ma piekarnię, ciastkarnię i hotel. Jest zajęty, bo - wiadomo - jutro Tłusty Czwartek.
Jaka jest tajemnica pączków Szydłowskiego? - Recepturę mogę podać, ale ważna jest cała technologia, co po kolei, jakie surowce, co trzeba zrobić, żeby osiągnąć wspaniały smak - mówi piekarz. - A to wiem tylko ja.
Pączki tradycyjne u Szydłowskiego kosztują 7 zł, a te z nadzieniem pistacjowym - 10 zł. Są też pączki z jabłkami, z adwokatem.
- Najbardziej lubię jednak te tradycyjnie - mówi Szydłowski. - Wiadomo, że pojawiają się mody na dubajską czekoladę, kokos, pistację, kajmak czy adwokata. Ale mój ulubiony to wciąż tradycyjny pączek z nadzieniem różanym. Moim zdaniem nadzienie różane z ciastem drożdżowym smakuje przepysznie.
Czytaj także: Paradowski. Poznaj historię najstarszej cukierni w Gdańsku
Produkcja pączków zaczyna się w środę ok godz. 21 od narabiania ciasta.
- Pieczemy je całą noc, żeby były świeże na rano - mówi Szydłowski. - A w czwartek dalej robimy je cały dzień na potrzeby sklepów.
Ile ich w sumie powstanie? - Dla każdego starczy, choć rekordu nie pobiję - mówi Szydłowski.
- A rekord to ile? - pytam.
- Ponad 50 tysięcy w latach 70. - mówi Szydłowski. - Wiadomo, PRL. Nie było niczego innego na rynku, więc cukiernicy byli zapychaczami pustych żołądków. Ale oczywiście w tym roku takich rekordów nie będzie, zwłaszcza, że są ferie i wiele osób wyjechało, a szkoły są zamknięte.

Spania raczej nie będzie
Pytam, czy próbował pączków z innych gdańskich ciastkarni? Andrzej Szydłowski odpowiada, że ceni konkurencję na rynku: - Powstało wiele cukierni premium i bardzo dobrze, bo to znaczy, że mój zawód nie zniknie.
Ile pączków szef firmy Szydłowski sam zje w Tłusty Czwartek? - Każdego smaku, który robimy, muszę z obowiązku spróbować - mówi piekarz ubrany w nieskazitelnie biały fartuch ze swoim nazwiskiem i godłem Polski. - Muszę sprawdzić, czy mają odpowiednią jakość. Troszkę kalorii w czwartek przyjmę, więc wieczorem wypada iść na dłuższy spacerek.
Ze ściany patrzy na nas Tatuś - Józef Szydłowski - zapewne dumny z syna. Ale pan Andrzej nie ma dziś czasu na sentymentalnie wspomnienia. Za nami już kolejka kontrahentów, każdy chce z szefem zamienić kilka słów.
- Proces musi być pod kontrolą - mówi Andrzej Szydłowski, zanim nas pożegna. - Będę pilnował produkcji późnym wieczorem i z samego rana. Spania raczej nie będzie, a jeśli tak, to krótko. Załogę mam od lat taką samą, utożsamiają się z firmą i wiedzą, że dzięki wysokiej jakości mają pracę.