Anna Umięcka: Rok 2020, dramatyczny dla kultury, dla Miniatury był szczególnie bolesny. Już pierwszego dnia sezonu [wrzesień 2019] – pękła rura i budynek teatru znalazł się „pod wodą”, a gdy po kilku miesiącach zakończył się remont – wybuchła pandemia i ogłoszono lockdown. Kusi mnie, by zapytać, czy nie żałujesz decyzji o objęciu stanowiska dyrektora tej instytucji?
Michał Derlatka, dyrektor Miejskiego Teatru Miniatura: - [śmiech] Przyznaję – to był bardzo intensywny rok. Spodziewałem się, że będę wymyślał spektakle, a okazało się, że zarządzam sztabem kryzysowym. Już sam proces „wchodzenia w zespół” jest przecież niepozbawionym napięć organizowaniem świata na nowo, a do tego te okoliczności...
Bywa, że trudności zbliżają ludzi, więc może była w tym jakaś wartość? Widzę na Waszych twarzach powątpiewanie...
Agnieszka Kochanowska, kierowniczka literacka i rzeczniczka prasowa: - Pandemia nie sprzyja integracji. Nie możemy się spotykać, zespoły muszą być ograniczane, pracować rotacyjnie. Artyści są często ekstrawertykami, więc czas izolacji jest dla nich szczególnie trudny. Wszystkim nam brakuje kontaktów.
Michał Derlatka: Emocje są stłamszone, ale też utrudniony jest przepływ informacji, a różne części zespołu mają czasem inne dążenia. Brak codziennych, bezpośrednich form komunikacji pogłębia te trudności. Pojawiają się też sprzeczne pragnienia, z jednej strony chęć pracy, z drugiej – lęk przed zarażeniem.
Mimo tego udało się Wam wyprodukować w tym czasie dwa spektakle: tuż przed zamknięciem w marcu - „Kosmitów”, a w październiku, przed kolejnym zamknięciem, „Akademię pana Kleksa”. Obie premiery zostały świetnie przyjęte przez publiczność. „Akademia” była też przykładem rodzaju teatru otwartego, inkluzywnego, który włącza do procesu tworzenia dzieci. Jak wyglądała ta praca?
MD: - W „Akademii” zagrały bardzo utalentowane dzieciaki, świetne wokalnie. To doświadczenie dobrze działało też na naszych aktorów – otwierająco, integrująco, było chwilami wyzwaniem. Ale taka praca to proces i nie zawsze bywa sielankowo przy tak dużej grupie osób [śmiech].
Najpierw ogłosiliśmy casting, w którym wzięło udział bardzo wielu chętnych. Już na tym etapie wiedzieliśmy, że chodzi nam o dzieci nie tylko utalentowane, ale mające też predyspozycje do pracy na scenie. Ważna jest powtarzalność, żeby spektakl miał stałą konstrukcję, a dzieci różnie to znoszą, w zależności od ich umiejętności wejścia w rolę aktora.
Przekuwanie więc tej wspaniałej dziecięcej energii w energię pracy – było zadaniem i ogromnym wysiłkiem reżyserki Agnieszki Płoszajskiej.
AK: - Aktorzy bardzo pomagali dzieciom, wchodzili w rolę mentorów, bo sam talent nie wystarcza. Teatr to jednak bardzo duża dyscyplina. Szczególnie dużą rolę, również opiekuńczą, spełniała aktorka Magdalena Żulińska, asystentka reżyserki. Niektóre osoby miały sporą tremę, ona dbała o nie od strony emocjonalnej.
Pomiędzy tymi dwoma premierami – marcową („Kosmici”) i październikową („Akademia pana Kleksa”) nastąpił lockdown, potem wakacje, podczas których teatr nie otwierał się dla widzów, ale tworzył, m.in. powstał pierwszy serial online MTM dla najmłodszych dzieci „Papety: z ostatniej chwili”. Czy serial będzie kontynuowany?
MD: - Papety o pandemii powiedziały już wszystko, teraz szukamy innych istotnych tematów – społecznych, ekologicznych. Ogłosiliśmy też konkurs na komiks z udziałem Papetów i dzieci nadesłały różne ciekawe propozycje. Dwa, moim zdaniem, mogą być tematami kolejnych odcinków, potraktowane oczywiście nieco z przymrużeniem oka. Pierwszy dotyczy krwiodawstwa i dylematów Marlenki, która bardzo chce oddać krew, ale ma problem, bo... nie ma żył, a drugi – o wyłudzeniach „na wnuczka”. Naszymi bohaterami są dziadkowie i wnuczkowie, więc to fajnie uruchamia wyobraźnię. Będzie też odcinek ekologiczny, powiązany z miejską akcją „Gdańsk bez plastiku”. Zapowiada się interesujący gość, ale to jeszcze tajemnica.
Jak czas pandemii, dla Was bardzo pracowity, wpłynął na widzów? Czy ich grono poszerzyło się dzięki propozycjom onlinowym? Czy sądzicie, że zostaną z Wami na dłużej?
AK: - Publiczność się różnicuje. Teraz mamy widzów nie tylko z Gdańska czy Trójmiasta, ale również z odległych terenów Polski. Ta „żywa” publiczność jest trochę inna niż w internecie i w przyszłości musimy o tym pamiętać. Zwiększyła się też liczba naszych fanów na Facebooku. Premierę „Betonu” obejrzały 142 osoby na żywo na FB, a 100 na Youtube. A później dołączyło jeszcze 2,6 tysięcy osób na FB, a ponad 1000 na Youtube.
MD: - A liczby dotyczące publikacji serialu są jeszcze bardziej imponujące – pierwszy odcinek „Papetów” do dziś ma ponad 40 tysięcy wyświetleń.
Co daje, a co zabiera taka forma internetowa?
AK: - Społecznościowo daje większe zasięgi. Wydaje mi się, że wszyscy o tym wiedzieliśmy, ale nigdy nie było czasu się tym zająć. Od wielu, wielu lat marzyłam o takich „Papetach” w mediach społecznościowych, pandemia przyspieszyła tę realizację. Takie działania wymagają jednak innego myślenia, ale widzę, że Michał ma dużo satysfakcji z reżyserowania.
MD: - Tak, bardzo mnie to cieszy. Zaczynaliśmy trochę „na czuja”. Zaczęła się pandemia, więc wymyślaliśmy pomysły, zmienialiśmy je na gorąco, eksperymentowaliśmy. Zatrudniliśmy operatora, który miał z nas – ludzi teatru – największe doświadczenie z kamerą, ale nie miał doświadczenia w kręceniu lalek. A to jest nieco inna technologia (w latach 70. był nawet kierunek na Filmówce specjalizujący się w rejestrowaniu teatrów lalkowych), więc kiedy nagrywaliśmy „Kosmitów” to dla operatora nie było wcale takie oczywiste, że gdy nagrywa aktora z formą kosmity na głowie, powinien robić zbliżenie na formę, a nie na ukrytą poniżej twarz aktora. Czasem dawało to przezabawne efekty.
Czasem też okazywało się, że prosty parawan jest lepszy niż złożone działania w postprodukcji. Na początku też nagrywaliśmy dźwięk z planu, ale jak się okazało na nasze potrzeby lepsze jest nagrywanie dźwięku wcześniej. Teraz robimy więc nie postsynchrony, ale „presynchrony” – nagrywamy ścieżkę dźwiękową, a animacje realizujemy już pod nią. To nam bardzo ułatwia pracę.
Aktorzy też odnajdują się w nowej formie?
MD: - Tak, chociaż jest to inny rodzaj świata. W making offie z pierwszego odcinka można to zobaczyć: lalka śpiewa, a wokół... pięć osób w maseczkach leży ściśnięta, na podłodze w łazience, i rzuca rolkami papieru toaletowego. Dzieją się dziwne rzeczy! [śmiech]
Nowością pierwszego sezonu Twojej dyrekcji miała być scena Laboratorium Formy dla młodzieży i dorosłych. Za wami premiery: „Cafe Panika” i „Betonu”, ale potem znów zamknięcie. Chyba trudno cokolwiek planować, gdy nie ma wpływów za bilety. [Teatry były ponownie zamknięte od listopada 2020 do połowy lutego 2021].
MD: - Pandemia bardzo dużo nas kosztuje, ale pokazaliśmy, że mimo zamknięcia jesteśmy w stanie tworzyć ciekawe propozycje.
AK: - I zmienić nastawienie, bo nowe działania nie zawsze mogą angażować cały zespół. Projekty, których nie udało się zrealizować wiosną, przesuwaliśmy na jesień, szukając środków zewnętrznych. Na premierę “Betonu”, uzupełnioną debatą z architektami, otrzymaliśmy środki z Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach programu Patriotyzm Jutra; na „Papety” z fundacji Lotto; z programu Teatr Polska uzyskaliśmy pieniądze na wyjazd ze spektaklem, ale ponieważ nie było to możliwe, nagraliśmy „Krzyżaków” na zamku w Malborku. Zorganizowaliśmy też w reżimie sanitarnym warsztaty dla dzieci Lato w teatrze. To się udało, ale sen z powiek spędzało nam dofinansowanie naszych artystów i pracowników techniki.
MD: – Tutaj na sam koniec roku z pomocą przyszło dofinansowanie z Funduszu Wsparcia Kultury.
Miniatura dużą uwagę przykłada do edukacji. Powstała Akademia Miniatury, w ramach której dzieci uczą się: na czym polega praca aktora, jak pracuje się z tekstem, jak pisze recenzję. Jest nawet grupa stolarska. Czy uważacie, że rolą teatru jest przygotowanie widza na odbiór treści, które tu go spotkają?
AK: - Jesteśmy teatrem dla dzieci i młodzieży i edukację mamy wpisaną w działalność statutową. Wszystkie nasze działania są edukacyjne, bo na scenie mówimy o rzeczach, które są dla nas ważne. O wartościach, które staramy się zaszczepić dzieciom. Wchodzimy też coraz bardziej w interakcję, mamy pedagożkę teatru, prowadzimy całe mnóstwo warsztatów. Ale odpowiadając na twoje pytanie – tak, edukacja pozostaje w naszej gestii, bo nie ma innego miejsca, gdzie dzieci mogłyby nauczyć się czegoś o teatrze. W innych krajach jest inaczej, ale w Polsce w szkole takich zajęć nie ma.
MD: - Współpracujemy też z nauczycielami w ramach projektu „Teatr i szkoła”. Przekazujemy nauczycielom narzędzia do kształtowania w uczniach postawy świadomego widza, uczymy krytycznego myślenia wobec teatru, ale też pomagamy tworzyć teatr w szkole. Pierwsza edycja odbyła się trzy lata temu, druga w 2019 roku.
AK: Metody teatralne mogą być wykorzystywane do różnych tematów. One są jak 4D. Oddziałują na wszystkie zmysły, angażują mocno ucznia. Nie tylko intelektualnie, ale też emocją, ciałem. Mają więc większy wpływ.
Jeśli zakładamy, że teatr kształtuje wrażliwość, umysł młodego odbiorcy to czy jest w teatrze dla młodego widza miejsce dla polityki? Żyjemy w czasach, gdy ona dominuje nasz świat.
AK: - Dużo o tym dyskutowaliśmy i przyjęliśmy zasadę: „nie rozmawiamy o poglądach, ale o wartościach”. Jest tak duża polaryzacja w społeczeństwie, że po wejściu w ten obszar uruchamiają się ogromne emocje. Tylko w jednym naszym spektaklu „Kamienica” widać pewne sympatie polityczne i okazało się, że nasi widzowie tego nie chcą. Komunikowali to w mediach społecznościowych, w komentarzach pod artykułami na portalach. Dostaliśmy też sygnały ze szkół, że rodzice nie życzą sobie, by dziecko poszło do teatru ze względu na treść spektaklu.
MD: - Uważam, że to jest ok. Czy chciałabyś, żeby ktoś mówił twojemu dziecku, co ma myśleć? Więc jeśli pytasz, czy jest miejsce na politykę w teatrze dla dzieci, to moim zdaniem nie. Ale jeśli pytasz, czy jest tu miejsce na komentarz, próbę zrozumienia sytuacji, opisania świata – to tak. Nasz teatr nie ma przyprawionej „gęby”. Do nas przychodzą dzieci ze wszystkich środowisk i jesteśmy w stanie przekazać humanistyczne uniwersalne treści osobom z różnych stron barykady.
AK: - Ale nadal jest to trudny problem. Nawet gdy mówimy o wartościach, różne strony wysnuwają różne wnioski. A my chcemy zwracać uwagę na to, co jest wspólne i najważniejsze. Dotknąć sedna problemu, jak w przygotowywanym czytaniu książki „Grzeczna” w ramach cyklu E-mocje, w którym bohaterka – dziewczynka – jest tak grzeczna, że powoli... znika. A gdy już nie może wytrzymać - podnosi wielki wrzask. Tylko, że gdy tak krzyczy, niszczy wszystko dookoła. Pytanie, czy da się inaczej i jak to można zrobić. Tymi kwestiami zajmują się nasza pedagog teatru podczas warsztatów dla dzieci i psycholog podczas nagrania dla rodziców.
Zastanawiam się, czy teraz nie jest trudniej zainteresować dzieci teatrem, przykuć ich uwagę. One mają internet z jego bezkresną zawartością. Nie są wychowywane w jednym kanonie, jak my, którzy oglądaliśmy taką samą dobranockę, czytaliśmy Brzechwę, a w czwartki był Zwierzyniec. Co jest dla ich wyobraźni spoiwem?
MD: - Pojemność popkultury internetowej jest gigantyczna, o wiele większa niż za naszych czasów, ale tam również jest główny nurt. Porównując, „Akademię pana Kleksa” obejrzała za naszych czasów może połowa Polski, czyli ok. 20 mln osób. Taką samą liczbę użytkowników ma teraz gra L.O.L. – codziennie. Każde dziecko wie, co to jest Minecraft czy L.O.L., więc uważam, że najmłodsze pokolenie jest w stanie znaleźć wspólny język. Oni budują globalne kody kulturowe, nie tylko lokalne, narodowe.
Czy w takim razie my, dorośli, i dzieci mamy szansę się porozumieć? Jak nawiązać więź z dzieckiem, gdy dla nas ukochanym bohaterem jest Reksio czy Krecik, a dla nich… no właśnie, kto?
MD: - „Akademia pana Kleksa” jest dobrym przykładem. Agnieszka Płoszajska, reżyserka, dialoguje tam ze starą wersją filmową, z Piotrem Fronczewskim w głównej roli. Agnieszka zawarła w spektaklu treści wielowarstwowe, zbudowała go jak pralinkę wielu smaków, każdy może wyjąć z niego to, co zechce. Nie robimy „bajek”, na których dzieci siedzą, a rodzice idą na kawę. Starszego widza zainteresują głębsze znaczenia, np. te o alternatywnych metodach edukacji. Młodszego poniesie wizualność i forma plastyczna spektaklu.
AK: - Ideałem byłoby, do tego dążymy, tworzyć spektakle, które są atrakcyjne i poruszające dla wszystkich widzów na widowni. Również dla dorosłych, którzy przyprowadzają dzieci do teatru. Widzę jednak problem w tym, że my, dorośli, mamy mniejszy kontakt z kulturą, w której nasze dzieci biorą udział. Z badań przeprowadzonych przez fundację “Dbam o Mój Zasięg” wynika, że 85 proc. rodziców w ogóle nie interesuje się światem gier, w które grają ich dzieci. Nie znają postaci, treści. Oczywiście jako rodzic nie musisz być zainteresowany grami jako takimi, ale problem w tym, że potem tracisz możliwość porozumienia z dzieckiem w pewnych obszarach. Dzieci wykorzystują gry do celów towarzyskich. Bardzo wiele z nich jest sieciowych.
MD: - Nawet większość. Tam mają swoich kolegów, razem walczą z potworami. Może nie czytają tych samych książek, ale to socjalizuje podobnie jak nas kiedyś czytanie. We współczesnej kulturze faktycznie dominuje kultura wizualna, ale dobry scenariusz filmu na Netflixie to też jest dobra literatura. Problemem rzeczywiście może być ilość źródeł inspiracji, każdy ogląda „swój” serial.
AK: - I potem robisz spektakl, w którym odnosisz się do „The Crown”, a część widowni „nie łapie” kontekstu. Ciekawe byłyby takie badania – ile osób odczytało wszystkie skojarzenia.
MD: Ale na tym polega trudność każdego rodzaju intertekstualności i aluzyjności. Im jesteś większym erudytą, tym więcej treści rozszyfrujesz. To czytanie na różnych poziomach dotyczy również różnicy wieku – pięciolatek stwierdzi, że fajnie tańczą i śpiewają, dorosły na „Kleksie” odnajdzie własne wspomnienia.
Czy w tak niepewnych czasach – od kilku dni teatry są otwarte, ale nie wiemy na jak długo – można mówić o planach na przyszłość?
MD: - Jesteśmy już bardzo zmęczeni planowaniem dwóch wersji wydarzeń: na wypadek zamknięcia i otwarcia teatru, więc najlepszym sposobem jest planowanie projektów, które mają w swoim założeniu realizację streamingu lub prezentację online, taką premierą był „Beton”.
W planach repertuarowych na ten rok mamy cztery premiery, w tym trzy przesunięte z zeszłego roku. Pierwsza, majowa, to "Najbrzydsze zwierzę świata" napisane na zamówienie przez Malinę Prześlugę w reżyserii Laury Słabińskiej. Realizację spektaklu dla najnajów według pomysłu i w reżyserii Edyty i Jakuba Ehrlichów uzależniamy od tego, czy będziemy mogli grać bez obostrzeń.
AK: - Spektakle najnajowe – sensoryczne, oparte o bliski kontakt – były dla nas ważnym nurtem w myśleniu o teatrze. W pandemii w ogóle nie mają racji bytu. Możemy proponować kolejne wydarzenia online: drugi odcinek z cyklu „E-mocje” – o grzeczności oraz pięć odcinków słuchowiska na podstawie „Dwudziestu tysięcy mil podmorskiej żeglugi" Juliusza Verne'a w reżyserii Anny Wieczur-Bluszcz. Nasza pedagożka teatru rozpocznie też działania edukacyjne, które włączą widzów – i szkoły, i rodziny – w tworzenie premiery „Najbrzydszego zwierzęcia świata". Próby rozpoczynamy 30 marca, a premiera planowana jest na 15 maja. Zakładamy, że może się odbyć online. Zeszłoroczna premiera „Betonu" w reżyserii Michała zakwalifikowała się do Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, więc zamierzamy też ją wznowić na Sali Prób w wersji na żywo. Jeśli będzie taka możliwość.
Miejski Teatr Miniatura, ul. Grunwaldzka 16, Gdańsk-Wrzeszcz
Godziny otwarcia kasy
od wtorku do piątku: 9.00–15.00 lub do wieczornego spektaklu
sobota-niedziela: na 2 godziny przed spektaklem, ale nie wcześniej niż o 9.00
w poniedziałki kasa nieczynna.