- Muszą ze mną rozmawiać, bo nie mają już z kim - powiedziała nam 96-letnia profesor Joanna Penson. - Wszystkie inne ocalałe po prostu już umarły.
Prof. Penson mieszka w Sopocie, ale pracuje (wciąż!) w Biurze Lecha Wałęsy w ECS, gdzie odbyło się jej spotkanie ze szwedzkim dziennikarzem i autorem.
Szwed Rolf Tardell, pracujący na co dzień dla szwedzkiej telewizji publicznej SVT, pisze książkę o obozie koncentracyjnym dla kobiet w Ravensbruck. Wcześniej napisał już książkę o swojej matce, francuskiej Żydówce, która przeżyła obóz w Auschwitz.
Penson była więziona w niemieckim obozie koncentracyjnym w Ravensbruck w latach 1941-45. Trafiła tam, bo w okupowanej Warszawie zajmowała się konspiracją przeciwko hitlerowcom w ramach Związku Walki Zbrojnej.
Przeżyła. W obozie w Ravensbrück zginęło około 30-50 tysięcy kobiet z całej Europy ze 130 tysięcy tam uwięzionych (dokładne dane są ciężkie do potwierdzenia, bo Niemcy przed końcem wojny spalili prawie całą dokumentację obozową).
Ravensbrück był obozem dla kobiet, ale też dziewcząt i dzieci.
- Wiele kobiet, z tych które przeżyły trafiło po wojnie do Szwecji - powiedziała nam Penson. - Szwedzki Czerwony Krzyż zaproponował im pomoc, leczenie. To był dla nich taki przystanek między obozem a domem, aby nabrać sił, wrócić do życia. Ja natomiast od razu wróciłam do moich rodziców do Warszawy.
Rolf Tardell nagrywał wspomnienia Pensonowej kamerą. Pani profesor płynną angielszczyzną opowiadała m.in. o eksperymentach na kobietach. W Ravensbrück Niemcy - w ramach tzw. “eksperymentów medycznych” - amputowali kobietom nogi, łamali czy wycinali kości kończyn. Sprawdzali rzekomo, jak się goją.
Penson wspominała: - Niektóre z tych kobiet tak bolało, że prosiły Niemców o natychmiastową śmierć, żeby tylko zaprzestali kolejnych operacji. Niemcy, z zemsty, robili kolejne operacje bez odkażenia ran.
Penson mówiła też Szwedowi: - Wie Pan, mamy obecnie w Polsce rząd, który myśli, że wojna to coś dobrego, bo kształtuje bohaterów. Takie głupie rzeczy może mówić tylko ktoś, kto wojny nie przeżył.
Skąd babcia ma te numery na ręce?
W 2014 roku Rolf Tardell napisał wydaną w Szwecji książkę “Varför har du ritat siffror på din arm farmor?", czyli “Babciu, dlaczego wypisałaś sobie numery na ramieniu?”
Tardell wspomina: - Moja czteroletnia córka zobaczyła na ramieniu mojej mamy, a jej babci, wytatuowane numery obozowe. Zapytała więc babcię, dlaczego je sobie tam akurat napisała? Wtedy zrozumiałem, że muszę usiąść i dokładnie spisać historię mojej matki.
Annette, bo tak miała na imię, pochodziła z Francji. W czasie wojny, jako młoda kobieta, została przetransportowana z rodziną do Auschwitz. Nikt, poza nią, nie przetrwał. Zginął m.in. 14-letni kuzyn i inni. Ona z kolei została pod koniec wojny przewieziona z transportem innych kobiet do Ravensbrück, skąd z Czerwonym Krzyżem trafiła do Szwecji.
Pod koniec wojny, w kwietniu 1945, Niemcy zgodzili się bowiem wypuścić część kobiet z Ravensbrück do Szwecji. Prawdopodobnie część nazistowskiego dowództwa, z Himmlerem na czele, liczyła, że takie gesty przekonają Szwedów, żeby pośredniczyli w kontaktach nazistów z Aliantami, co miało złagodzić warunki kapitulacji i zapewnić im bezpieczeństwo.
Zapytałem Tardella, czy babcia Annette odpowiedziała wnuczce na pytanie o numery. - Nie, nie chciała o tym mówić. Więc to ja musiałem jej powiedzieć, że babcia trafiła do obozu, a Niemcy wytatuowali jej ten numer, A5427, żeby wiedzieć, z kim mają do czynienia. “Jak to, to oni nie znali imienia babci?” - zdziwiła się moja córka.
Dziedzicka - obozowa matka
Pracując nad pierwszą książką Rolf Tardell natknął się w bibliotece uniwersyteckiej w szwedzkim Lund na ponad 500 zarchiwizowanych tam wspomnień Polek z Ravensbrück.
Jak tłumaczy Tardell, w Lund już od lat 1930. mieszkał i uczył na tamtejszym wydziale slawistyki niejaki Zygmunt Łakociński. W 1945 tenże Łakociński postanowił spisać świadectwa 500 Polek, które z Ravensbrück trafiły do Szwecji. W tym celu zatrudnił dziewięć byłych polskich więźniarek, które miały za zadanie spisać wspomnienia pozostałych klikuset. Uznał, że więźniarki, które same przeżyły to piekło, najlepiej zrozumieją inne więźniarki. Powstały relacje spisane długopisem na kartkach.
Te wspomnienia są teraz dostępne online na stronie Lund University: Voices from Ravensbruck.
Jedną z takich sekretarek, spisującą wspomnienia pozostałych, była Helena Dziedzicka, która sama przeżyła obóz. W latach 1946-47 Dziedzicka była świadkiem oskarżenia w czasie procesu zbrodniarzy wojennych z Ravensbrück w Hamburgu.
Dziedzicka swoje wspomnienia z Ravensbrück i z hamburskiego procesu spisała w dzienniku.
Rolf Tardell trafił na dziennik Dziedzickiej w archiwach w Lund. Przeczytał go i na nim postanowił oprzeć swoją opowieść.
- Moja nowa książka będzie więc o Ravensbrück, o Dziedzickiej i o procesie nazistów w Hamburgu - mówi Tardell. - Opieram się na dokumentach, wspomnieniach i relacjach, ale musiałem także porozmawiać osobiście z Joanną Penson w Gdańsku.
Czy profesor Penson mogła znać Dziedzicką z obozu?
- Możliwe - mówi Tardell. - Penson opowiedziała nam, że więźniarki tworzyły w obozie “rodziny”. Jedna “matka” miała pod opieką kilka młodszych więźniarek. Opiekowały się sobą, żeby przeżyć. Dziedzicka była kimś w rodzaju matki przełożonej dla całego obozu.
Penson przekazała Tardellowi numer telefonu do kobiety w Warszawie, która również przeżyła obóz w Ravensbrück. Dziennikarz ma się z nią wkrótce skontaktować.
Książka Tardella ma być wydana za rok.
Więcej o Polskim Instytucie Źródłowym w Lund