Mężczyzna przeskoczył barierkę
Na finale koncertu WOŚP w Gdańsku 13 stycznia 2019 r., podczas którego dokonano zamachu na życie Pawła Adamowicza, kobieta była wraz ze swoim narzeczonym.
- Przyjechaliśmy około 10 minut przed światełkiem do nieba. Stanęliśmy z lewej strony sceny. Obok nas było niewiele osób. W pewnym momencie tuż przed godz. 20.00 zauważyłam, że jakiś mężczyzna przeskakuje przez barierkę i szybko wbiega po schodach na scenę. W pierwszej chwili pomyślałam, że może chce zaistnieć, chce się pokazać. Jakiś czas potem usłyszałam dźwięki ambulansu i impreza została przerwana. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy z Markiem, co się stało - mówiła w sądzie Aleksandra W.
Oboje postanowili pójść na spacer po Głównym Mieście i dopiero po ok. 30-40 minutach usłyszeli przypadkowo od jednego z przechodniów, że na scenie został zaatakowany nożem prezydent Gdańska.
Nikt nie ochraniał tego miejsca
Wieczorem po powrocie do domu Aleksandra W. wraz z narzeczonym oglądając w internecie różne zdjęcia i filmiki byli już pewni, że zamachowcem był ten sam mężczyzna, którego widzieli, jak przy nich przeskakiwał metalową barierkę.
- Według mnie, to miejsce było wygodne, żeby tam wbiec na schody i scenę. Nikt tam nie stał. Zdziwiło mnie, że tam nie było nikogo, kto by ochraniał to miejsce. Myślę, że gdybyśmy z Markiem wpadli na podobny pomysł wejścia na scenę, to nikt by nas nie powstrzymał - oceniła Aleksandra W.
W protokołach ze śledztwa kobieta mówiła, że Stefan W. ubrany był w czarną kurtkę sportową, jasne dżinsy i miał na głowie kaptur. Nie potrafiła natomiast opisać rysów jego twarzy.
- Widziałam go od tyłu. Poza tym, miejsce, w którym staliśmy było słabo oświetlone - mówiła podczas przesłuchania Aleksandra W.
Pacjent „mało współpracujący”
Podczas siódmej rozprawy w procesie zabójcy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza jako świadek wystąpił też 50-letni Robert G., lekarz ze Szpitala im. Mikołaja Kopernika. W trakcie swojego dyżuru przyjął Stefana W. dowiezionego karetką pogotowia na oddział ratunkowy w asyście kilku policjantów.
- Pacjent był domniemanym sprawcą zamachu. Zajmowałem się nim od początku do momentu wypisu. Z jego strony nie było jakiś szczególnych reakcji. W naszym slangu lekarskim oskarżony był „mało współpracujący”: podawał tylko podstawowe dane, odpowiadał niechętnie na pytania, był małomówny - zeznał Robert G.
Lekarz zauważył u Stefana W. obrażenia twarzoczaszki i prawej dłoni, a został przywieziony do szpitala z podejrzeniem napadu drgawek.
Sąd odczytał też zeznania medyka złożone 18 stycznia 2019 r. w trakcie śledztwa.
- Mężczyzna był przytomny, podał swoje dane personalne. Mówił, że pamięta, co się stało, że wie, dlaczego został zatrzymany, ale nie chciał podać okoliczności i szczegółów zdarzenia. Pacjent osobiście podpisał odbiór dokumentacji lekarskiej - mówił ponad trzy lata temu Robert G.
Podniesione głosy w radiowozie
Świadkiem podczas poniedziałkowej rozprawy był również 35-letni Grzegorz E., funkcjonariusz policji. W trakcie tragicznego wieczora był on kierowcą radiowozu, który przewoził Stefana W. z okolicy sceny na komisariat.
- W trakcie jazdy w pewnym momencie usłyszałem jakiś krzyk. Wydaje mi się, że były to podniesione głosy zatrzymanego i jednego z policjantów, ale trwało to chwilę. Nie widziałem, aby ktoś go uderzył. Kiedy mężczyzna był prowadzony do pojazdu zauważyłem, że ma zakrwawioną twarz - mówił świadek.
Stefan W. podobnie, jak na poprzednich rozprawach, nie odezwał się ani słowem.
Następna rozprawa odbędzie się 2 czerwca. Proces zabójcy prezydenta Gdańska rozpoczął się 28 marca.
Zabójca prezydenta Gdańska chce zawieszenia swojego procesu. Twierdzi, że jest ciężko chory
Komendant komisariatu we Wrzeszczu świadkiem w procesie zabójcy prezydenta Adamowicza