W Gimnazjum nr 25 w Gdańsku przy ul. Kościuszki odbyła się w piątek tylko jedna lekcja: z native speakerem z Anglii, który poprowadził zajęcia angielskiego. Nie było ich jak później odrobić, więc odbyły się mimo strajku. Anglik - przez godzinę - był jedynym nauczycielem pracującym w dwudziestce piątce. Poza tym wszyscy nauczyciele zastrajkowali. 49 osób. 100 procent.
Dyrektorka gimnazjum nr 25 Anna Mrotek mówi, że ma po prostu oczytanych, dobrze poinformowanych i kreatywnych nauczycieli. - U mnie uczą najlepsi - mówi Mrotek. - Oczytani, poinformowani, ludzie świadomi tego, co się wokół nich dzieje. Tylko kreatywni, świadomi i przedsiębiorczy nauczyciele wychowają kreatywną i przedsiębiorczą młodzież.
Nauczyciele w czasie piątkowego strajku domagali się (od dyrekcji) gwarancji, że do 2020 roku nie stracą pracy i że dostaną 10-procentowe podwyżki pensji. - Już w styczniu powiedziałam im, że ja tych postulatów spełnić nie mogę - mówi Mrotek. - Ale strajk jest legalny. I ja, i strajkujący przestrzegamy prawa. Oni mają prawo strajkować, a ja mam obowiązek im to umożliwić.
Choć był to strajk o płace i gwarancje pracy, to tak naprawdę strajkujący nauczyciele, zwłaszcza ci gimnazjalni, chcą powstrzymania rządowej reformy edukacji.
Gimnazjum nr 25 ma się przekształcić w liceum dwujęzyczne: będzie wykładowy angielski, lekcje trwające 1,5 godziny, brak dzwonków. A więc z dobrego gimnazjum w dobre liceum. - Ale i tak wszystkim nam szkoda szkoły, którą przez tyle lat budowaliśmy - mówi dyrektor Mrotek.
Potwierdza to nauczyciel wuefu i rugby, zresztą były gracz tej dyscypliny, Marek Płonka. Stoi na czele komitetu strajkowego. Widać, że kocha rugby. Mówi, że w gimnazjum miał szansę przygotowywać młodych ludzi do gry już od 13 roku życia. Teraz ten proces selekcji opóźni się o dwa lata, co dla jego sportu jest problemem.
Ale nie tylko o rugby tu chodzi. Płonka: - Szkoda osiągnięć tej szkoły. To 18 lat pracy, nasz cały dorobek ginie. Musimy zaczynać od nowa. Szkoda, bo skupienie tych trzech najtrudniejszych roczników, 13-15 lat, w jednej szkole, jest bardzo dobre. Nauczycielom podstawówek, którzy będą pracować z młodzieżą gimnazjalną nie będzie łatwo. Oni nie mają doświadczenia, które mamy my, oni dopiero się z tym zetkną. A w tym wieku u dorastającej młodzieży są inne emocje, budzi się seksualność. Trzeba wiedzieć, jak z tymi młodymi ludźmi pracować. Niektórzy mówią “za naszych czasów było osiem klas i było dobrze”. Ale to były inne czasy, inna młodzież, inne pokusy. Kiedyś zbrodnią było zapalić papierosa, ale teraz to jest “najzdrowsza wpadka”. Są wokół o wiele bardziej niebezpieczne narkotyki.
Czy ten strajk coś da? Płonka: - To trochę walka z wiatrakami. Ale i tak dziwię się niektórym szkołom, że nic nie robią. Jak nie będziemy pokazywać niezadowolenia, to nikt nas nie zauważy. Nie można siedzieć cicho! Może niektórzy nauczyciele są już zrezygnowani, może się pogodzili, bo rząd i tak nie słucha niczyjego głosu? Ale ja i moje koleżanki nie będziemy siedzieć cicho.
W piątek w dwudziestce piątce nie było uczniów. Dyrektor Anna Mrotek: - Dzieci nie przyszły. Myśmy nie apelowali do rodziców, bo nie mamy takiego prawa. To była decyzja rodziców.
Nie damy się wbić w ziemię!
Małgorzata Michalak uczy polskiego i jest terapeutką w Zespole Szkół nr 1 przy ul. Batorego we Wrzeszczu (jego częścią jest Gimnazjum nr 35). W piątek Michalak strajkowała. - To jest dla mnie oczywiste - mówi. - Jeśli nie będziemy reagować na decyzję MEN, to kto wie, co jeszcze będzie się w szkołach działo. Uważam, że mam prawo i obowiązek zademonstrować swoje niezadowolenie.
W Jedynce do strajku przystąpiła około jedna trzecia wszystkich nauczycielek. Te, które tego dnia pracowały, w tym należące do NSZZ Solidarność Oświaty, nie chciały rozmawiać z gdansk.pl. Strajkujące mówią, że ich koleżanki, które nie przerwały pracy, uważają, że ktoś załatwi ich sprawy za nie, będzie walczył w ich imieniu.
- One mówią, że nie chcą mieszać się do polityki, że polityka ich nie interesuje - mówi Michalak. - Ale tu chodzi o dzieci, o edukację, o przyszłość tego kraju, a nie o politykę.
Gdansk.pl dowiedział się, że w jednej z podstawówek na 34 chcące przystąpić wcześniej do strajku, ostatecznie przystąpiły do niego tylko cztery osoby.
Czy to strach?
Alina Molska, szefowa ZNP w Gdańsku, która również strajkowała z zespole szkół nr 1 przy Batorego: - Niektórzy się boją, ale my nie będziemy chodzić ze spuszczonymi głowami, nie damy się wbić w ziemię - mówi. - Ten strajk jest bardzo ważny nie tylko dla nas, ale i dla rodziców: może do części z nich dotrze, jakie zagrożenia niesie ze sobą reforma edukacji i co się będzie działo z ich dziećmi.
Małgorzata Smul (polonistka i nauczycielka przedsiębiorczości) z zespołu szkół nr 1 przy Batorego: - U nas też część osób ma tylko przypiętą kokardkę, a nie strajkuje. Ale ja nie czuję się zagrożona, bo wiem, że strajk jest legalny.
Chemia na szybko z Google'a?!
W Gimnazjum nr 33 przy ul. Wodnika w Gdańsku Osowej do strajku przystąpiło 36 osób, czyli połowa nauczycieli. Frekwencja uczniów: 12 procent.
Z kolei w Szkole Podstawowej nr 39 przy ul. Obywatelskiej 1 zastrajkowało 9 na 37 nauczycielek.
Magdalena Kosińska, szkolna psycholog, która strajkowała, powiedziała nam, że jej szkoła jest doskonale przygotowana na uczenie klas 1-6, ale po reformie, gdy dojdą klasy 7-8, mogą być problemy. - Oczywiście, że sobie poradzimy i jakoś to będzie, ale dlaczego ma być jakoś, jak może być dobrze - mówi Kosińska. - Trzeba będzie szybko przystosować klasy do większych dzieci, zbudować nowe pracownie, bo przecież chemii nie będziemy uczyć z Google’a. Reforma wprowadzana jest za szybko. Dla mnie to nie jest strajk polityczny przeciw PiS, bo gdy rządziła PO, też byłam przeciwna temu, żeby pchać na siłę 5-latki i 6-latki do nieprzygotowanych na to szkół. Teraz też nie jesteśmy przygotowani na tak szybką reformę. Dlaczego nie można jej wprowadzić od klas pierwszych, żeby te dzieci, które już są wyżej w systemie edukacji, mogły go spokojnie skończyć na starych zasadach?
Zapytałem szkolną psycholog, czy nie boi się strajkować? - Czego mam się bać? - odpowiedziała. - W końcu to moje konstytucyjne prawo, z którego jako obywatelka korzystam.
Kosińska dodała, że rozumie te młodsze stażem nauczycielki, które mają tylko umowy na czas określony i wolały do strajku nie przystąpić, bo bały się, że w nowym roku szkolnym te umowy mogłyby zostać nieprzedłużone. - Ja jestem nauczycielem dyplomowanym i nie czuję tego strachu - powiedziała.
Przed SP 39 stała także grupa matek i ojców ze stowarzyszenia “Zatrzymać Edukoszmar”, która solidaryzowała się ze strajkującymi. Jeden z transparentów głosił: “Rodzice solidarnie z ODWAŻNYMI nauczycielkami”.
Ogólnie jednak dało się odczuć, że ta odwaga niektóre strajkujące dużo kosztuje.