Koncerty Nigela Kennedy’ego mają od lat podobną dramaturgię. Postmodernistyczne interpretacje znanych dzieł muzycznych porywają jego fanów, a przeciwnicy krytykują efekciarski styl i ogrywanie znanych tematów dla ułatwienia przekazu.
Jednakże nikt, niezależnie od gustu, nie może zarzucić brytyjskiemu skrzypkowi braku talentu i mistrzowskich umiejętności. Koncerty Kennedy’ego są zawsze pokazami niezwykłej wirtuozerii i ogromnej pasji, którymi zaraża innych artystów a także uroku, którym czaruje publiczność.
Na scenie w Starym Maneżu oprócz mistrza, pojawiali się muzycy z zespołu Nigela: Adam Czerwiński na perkusji, Tomasz Kupiec na basie, Paweł Tomaszewski na klawiszach i młody, ale bardzo utalentowany gitarzysta Julian Buschberger oraz gdański zespół Cappella Gedanensis, który muzyk bardzo ceni, i z którym występuje.
ZOBACZ MATERIAŁ Z PRÓBY: Nigel Kennedy i Cappella Gedanensis zagrają Vivaldiego. Koncert 12 maja [WIDEO I FOTO]
Gdański koncert był ostatnim na polskiej trasie, po Szczecinie, Warszawie, Poznaniu i Toruniu, zatytułowanej “The new four seasons+Nigel Kennedy dedications” i składał się z dwóch części. W pierwszej publiczność usłyszała “Cztery pory roku” A. Vivaldiego, a w drugiej utwory autorstwa głównego bohatera wieczoru. m. in. z płyty “The four elements”, oraz interpretacje kompozycji rockowych - m.in. legendarnego gitarzysty Jimi'ego Hendrixa. Kennedy składał też hołd swoim mistrzom wykonując utwory na cześć: Jarka Śmietany, Yehudi Menuhina, Issaca Sterna, Marka O’Connora i Stephane'a Grappelliego.
Od kiedy płyta Kennedy’ego z “Czterema porami roku” Vivaldiego, nagrana w 1998 roku, już w ciągu pierwszych sześciu miesięcy od wydania osiągnęła wynik ponad 2 miliony sprzedanych egzemplarzy, i trafiła do Księgi rekordów Guinessa jako najlepiej sprzedająca się płyta z muzyką klasyczną w historii, Nigel wykonuje ten utwór dość często na scenie. Nagrał go zresztą jeszcze dwukrotnie. Ostatnio w 2015 r. (pt. The new four seasons) i tę interpretację usłyszeliśmy we wrzeszczańskim klubie.
“Cztery pory roku” w wykonaniu Kennedy'ego to rodzaj dekonstrukcji oryginału. Próżno by na jego koncertach oczekiwać kanonicznego podejścia do klasycznego dzieła. To jak pokaz Haute couture - gdzie dyktator mody kilkoma cięciami męską marynarkę zmienia w wieczorową suknię. Chodzi o efekt zaskoczenia i zachwytu. Bo ktoś, kto po raz pierwszy pojawi się na koncercie Nigela musi się zmierzyć z takimi właśnie uczuciami. Do tego wirtuozerskie wykonania partii solowych, punkowy wizerunek muzyka, nonszalancja i wdzięk na scenie, świetny kontakt z publicznością i mamy wielokrotne bisy. Po trzecim przestałam liczyć.
- Te koncerty zawsze się przedłużają - mówi dyrektor Cappellii Gedanensis Marek Więcławek. - Widzów nie brakuje. Gościem specjalnym i spontanicznym w Poznaniu był Krzesimir Dębski, a koncert w Warszawie przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Został okrzyknięty przez manegement Nigela jego najlepszym koncertem w ciągu ostatnich 5 lat. Publiczność Filharmonii Narodowej puściła artystów dopiero pół godziny po północy.
Tak też było i w Starym Maneżu. Co znamienne, Kennedy nie był jedyną gwiazdą wieczoru. On zaprasza pozostałych instrumentalistów do wspólnego muzykowania, nie tylko akompaniowania. Mamy więc pojedynki, a może bardziej rozmawiające ze sobą wirtuozerskie duety.
Nigel łamie konwencje sceniczne zmieniając stylistyki - zabiera nas w muzyczną podróż od klasyki po jazz i rock. Muzycy CG uzupełniali, w pewnych utworach, brzmienie akustyczne o trzy instrumenty elektryczne: dwoje skrzypiec elektrycznych i jedną wiolonczelę. Kennedy wielokrotnie podkreślał ich umiejętności: - Nie wszystkie zespoły byłyby zdolne zagrać zarówno muzykę Vivaldiego, jak i Hendrixa, i przestawić się z klasycznych instrumentów na elektryczne.
To wielka frajda patrzeć jak zespół muzyki dawnej, jakim jest Cappella Gedanensis, zamienia się w jazzowy band. Jak wiolonczelistki porzucają godną postawę muzyka klasycznego machając długimi włosami, skrzypaczkom uśmiech nie schodzi z twarzy, a młody gitarzysta Julian Buschberger wykonuje tak brawurowo kawałki Hendrixa, że niejedna poważna kapela rockowa chciałby mieć go w swoim składzie.
- Mimo wielkiego zmęczenia, podróży, prób bardzo długich i trochę takiej tułaczki artyści są zachwyceni poziomem i wspólnym przeżyciem z Nigelem - mówi dyrektor Cappelli, Marek Więcławek. - Nigel daje z siebie to, co najlepsze, żeby zachwycić publiczność i zaraża tym współpracujących muzyków. Artysta jest bardzo wymagający, ale to trasa, która niesie za sobą wiele sukcesów.
Publiczność odpłaciła artystom za ten trud gorącymi oklaskami.