• Start
  • Wiadomości
  • Skwer Macieja Kosycarza, skwer fotoreporterów. Rozmowa z Karoliną Misztal - Świderską

Skwer Macieja Kosycarza, skwer fotoreporterów. Rozmowa z Karoliną Misztal - Świderską

Podczas XXXIV sesji Rady Miasta Gdańska radni zdecydowali, że jeden z gdańskich skwerów będzie nosił imię Macieja Kosycarza, zmarłego 26 marca ubiegłego roku znanego fotoreportera, kronikarza najnowszej historii Gdańska, wydawcy i społecznika. O jego życiu, pracy, ale też o życiu i pracy gdańskich fotoreporterów, o tym trudnym zawodzie, a także o tym, jakie wydarzenia planowane są na poświęconym mu skwerze rozmawiamy z Karolina Misztal - Świderską, fotoreporterką i koleżanką Macieja.
26.03.2021
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Skwer, który ma nosić imię Macieja Kosycarza
Gdański skwer, który ma nosić imię Macieja Kosycarza
zdj. Maciej Kosycarz/KFP


Marek Wałuszko: Jak teraz w slangu fotoreporterów nazywana jest dobra fotografia? Kiedyś pamiętam używano terminu „megafota”.

Karolina Misztal-Świderska: - Wiesz, rzeczywiście jest taka nazwa megafota, superfota. Mówimy też do siebie, że „mam fotę” albo „sztos”. Potrafimy sobie na messengerze napisać: „ale zrobiłeś megaklatkę”albo „megafotę”. Chociaż teraz w dobie telefonów komórkowych, to raczej pojawiają się różne inne nazwy. Tych, którzy robią zdjęcia smartfonami nazywamy pieszczotliwie „fotoziutkami”. Niestety czasem nam wchodzą w paradę, przeszkadzają. Ich zdjęcia są zresztą często świetnej jakości. Wszystko teraz w dobie internetu, trochę straciło na wartości, spłaszczyło się. Ubolewamy nad tym w naszych rozmowach, ale taki mamy czas.

A pamiętasz swoje pierwsze zdjęcie, z którego byłaś bardzo zadowolona? Takie, które było właśnie megaklatką?

Pamiętam każde swoje pierwsze zdjęcie, to pierwsze, które mi nie wyszło i dostałam za to baty w redakcji od ówczesnego fotedytora, pamiętam pierwsze zdjęcie, które zostało opublikowane, pamiętam też zdjęcie, z którego byłam dumna, a inni niekoniecznie. Pierwsze takie zdjęcie to było zdjęcie Lecha Wałęsy. To postać, którą wszyscy zawsze chcieli fotografować i dla osoby, która zaczynała w tym zawodzie stawiać pierwsze kroki, to był nieosiągalny autorytet do sfotografowania. Faktycznie, to moje zdjęcie Lecha Wałęsy bardzo mi przypadło do gustu. Zresztą doczekało się później publikacji, więc myślę, że ostatecznie okazało się dobrym zdjęciem. To było dla mnie ważne w czasie tych pierwszych miesięcy pracy zawodowej.

zdjęcie młodej kobiety w czapce z aparatem na tle okna
Karolina Misztal - Świderska jest znaną fotoreporterką, od lat współpracuje z "Dziennikiem Bałtyckim". Jest laureatką Grand Prix w konkursie Gdańsk Press Photo 2019
zdj. Marcin Gadomski


To ile już lat pracujesz?

Zawodowo jestem aktywna siedemnasty rok, siedemnaście lat pracy z aparatem, przy czym wliczam tutaj małą dwuletnią przerwę na mojego syna Macieja. To była krótka przerwa, bo do końca ciąży, w której czułam się bardzo dobrze, pracowałam z aparatem. Było lato, więc warunki były bardzo sprzyjające. W czasie, kiedy syn był niemowlęciem, zdarzało mi się też wziąć go w nosidełko i pójść na mecz koszykówki. Wówczas mecze Euroligi odbywały się w hali Olivia i to było świetne miejsce, żeby przejść się, być w kontakcie z kolegami, z zawodem, z aparatem, a jednocześnie wziąć małe dziecko do pracy. Maciej miał swoją własną akredytację ze zdjęciem, słuchawki na uszach i tak sobie funkcjonowaliśmy.

Siedemnaście lat pracy z aparatem. Trzynaście lat już prowadzę własną firmę, co też nie jest łatwe w dzisiejszych czasach. Ten zawód daje jednak wiele możliwości. Można być elastycznym i można się dopasować.

Maciej Kosycarz to postać znana w środowisku fotoreporterów Wybrzeża, też ze względu na nazwisko ojca, który uprawiał ten sam zawód. Pamiętasz jak go poznałaś?

W 2004 roku przyszłam na staż do redakcji „Dziennika Bałtyckiego”. Koledzy, za co bardzo jestem im wdzięczna, pokazali mi całe środowisko. Na którymś zleceniu, na które poszłam wraz Robertem Kwiatkiem, Robert przedstawił mi Macieja jako najważniejszą osobę w otoczeniu. Dobrze pamiętam, że Maciek zrobił na mnie duże wrażenie. Wcześniej dużo o nim słyszałam, znane nazwisko. Maciek zawsze był takim guru fotoreporterskim. Aspirując do tego, żeby być fotoreporterem, czy fotografem w Gdańsku, trzeba było znać to nazwisko. Samo przedstawienie było dla mnie wielkim przeżyciem. Maciek z właściwym sobie urokiem żartownisia, powiedział, że jest tylko czyimś asystentem, że tylko torby nosi. „Nie, nie przejmuj się. Chcesz zrobić zdjęcie?” - powiedział i wręczył mi swój aparat, wtedy zresztą już cyfrowy, który też był nowością dla wielu fotografujących.

Gdańsk Sobieszewo 2018 r. Maciej Kosycarz podczas uroczystości otwarcie Mostu 100-Lecia Odzyskania Niepodległości.
Gdańsk Sobieszewo 2018 r. Maciej Kosycarz podczas uroczystości otwarcie Mostu 100-Lecia Odzyskania Niepodległości.
zdj. Grzegorz Mehring/gdansk.pl


To był świetny facet, żartobliwy, uroczy, nigdy nie stawiał barier, nie tworzył dystansu. Każdy, kto pojawił się w środowisku mógł liczyć na jego przychylność. To były właśnie żarty, z których słynął, to były porady, wskazówki. Traktował nas wszystkich jak kompanów. Niestety mówimy o nim czasie przeszłym. Ciągle jakoś trudno się do tego przyzwyczaić, mimo że upłynął rok.

Często podczas obsługi dziennikarskiej różnych wydarzeń widzę grupę fotoreporterów. Zawsze trzymacie się razem, rozmawiacie ze sobą, teraz w dystansie i w maseczkach, ale zazwyczaj jest to taka wesoła grupa, która zwraca na siebie uwagę. Wyglądacie, bez względu na redakcyjną przynależność, na grupę dość zintegrowaną. Czy tak jest rzeczywiście?

Tak. My w ogóle uznajemy siebie za taką bliską grupę, może nie jak rodzina. A może właśnie jak rodzina, taka typowa rodzina zawodowa, rodzina fotoreporterska. Znamy się prywatnie, znamy swoje rodziny pracujemy razem, możemy na siebie liczyć. To grupa trochę szalonych ludzi, którzy żyją w ciągłym pośpiechu, walczą o te obrazki. Czasem w stresie potrafimy się przepychać łokciami, potrafimy się przekomarzać, albo pokłócić, ale generalnie zawsze wracamy do punktu wyjścia i staramy się funkcjonować jako jedna grupa. Są oczywiście elementy zdrowej rywalizacji, zdarzają się antypatie, ale to nie stanowi przeszkody, by być faktycznie zwartą, fajną grupą zawodową. Poza tym aparat zobowiązuje. Trzeba nadążać za nowościami, za techniką, dlatego wymieniamy się doświadczeniami. To pomaga, gdy jest się razem, a nie osobno.

Styczeń 2019 r. Gdańscy fotoreporterzy żegnają Pawła Adamowicza
Styczeń 2019 r. Gdańscy fotoreporterzy żegnają Pawła Adamowicza. Maciej Kosycarz stoi po lewej stronie, na samym końcu - pokazuje dwa zdjęcia, unosząc wysoko ręce. Karolina Misztal-Świderska stoi pośrodku, trzymając jedną fotografię
źródło: zbiory własne


A czy pomaga to w domu? Twój mąż ma ten sam zawód. To pomaga, czy może jest trochę trudniej?

[Śmiech] W domu jest kompletnie inaczej, a jeszcze sobie to komplikujemy sami, ponieważ - dla znawców tematu - mój mąż pracuje w systemie Nikona, a ja pracuję w systemie Canona. To zależy też od dnia i nastroju. W ogóle nie jest łatwą sprawą pogodzenie pracy fotoreportera z życiem codziennym. Sam zawód jest wymagający - nienormowany czas pracy, życie w ciągłym biegu. Trzeba być bardzo elastycznym. To jest troszeczkę też praca fizyczna, bo aparaty teraz to prawda, że tracą na wadze, ale jednak trzeba nosić torbę z ciężkim sprzętem. Wszystko to się odbija na zdrowiu i na emocjach. Z drugiej strony nie wyobrażamy sobie żyć inaczej…

Przenosimy oczywiście do domu sprawy zawodowe, tym bardziej, że pracujemy w jednej redakcji, więc jakbyśmy się nie zarzekali, to niestety się nie da. Pracujemy w zasadzie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Uważam, że jest jednak więcej blasków. Piętnaście lat jesteśmy małżeństwem, to jest najlepszy dowód, że można pogodzić życie rodzinne i zawodowe. Ma to jeszcze jeden plus. Nasz syn ma piętnaście lat i jest piekielnie samodzielnym dzieckiem. Od początku rzucony na głęboką wodę, bo albo rodziców nie było w domu, albo prowadziliśmy szalony tryb życia. W związku z tym on musiał się dostosować. Dziś jestem spokojna o to, że sobie w życiu poradzi, bo nasz niekonwencjonalny tryb życia przygotował go z pewnością do bycia dorosłym.

Co sądzisz o decyzji gdańskich radnych, którzy postanowi, że jedna z przestrzeni miejskich dostanie imię fotoreportera Macieja Kosycarza?

Przyjęłam ją z ogromną radością. To jest najlepsza z możliwych decyzji, tym bardziej, że z tego, co słyszałam przyjęta została jednogłośnie. Cieszy to, że polityka nie miała nic do rzeczy. Uważam, że Robert Kwiatek wyszedł z najlepszą z możliwych inicjatyw, nazwania właśnie skweru czy ulicy. Skończyło się na skwerze i bardzo dobrze. To jest przestrzeń przede wszystkim bliska Maćkowi, dlatego, że on się nieopodal urodził i wychowywał, chodził w pobliżu do szkoły, spoglądał na ten skwer z okien mieszkania, później firmy i agencji . Walczył też o drzewa, które tam się zielenią, o zachowanie tej zieleni w związku z planami powstania parkingu. Wszystko to powoduje, że nam ten skwer będzie zawsze kojarzył się z Maćkiem. Zawsze ważna była dla niego zieleń, mała architektura. On bardzo przeżywał wszelkiego rodzaju wycinki drzew. Podczas konferencji prasowej wyraziłam taką nadzieję, że będziemy tam organizować wystawy, że zagospodarujemy tę przestrzeń kulturalnie, podejmiemy tam aktywności fotograficzne. Jest tak wielu fascynatów fotografii - wielu amatorów, nie tylko zawodowców - w związku z tym ten skwer jest fantastycznym miejscem do tego, żeby taką działalność kulturalną prowadzić. Może być też fajnym miejscem do prezentacji prac naszych kolegów i gdańszczan, tych wszystkich, których Maciek zainspirował. Robił to chociażby poprzez wydawanie swoich albumów ze zdjęciami swojego ojca i swoimi, ale też współpracowników agencji. To była świetna robota i gigantyczna praca. Właśnie dzięki tym albumom zaraził nieprawdopodobną rzeszę gdańszczan pasją fotografowania. To miejsce jest ważne szczególnie teraz, w czasach pandemii, kiedy musimy się ograniczyć do aktywności w przestrzeni zewnętrznej.

W ostatnich latach zrobiły na mnie duże wrażenie dwie rzeczy przygotowane przez środowisko gdańskich fotoreporterów. Najpierw była wspólna inicjatywa po zabójstwie Pawła Adamowicza, kiedy fotoreporterzy gdańscy zorganizowali wydarzenie, na które każdy z nich przyniósł swoje swoją fotografię Pawła Adamowicza, ciekawą, nietypową, czasami zabawną. No i drugie wspólne wydarzenie, kiedy to powstała internetowa inicjatywa na stronie kfp.pl, gdzie w podobny sposób fotoreporterzy uhonorowali Macieja Kosycarza.

Już nie raz pokazaliśmy, że potrafimy zorganizować się w takich trudnych sytuacjach. Tak było przy okazji smutnego wydarzenia, jakim była śmierć prezydenta Pawła Adamowicza. Potrafiliśmy się zorganizować w bardzo trudnym okresie. Nie dość, że fotoreporter musiał być w tym czasie wszędzie, działo się mnóstwo rzeczy związanych z przygotowaniem do uroczystości pogrzebowych, to jednak przyszedł i przyniósł wydruk zdjęcia. To było niesamowite. Zgromadziliśmy pod Urzędem Miejskim ponad trzydziestu fotoreporterów i, co ciekawe, również tych, którzy już nie są czynni zawodowo. Można było to zrobić, każdy znalazł czas i dla mnie to było na prawdę fantastyczne. Podobnie było po odejściu Macieja. Piękna inicjatywa Jurka Pinkasa, który wymyślił tę stronę i ją stworzył. To są rzeczy, które, wracając do jednego z Twoich pierwszych pytań, czynią nasz zawód wyjątkowym.

Oby takich smutnych okazji było mniej. One się niestety będą zdarzać, bo odejście jest rzeczą nieuniknioną. Spotka każdego z nas, ale myślę, że na tym skwerze możemy pokazywać przede wszystkim rzeczy piękne, tak jakby sobie tego Maciek życzył. Będzie można uczcić jego pamięć, upamiętnić urodziny. Liczę na to, że Skwer Macieja Kosycarza będzie takim miejscem, gdzie, kiedy wybierzemy się na spacer zawsze trafimy na jakąś ciekawą fotografię. Chciałbym, żeby to było miejsce spotkań i fajnych inicjatyw.

Maciek, po pierwszym rozpoznaniu raka nerki i po usunięciu jej, prowadził rodzaj własnej kampanii na rzecz badania się. Mówił jak to jest ważne. Robił to przy różnych okazjach, czy to w radiu, czy na swoim Facebooku. Apelował i namawiał, szczególnie swoich rówieśników, o to, żeby się badać. Muszę przyznać, że po tych apelach zbadałem się. A Ty?

Ja też zrobiłam, ale późno, zdecydowanie powinnam zrobić to wcześniej. W pośpiechu dnia codziennego, badania są gdzieś na końcu. Człowiek jest zajęty swoimi sprawami i rodziną. Maciek próbował przełożyć na nas tę swoją energię i doświadczenia i wiem, że część kolegów takie decyzje o zbadaniu się podjęła. Ja ją podjęłam w styczniu i faktycznie przy okazji badań profilaktycznych coś wyszło nie tak. Byłam wszystkimi zajęta tylko nie sobą. Wcześniej odeszła moja mama.

W styczniu porządkowałam jakieś dokumenty i znalazłam kartkę z badaniami profilaktycznymi, która kiedyś Maciej mi dał. Spojrzałam na tę kartkę, zbiegło się to jeszcze z informacją prasową o badaniach profilaktycznych i faktycznie stwierdziłam, że to jest znak. Przecież to nic nie szkodzi, żeby się zapisać na badania. Zrobiłam badania, to mi pani doktor powiedziała, że badania przesiewowe czy profilaktyczne są właśnie po to, żeby zdążyć na czas. I wydaje się, że właśnie zdążyliśmy. Mam taką nadzieję. Jeszcze jestem w trakcie badań, więc nie chcę zapeszać, ale wewnętrznie czuję wielką potrzebę podziękowania Maćkowi za to, że mówił głośno o badaniach. Też sama niedawno umieściłam taki mały wpis, w którym zaapelowałam: „Badajcie się!”.

Nie wiem, czego się życzy fotoreporterom, ale życzę Ci na pewno zdrowia. Pozdrowienia dla Przemka, żebyście tak jak widziałem ostatnio w internecie częściej znajdowali czas na spacer po mieście bez aparatów.

To są najlepsze życzenia - żeby mieć tę odrobinę chwili dla siebie i żeby aparat nie stawał się najważniejszy.

Skwer położony między ulicami Podwale Staromiejskie, U Furty i Targiem Rybnym z inicjatywy wieloletniego fotoreportera Roberta Kwiatka w Gdańsku będzie nosił imię Macieja Kosycarza. To znane miejsce w centrum miasta, na którym stoi Pomnik Tym co za polskość Gdańska. Robert Kwiatek zaproponował, by w ten sposób uczcić pamięć i uhonorować pracę dla Gdańska i dla gdańszczan tego znanego człowieka. Władze Miasta i jednogłośnie radni zaakceptowali ten pomysł.

TV

Mikołaj przypłynął do Gdańska i rozświetlił choinkę na Długim Targu