• Start
  • Wiadomości
  • Sebastian Fabijański na planie "Kamerdynera": - Kaszubi są nostalgiczni, prawi i żywiołowi

Sebastian Fabijański na planie "Kamerdynera": - Kaszubi są nostalgiczni, prawi i żywiołowi

"Kamerdyner" to film Filipa Bajona, który premierę będzie miał na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni za rok. Na przełomie sierpnia i września ekipa filmowa kręciła zdjęcia w Gdańsku. Główną rolę Kaszuby Mateusza Krolla gra Sebastian Fabijański. Aktor opowiada o pracy na planie, o Kaszubach i swojej najnowszej miłości... do fortepianu.
04.09.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Film pt. Kamerdyner to saga o Kaszubach. Sebastian Fabijański gra jedną z głównych postaci - Kaszubę, Mateusza Krolla

Rozmawiamy na planie najnowszego filmu Filipa Bajona "Kamerdyner", który opowiada o Kaszubach, ich skomplikowanej relacji z sąsiadami w czasach pierwszej połowy XX wieku. Jest też wątek miłosny, który spina tę historię. Pana bohater w scenie, którą obserwujemy, gra w restauracji utwór Schumanna dla ukochanej. Czy prywatnie też pan na gra na fortepianie?

Sebastian Fabijański*: - Zacząłem moją przygodę z fortepianem przygotowując się do tego filmu i... zakochałem się do szaleństwa. Uznałem, że moje życie do tego momentu było puste. Naprawdę! Kiedy człowiek jest w stanie wypuścić spod rąk, stworzyć muzykę (oprócz śpiewu, który też jest bardzo uwalniający), zagrać utwór interpretując go po swojemu! No, ja się popłakałem, kiedy pierwszy raz sam zagrałem ten utwór Schumanna.


Długo się Pan go uczył?

- O dziwo, niedługo.


Miał Pan prywatnego nauczyciela?

- Nie, uczyłem się z aplikacji na iPada.


?!

- Naprawdę! Najpierw nauczyłem się tego utworu, a potem następnych. Mój przykład świadczy o tym, że naprawdę można. Tylko trzeba chcieć. Z tą nauką to była zresztą zabawna historia: siedząc w domu przed świętami Wielkanocnymi, obejrzałem film “La La Land” i zobaczyłem, że ten skubaniec Gosling gra na pianie i to nie jest ściema! W necie przeczytałem, że on nauczył się grać właśnie do tej roli. Niewiele myśląc, poszukałem sklepu muzycznego w Warszawie, pojechałem i kupiłem instrument. Całe święta stukałem w to piano. 


Willa przy ul. Małachowskiego na jeden dzień zamieniła się w restaurację hotelu Danziger Hof, najbardziej luksusowego w przedwojennym Gdańsku. Mateusz gra dla ukochanej Schumanna

W scenie, którą obserwujemy, przenosimy się do roku 1939, a pana postać jest już dojrzałym, 39-letnim mężczyzną. Uczucie, które połączyło filmowego Mateusza Krolla z pruską artystokratką Maritą von Krauss [gra ją gdańszczanka Marianna Zydek] nie jest miłością szczęśliwą. Czy chodzi o mezalians?

- Na przeszkodzie stoi rodzina. Mateusz rodzi się w domu Kraussów. Jego matka - służąca, umiera przy porodzie i Gerda von Krauss [w tej roli Anna Radwan - przyp. red.] przygarnia Mateusza. On wychowuje się w pałacu, jest pełnoprawnym członkiem rodziny, ale… zakochuje się w swojej siostrze. Ona oczywiście nie jest jego biologicznym rodzeństwem.


Ta historia przypomina nieco “Wichrowe wzgórza” Emily Brontë. Heathcliff i Katarzyna również wychowują się razem, jego przygarnia jej rodzina, ale ich niespełniona miłość rodzi potem wiele tragicznych w skutkach zdarzeń. Czy tutaj też tak będzie?

- Epickie filmy mają to do siebie, że miłość powinna być tragiczna. Im większe obciążenie losowe, im większe fatum, nawiązując do tragedii antycznej, tym lepiej. Film jest wzbogacony o te emocje. Zawsze chodzi zresztą o widzów: jak bardzo będą nam kibicować. Czy utożsamią się z bohaterami? Czy gdyby sami stanęli przed takim wyborem i musieli decydować: zaryzykować i oświadczyć światu, że się kochamy czy ukrywać się? To co wybiorą? Te pytania będą im towarzyszyć... Rodzeństwo zakochuje się w sobie... to bardzo skomplikowana sytuacja.


… jak łamanie tabu... Pana postać, Mateusz, to Kaszuba. Jaki on jest?

- Widz od początku wie, że nie jest arystokratą, staram się więc budować tę postać w taki sposób, żeby przypominać o jego pochodzeniu, nie świrować arystokraty - oni jeżdżą konno, on - na rowerze, oni są eleganccy, on - potrafi odezwać się nietaktownie w towarzystwie. To jest prosty chłopak, trochę zamknięty w sobie z powodu trudnych życiowych przeżyć. Tak głęboko czuję tego bohatera i wiem co przeżywa, że aż boję się tym mówić, bo mam wrażenie, że ten czar pryśnie.


Sebastian Fabijański o aktorstwie: Ten zawód jest niesamowity. Mam to szczęście, że moja pasja zazębia się z pracą

A Kaszubi? Jaki ich obraz wyłania się z filmu, jak pan ich widzi też dziś? 

- Nie lubię generalizowania ani podziałów, ale myślę, że są różni od miastowych. My przyzwyczajeni jesteśmy do pędu, gadżetów, samochodów, a oni są inni: nostalgiczni, prawi, ale też bardzo żywiołowi. Uwielbiam takie klimaty.


To chyba bardzo interesujące dla młodego aktora, ale i trudne, prowadzić postać przez całe życie: od dziedziństwa aż po dojrzałość, poprzez doświadczenia, których pan jeszcze nie ma.

- Bardzo pomaga mi kontekst i upływ czasu, bo jak mówi reżyser Filip Bajon: “film epicki to taki, w którym główną rolę gra czas”. Szerokie plany, upływający czas są w tej formie bardzo wyraźne, a ja muszę się zastanowić, co dołożyć w ciele, w emocjach, żeby się z filmem zjednoczyć. Niestety, czasem się zdarza, że aktor gra coś zupełnie nieprzystającego do biegnącej akcji, a jak powiedział Lee Strassberg pytany o to, czym jest geniusz aktora: “aktor genialny, to aktor adekwatny”. Mają to amerykańscy aktorzy, są adekwatni. Do konstrukcji filmu, do sposobu narracji. Na przykład u Tarantino. Jak on to robi?!


Tarantino to genialny reżyser. Ale pana reżyser też chyba podpowiada, jak zagrać adekwatnie?

- Bajon? Tak. Bardzo dobrze mi się z Filipem pracuje.


Film będzie miał premierę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni za rok

To już drugi film, po “Paniach Dulskich”, który robicie razem. Staje się pan aktorem Bajona?

- [uśmiech] Po “Paniach Dulskich” Filip zadzwonił do mnie któregoś wieczora o godzinie 23 i słyszę: “Rozumiesz, chciałem ci zaproponować główną rolę w moim nowym filmie”. A ponieważ byłem wtedy na bankiecie po premierze innego filmu… Cóż, rano sprawdziłem telefon, czy mi się to nie śniło. To było dość abstrakcyjne. 

A dlaczego mnie wybiera? Może trochę z sentymentu? Ludzie często mówią, że kojarzę się im z Danielem Olbrychskim.


… i trochę z Goslingiem.

- Szczególnie w tym stroju! [śmiech] Mogę tylko powiedzieć, że jestem Filipowi niezmiernie wdzięczny, że mi ufa. Na planie "Kamerdynera" mam wrażenie, że funkcjonuję w bardzo dotkniętym artyzmem świecie. W powietrzu unosi się metafora. Oddycham tym artystycznym powietrzem, chociaż nie lubię tego słowa, bo bywa pretensjonalne, a każdy człowiek wrażliwy ma artystyczne usposobienie i jest w stanie to okazać.


Ale nie każdy ma taką możliwość.

- Zgadzam się, to jest dar, łaska, podarunek od losu. Szczęściem jest mieć talent i móc to okazać. Tak się w moim życiu stało, że dzięki różnym okoliczościom, ja to mogę… Miałem farta w życiu.


...i jeszcze taki drobiazg: talent.

- To już nie podlega mojej ocenie. Zawsze robię to, co czuję. A talent? Wrażliwość w środku aktora jest miarą jego talentu, czyli to, jak bardzo jest w stanie uwierzyć w fikcyjny problem, który zakładamy (razem z kostiumem) na planie. Jak to jest w nim silne. Jeśli przyjmie go mocno, dzieją się niesamowite rzeczy.

Wymyślenie roli, porównując to do projektu architektonicznego, bardzo numeryczne i konkretne - jest potrzebne. Ale potem, kiedy przychodzi się na plan… trzeba obserwować siebie. Iwan Wyrypajew mawia, że aktor jest nutą, przez którą przechodzi i wydostaje się energia płynąca z góry. Nienawidzę takiego aktorskiego podejścia: wiem, jak zagram. Wtedy jesteśmy zamknięci na zdarzenia.

Kiedyś Zbigniew Zapasiewicz na próbie w teatrze rzucił scenariuszem. Wrócił po kilku dniach i mówi do reżysera: "Wie pan, kto to jest Al Pacino, Robert De Niro, Marlon Brando? A wie pan, dlaczego oni, by w tym nie zagrali? Bo są od zdarzeń, a tu się pier...li [śmiech].

Rozumiem to zdarzenie jako spotkanie z ludźmi, z każdym pionem de facto: scenografia, kostiumy... To wszystko musi się zderzyć, a potem zdarzyć. Bez tego nie ma filmu. Całe piękno na tym polega, że przychodzę na plan i nie wiem, co będzie.


Sebastian Fabijański: - Zacząłem moją przygodę z fortepianem przygotowując się do tego filmu i... zakochałem się do szaleństwa

Mówi pan o aktorstwie z prawdziwą pasją.

- Ten zawód jest niesamowity. Jako aktor muszę nauczyć się tylu rzeczy: jeździć konno, operować bronią, grać na fortepianie, co stało się moją miłością. A scena z pytonem w "Pitbullu"? Mam to szczęście, że moja pasja zazębia się z pracą. 


Słowo "muszę", tu chyba nie pasuję. Muszę czy mogę? To jest szansa, bonus od tego zawodu...

- Jednak muszę, bo mam takie wewnętrzne przekonanie i poczucie obowiązku, że jeśli film o czymś opowiada i moja postać gra na fortepianie, to nie: mogę, ale muszę się tego nauczyć. Wynika to z mojego poczucia przyzwoitości w stosunku do widza.

Sebastian Fabijański, ur. 1987 roku, studiował w Wyższej Szkole Komunikowania i Mediów Społecznych w Warszawie, w PWST w Krakowie i w Akademii Teatralnej w Warszawie, którą ukończył w 2015.

Wyróżniony nagrodą za Najlepszy debiut aktorski w filmie “Jeziorak” (2014) na FPFF w Gdyni, zagrał też m.in. Adriana Kusia w serialu “Belfer” (2016) i Zbyszka w “Paniach Dulskich” (2015). Za rolę Remka “Cukiera” w “Pitbull. Niebezpieczne kobiety” (2016) był nominowany do Nagrody Filmwebu. Wystąpił również w serialach “Misja Afganistan” i “Pakt”.


O filmie
:

"Kamerdyner" w reżyserii Filipa Bajona będzie pierwszą epicką sagą z historią Pomorza w tle. Rozgrywa się w latach 1900-1945. Zdjęcia kręcone są na Warmi i Pomorzu, na ekranie zobaczymy m.in. Gdańsk, Hel, Puck, Piaśnicę i karwieńską plażęW filmie usłyszymy język kaszubki, którym posługiwać się będą postaci Kaszubów.

W obsadzie m.in.: Adam Woronowicz, Anna Radwan, Janusz Gajos, Daniel Olbrychski, Borys Szyc, Jan Nowicki, Łukasz Simlat. 


Więcej o tym:

Na gdańskim planie "Kamerdynera": wielka miłość z wojną w tle

Filip Bajon, Janusz Gajos, Sebastian Fabijański kręcą kaszubską sagę



TV

Na Srebrnej posadzono mikrolas