Była to czwarta rozprawa w procesie zabójcy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, który rozpoczął się 28 marca.
30-letni policjant Mateusz Sz. opowiadał, jak pełniąc wraz z kolegą patrol na ulicy usłyszeli nagle, że na pobliskiej scenie podczas finału WOŚP w pobliżu Złotej Bramy nagle przestała grać muzyka.
- Słychać było jakieś krzyki. Wiedzieliśmy, że stało się coś złego. Przedostaliśmy się szybko przez tłum za scenę. Natknęliśmy się tam na pracowników firmy ochroniarskiej stojących obok leżącej na ziemi osoby, którą był oskarżony. Ochroniarze powiedzieli nam, że mężczyzna zaatakował prezydenta Gdańska. Zakuliśmy go w kajdanki i przewieźliśmy na komisariat - mówił przed sądem policjant.
Świadek przyznał, że podczas zatrzymania Stefan W. był pobudzony emocjonalnie. - Wykrzykiwał wulgaryzmy, których dziś nie pamiętam. Nie było to w naszym kierunku. Można powiedzieć, że tak w eter - dodał.
Wyznanie mordercy
Sąd odczytał też wstrząsające zeznania policjanta złożone w trakcie śledztwa.
- Mężczyzna mówił, że dokonał zamachu świadomie. Stwierdził, że celował prosto w serce, ponieważ chciał go zabić. Powiedział: “celowałem prosto w serce, aby z…ć tę świnię, bo zmarnowała mi życie" - zeznał w trakcie śledztwa policjant.
Inny policjant 33-letni Bartosz Sz. opowiadał przed sądem, że Stefan W. podczas samego zatrzymania w pobliżu sceny nie szarpał się i nie stawiał oporu.
- Ochroniarze powiedzieli nam, że mężczyzna próbował im się wyrwać. Wtedy użyli gazu ręcznego, a on upadając na chodnik doznał obrażeń na nosie i policzku. Mówił dosyć sporo chaotycznych rzeczy. Sprawiał wrażenie, że nie jest świadomy do końca, co zrobił. Potem mówił, że planował swój czyn, że to był zamach za jego krzywdy. Po jakiejś chwili, kiedy dotarło do niego, co zrobił, to zemdlał w radiowozie. Ale nie daliśmy mu upaść. W radiowozie jechało sześciu policjantów. Kiedy jeden z nas powiedział do niego, co się stało, to wtedy do niego doszło, że poniesie tego konsekwencje i zamknął się w sobie - powiedział funkcjonariusz.
O okolicznościach zatrzymania Stefana W. opowiadał też 35-letni Marek W.
- Powiedział nam w zasadzie to samo, co mówił na scenie tuż po zamachu, że siedział w więzieniu przez Platformę. Tyle dało się z tego zrozumieć. Pytaliśmy, czy zażywa jakieś leki. Odpowiedział, że ma nieleczoną cukrzycę. W pewnym momencie na komisariacie dostał drgawek i zaczął się trząść. To wezwaliśmy pomoc medyczną - mówił policjant.
Oskarżony wciąż milczy
Podobnie, jak na poprzednich rozprawach Stefan W. nic nie mówił. Milczał, kiedy sąd zwracał się do niego o to, czy ma jakieś pytania do świadków.
Na koniec czwartkowej rozprawy sędzia Aleksandra Kaczmarek zapytała oskarżonego, czy chce być doprowadzany na kolejne rozprawy. Stefan W. w ogóle na to nie zareagował. Jego obrońca Marcin Kminkowski wyznał, że próbował w czasie przerwy nawiązać kontakt z oskarżonym, ale próba ta się nie powiodła. W tej sytuacji sąd uznał, że Stefan W. nadal będzie doprowadzany z aresztu na rozprawy.
Jednocześnie sąd postanowił wystąpić do Sądu Apelacyjnego o przedłużenie aresztu dla Stefana W. o kolejne pół roku do 25 listopada.
Na sali sądowej wśród publiczności był prezydent Sopotu Jacek Karnowski, przyjaciel zamordowanego Pawła Adamowicza.
Do 5 maja na wcześniejszy wniosek obrońcy opinię na temat aktualnego stanu zdrowia Stefana W. ma wydać dwóch biegłych psychiatrów. Według sądu, podyktowane jest to całkowitą biernością oskarżonego i wątpliwościami, co do aktualnego stanu jego zdrowia.
Kolejna rozprawa zabójcy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza zaplanowana jest na 16 maja.
Świadek w procesie zabójcy prezydenta Gdańska: tam mogło dojść do rzezi