Poniedziałek, 28 lutego, jest na Pomorzu pierwszym dniem nauki szkolnej po feriach zimowych. Nie wszystkie dzieci wróciły do nauki - część z nich pojechała do rodzin na Ukrainę. Rosyjska inwazja utrudniła im powrót.
W Gdańsku jest ponad 2 tysiące uczniów szkół podstawowych z doświadczeniem migracyjnym, z czego większość z nich to są uczniowie z Ukrainy. Uczą się w wielu gdańskich placówkach. Jedną z nich jest mieszcząca się przy ulicy Aksamitnej Szkoła Podstawowa nr 57 im. gen. Władysława Andersa w Gdańsku, która może się pochwalić najbardziej rozbudowaną współpracą międzynarodową, zorientowaną właśnie na Ukrainę, ale także Gruzję. Poniżej rozmowa z dyrektor szkoły, Anną Listewnik.
Zobacz: „Chcemy, by nasi uczniowie byli ludźmi otwartymi”. SP57 podsumowuje międzynarodową działalność
Agata Olszewska: Szkoły, fundacje, hotele, restauracje - wiele instytucji, przedsiębiorców i wolontariuszy pomaga Ukrainkom i Ukraińcom zmuszonym do opuszczenia swojego kraju. Szkoła Podstawowa nr 57 też się włączyła?
Anna Listewnik, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 57 w Gdańsku: - Tak, uruchomiliśmy pomoc w szkole, od poniedziałku organizujemy też zbiórkę na Facebooku. Rodzice naszych uczniów bardzo chętnie pomagają. Już przed końcem ferii - od razu, kiedy zaczęła się agresja Rosji na Ukrainę, dzwonili do mnie i proponowali wsparcie różnego rodzaju. Jest niesamowita atmosfera, solidarnościowa, wszyscy chcą pomóc, przynoszą m.in. potrzebne produkty.
Na pewno będziemy chcieli zaopatrywać dzieci, które przyjeżdżają z Ukrainy i będą przyjmowane do naszej szkoły. Dlatego kupimy też materiały niezbędne do szkoły, pomoce dydaktyczne, zeszyty, plecaki, żeby te dzieci były wyposażone w najważniejsze przybory potrzebne do nauki. Postaramy się, żeby niczego w nowym miejscu im nie brakowało.
Myślę, że razem damy radę.
Za nami dopiero pierwszy dzień po feriach w naszym województwie - uczniowie wrócili do szkoły w poniedziałek, 28 lutego, w niejako nowej rzeczywistości, po ataku Rosji, który miał miejsce w czwartek, 24 lutego. Czy wydarzenia w Ukrainie były obecne w rozmowach podczas poniedziałkowych lekcji?
- Tak. Podobnie, jak pewnie odbywa się to teraz w innych szkołach, rozmawiamy z uczniami o tej sytuacji. Na pierwszej lekcji dzisiaj po feriach nauczyciele poruszali ten temat, dając też głos uczniom, bo my mamy u siebie różne dzieci, z różnych krajów - z Polski, Ukrainy, Białorusi i Rosji, i one mają różne doświadczenia. Ważne jest dla nas, by miały poczucie, że ich głos jest słyszalny, żeby wiedziały, że mogą się podzielić swoimi obawami i przemyśleniami.
Jak wygląda sytuacja w Ukrainie z perspektywy rodziców uczniów?
- Dzisiaj przyszła do nas mama jednego z uczniów pochodzących z Rosji i powiedziała, że się martwi o swoje dziecko, o to jak będzie traktowane przez inne dzieci. Uspokoiłam ją, powiedziałam, że to nie jest ich wina, że winę ponoszą rosyjskie władze. Przypomniałam, że w naszej szkole, od kilku lat współpracującej z placówkami w Ukrainie i Gruzji, panuje atmosfera, która sprzyja rozwojowi wszystkich dzieci. No i jest spokojnie, bo u nas na szczęście wojny nie ma. Wzruszyła się. Ona sama ma polskie korzenie, żyje u nas, ma pracę - jest fryzjerką. Ale z różnymi odezwami się już spotkała, stąd te obawy.
Myślę, że to ważne, żeby w takim momencie także rodziny z Rosji i Białorusi czuły w naszej szkole, że są zaopiekowane, podobnie jak powinien to czuć każdy uczeń i rodzic. Napisałam informację do wszystkich rodziców, żeby wiedzieli, że jesteśmy do ich dyspozycji.
Czy wszyscy uczniowie wrócili do szkoły po feriach?
- Niestety nie. Jeden z naszych uczniów nie mógł opuścić Charkowa, dokąd pojechał po paszport. Wiemy, że jest w drodze do Polski. Poprosiłam nauczycieli, żeby wypełnili ankietę, dotyczącą m.in. tego, ilu uczniów wróciło, ale też ilu potrzebuje pomocy, i w jakim zakresie. Te dane tak naprawdę dopiero poznamy.
Dostałam też taką wiadomość: „Dzień dobry, Denis obecnie znajduje się w Ukrainie. Nasze miasto jest w pierścieniu rosyjskich okupantów. W tej chwili nie możemy opuścić miasta, bo strzelają do cywilów. Bardzo chcemy wrócić do szkoły i uczyć się dalej. Teraz nie wiem, co robić w tej sytuacji. Proszę, nie wyrzucajcie Denisa ze szkoły. Na pewno wrócimy. Dziękuję wszystkim obywatelom Polski za wsparcie i pomoc Ukrainie”. Takie sytuacje niestety się zdarzają, możemy mieć tylko nadzieję, że będzie ich jak najmniej.
Jak wygląda sytuacja w Waszych partnerskich szkołach w Ukrainie?
- Wiemy, że Chersoń jest okupowany przez Rosjan, tam jest najgorzej. Nie mamy bieżących informacji od Chersońskiej Szkoły Specjalistycznej nr 57, z którą współpracujemy, bardzo nas to martwi. Mam informacje od dyrektorki Gimnazjum nr 7 w Odessie, gdzie obecnie panuje niezwykle trudna sytuacja. Są ukryci w podziemiach, mają dostarczane pożywienie i leki. Lwów się przygotowuje, jest w nieco lepszym położeniu, ale także tam jest bardzo niebezpiecznie.
W Szkole Podstawowej nr 57 w Gdańsku są już pierwsi nowi uczniowie, którzy w ostatnich dniach przybyli do Polski z Ukrainy. Kim są? Jak odnajdują się w nowych realiach?
- Dzisiaj przyjęłam jedną dziewczynkę, 7-latkę z obwodu lwowskiego. Została przyjęta do oddziału przygotowawczego 1-3, bo w Ukrainie chodziła do 2 klasy. Przyszła z mamą. Po kobiecie widać było długie godziny płaczu. Ale jej córka była w dobrej formie. Staraliśmy się pokazać, że u nas jest miło, spokojnie, że jest bezpieczna. Dzieci to czują. Chyba nam się udało, bo dziewczynce tak się spodobała atmosfera w naszej szkole, że od razu chciała zostać - mama musiała ją wyciągać. Ten uśmiech, który się pojawił na jej twarzy pokazuje nam, że warto i że trzeba zrobić wszystko, żeby te dzieci czuły się jak w domu.
Są Państwo dobrze przygotowani na przyjęcie kolejnych uczniów z Ukrainy?
- Jesteśmy przygotowani na wszystko. Będziemy przyjmować uczniów i uczennice, chcemy pomagać. Trudno teraz mówić o skali, bo dopiero skończyły się ferie, ale już teraz możemy przyjąć pięćdziesięcioro uczniów. W miarę konieczności ta liczba będzie się zwiększać. Przyjmiemy tylu uczniów z Ukrainy, ile będzie potrzeba.
Zobacz też: Niezbędnik dla dyrektora szkoły na czas wojny