W tym roku przypada 42. rocznica Sierpnia '80. Z tej okazji do końca miesiąca - codziennie - będziemy przypominać debaty, rozmowy, które transmitowaliśmy rok i dwa lata temu podczas obchodów rocznicowych oraz wspomnienia uczestników Sierpnia '80.
Czytaj także: Strajk sierpniowy w Stoczni Gdańskiej wybuchł 42 lata temu. Pamiętajmy, jak było
Kim jest Bożena Rybicka-Grzywaczewska?
Bożena Rybicka-Grzywaczewska urodziła się 10 września 1957 roku w Gdyni, działaczka opozycji demokratycznej. Siostra Arkadiusza, Mirosława i Sławomira Rybickich, od 1982 roku żona Macieja Grzywaczewskiego. W 1976 ukończyła Technikum Gastronomiczne w Gdańsku, specjalistka w zakresie technologii żywienia.
W okresie 1977-1980 uczestniczka Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, współpracowała z niezależnym Wydawnictwem im. Konstytucji 3 Maja. Wraz z bratową Magdaleną Modzelewską-Rybicką organizowała w 1978 roku modlitwy w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w intencji uwięzionego działacza Błażeja Wyszkowskiego, a od maja do sierpnia 1980 roku - Dariusza Kobzdeja i Tadeusza Szczudłowskiego. Współorganizatorka manifestacji rocznicowych 3 maja, 11 listopada, grudnia 1970 w Gdańsku. W 1979 współzałożycielka Ruchu Młodej Polski.
W sierpniu 1980 uczestniczyła w strajku w Stoczni Gdańskiej. Po podpisaniu porozumień sierpniowych została sekretarką przewodniczącego Komitetu Krajowego NSZZ „Solidarność” Lecha Wałęsy. Po ogłoszeniu stanu wojennego (13 grudnia 1981) do czerwca 1982 ukrywała się. Po ujawnieniu, ponownie prowadziła nieoficjalny sekretariat Lecha Wałęsy.
W 1984 roku wraz z mężem i chorym na białaczkę dzieckiem wyjechała na leczenie do Francji. Do kraju powróciła cztery lata później.
W 2006 roku Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, w 2016 - Krzyżem Wolności i Solidarności.
Więcej o Bożenie Rybickaiej-Grzywaczewskiej na Gedanopedia.pl.
Rocznica Sierpnia '80. Mieszkanie, w którym zapadła decyzja o strajku
Rozmowa z Bożeną Rybicką-Grzywaczewską
W sierpniu 2017 roku rozmawialiśmy z Bożeną Rybicką-Grzywaczewską o Sierpniu '80, o tym co było tuż przed wybuchem strajku i co było potem. Przeprowadzająca wywiad Maria Mrozińska pytała m.in. o:
Słynne modlitwy w Bazylice Mariackiej, które z czasem zaczęły przyciągać tłumy
- Podjęłyśmy decyzję wspólnie z Magdą Modzelewską i Anią Parchimowicz. Wybór bazyliki wynikał z przekonania, że zgodę na głośne, codzienne modlitwy, w których wymienia się i nazwisko aresztowanego, i intencję (która z pewnością nie będzie w smak władzy) wyrazi jej proboszcz, ksiądz Stanisław Bogdanowicz, a także stąd, iż jest to świątynia licznie odwiedzana przez turystów z kraju i z zagranicy. Z początku w modlitwie towarzyszyło nam tylko kilkanaście osób, głównie związanych z Wolnymi Związkami Zawodowymi, wśród nich Anna Walentynowicz, Lech Wałęsa, Bogdan Borusewicz. Wszyscy naturalnie byliśmy zatrzymywani, legitymowani, ale z każdym dniem zwiększała się liczba uczestników modlitw. Przychodziły wycieczki z przewodnikami. Ludzie interesowali się naszą głośną modlitwą. Mieliśmy więc okazję udzielać dokładnych informacji.
Początki strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina
- Zanim zamilkły telefony, zadzwonił Bogdan Borusewicz i powiedział: w stoczni jest strajk. Po czym się rozłączył. Późnym wieczorem pierwszego dnia strajku miałam wraz z siostrą odebrać z pociągu wracającego z kolonii najmłodszego brata. Pociąg miał ogromne spóźnienie. Postanowiłyśmy więc pójść do stoczni. Pomyślałyśmy, że strajkującym przydadzą się papierosy. Za wszystkie pieniądze, które miałyśmy, nakupiłyśmy „sportów”. Strażnicy ze strajkowymi opaskami nie bardzo chcieli nas wpuścić, ale przyjrzawszy się jeden z nich powiedział: „A, to jest ta… ona prowadzi modlitwę”. I oczywiście, zostałyśmy wpuszczone.
Modlitwy w czasie strajku na terenie stoczni
- Nie pamiętam, którego dnia odbyła się pierwsza modlitwa, ale decyzję, że trzeba wprowadzić ten punkt do strajkowego dnia podjęłyśmy właściwie w pierwszych godzinach strajku. Utwierdziły mnie w tym przekonaniu właśnie przeżycia tej pierwszej strajkowej nocy. W wielkiej sali BHP znanej wszystkim z telewizyjnej relacji z podpisania porozumień, wtedy było najwyżej kilkanaście osób. Był Lech Wałęsa, Jurek Borowczak, Janusz Karandziej i kilku innych. Przywykli do hałasu pracującej a teraz zamarłej stoczni, nasłuchiwali odgłosów miasta. Pytali, czy widziałyśmy czołgi. Wracała pamięć Grudnia ‘70. A młodzi robotnicy przekazywali nam adresy żon, matek z prośbą, by poinformować je, że pozostali w stoczni i nie wiadomo, co się będzie dalej działo. Widziałyśmy w ich oczach determinację, ale i obawę.
Modlitwę prowadziłyśmy z Magdą Modzelewską, także z Lechem Wałęsą. Nie pamiętam, czy jeszcze ktoś, chyba raz Robert Kudła. To był ważny moment w ciągu dnia, niezależnie od tego, czy ktoś był wierzący czy też nie, stały punkt zapewniający zachowanie pewnego rytmu w przeciągającym się strajku. Codziennie o określonej godzinie modlimy się, a towarzyszą nam rodziny i inni zgromadzeni za bramą. A każdego dnia przybywało ich coraz więcej.
Podpisanie Porozumień Sierpniowych
- Wtedy wszyscy żyliśmy jak w transie. Była ogromna radość, a przede wszystkim ulga. Ale była i niepewność. Czy to na długo? Wyzwoliła się jednak w ludziach ogromna energia, dynamika skłaniająca do działania, potrzeba zaangażowania uśpionego dotąd potencjału, że siłą rozpędu przenieśliśmy się ze stoczni do przydzielonego rodzącemu się związkowi budynku przy ulicy Marchlewskiego (dziś Dmowskiego). Ogrom pracy spadł na ludzi w większości zupełnie do tego nieprzygotowanych. Tak po prostu było i trzeba było przyjąć tę odpowiedzialność. (...) To wszystko tworzyło się na żywym organizmie, który chłonął także ludzi z całej Polski, przyjeżdżających z różnymi sprawami. Właściwie nie wiem, jak to się stało, że objęłyśmy z Magdą Modzelewską sekretariat Lecha Wałęsy. Czy to on sam nam zaproponował, czy tak jakoś po prostu wyszło? Po paru miesiącach Magda zrezygnowała. Zostałam dalej i prowadziłam sekretariat.
Spotkaniach Lecha Wałęsy w komunistyczną władzą
- Towarzyszyłam też Lechowi Wałęsie w czasie jego spotkania ze Stanisławem Kanią, I sekretarzem KC PZPR. To miało być spotkanie w cztery oczy, ale postawiliśmy warunek, że towarzyszyć mu może jakaś neutralna osoba. Oczywiście, żaden z doradców, ale na przykład sekretarka. To brzmiało niewinnie. A więc ja. Kani też miał towarzyszyć sekretarz. I tu miała miejsce moja paskudna wpadka. Postanowiliśmy, że będę nagrywać tę rozmowę. W torebce miałam miniaturowy magnetofon, który włączyłam przed wejściem. Po piętnastu minutach magnetofon zaczął piszczeć, sygnalizować, że należy wymienić kasetę (taki mieliśmy wtedy sprzęt). Magnetofon piszczał, piszczał, ja siedziałam z kamienną twarzą. Wszyscy siedzieli z kamiennymi twarzami, bo oni przecież też nagrywali. Czyj sprzęt daje sygnały, nie było do końca wiadomo.
Stanie wojennym i odwołanym ślubie
- Dla nas to był okres ukrywania się, dla mnie bardzo przygnębiający. 16 grudnia miał się odbyć mój ślub z Maciejem, wszystko było przygotowane, zaproszenia rozesłane. Oczywiście, nie odbył się, ale ubecja była w pełnej gotowości pod Urzędem Stanu Cywilnego i kościołem. Tak się złożyło, że nasz związek zawieraliśmy (najpierw w 1981 roku nie dane nam było) w cieniu historii. Kiedy braliśmy ślub w grudniu 1982 roku do kościoła wszedł mój brat Arkadiusz, który dotarł tam bezpośrednio z ośrodka internowania w Strzebielinku, skąd został właśnie zwolniony. Zebrani przywitali go brawami i to on stał się nagle najważniejszy. Dziś młodzi powiedzieliby, że ukradł nam show.
Cała rozmowa z Bożeną Rybicką-Grzywaczewską z 2017 roku do przeczytania w dziale HISTORIA portalu gdansk.pl. Tam także wiele innych ciekawych materiałów dotyczących historii Gdańska.