Swój pobyt w Gdańsku Makłowicz zaczyna od wizyty pod pomnikiem Poległych Stoczniowców 1970 roku, przed historyczną Bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej.
- To jedno z najważniejszych miejsc dla naszej współczesnej historii, dla ludzi mojego pokolenia - rozpoczyna swoją opowieść Robert Makłowicz. - Zdjęcia ze strajków w sierpniu 80 roku: robotnicy po tamtej stronie, brama umajona, Lech Wałęsa na murze a tutaj tłumy. Te zdjęcia były jak dopływ tlenu, były jak haust świeżego powietrza, były nadzieją, że w tym kraju jednak coś może się zmienić i zmieniło się. Tam teraz stoi Europejskie Centrum Solidarności, muzeum które ma upamiętniać ten fenomenalny fragment naszej najnowszej historii.
Spod stoczni i ECS popularny podróżnik przeniósł się do Głównego Miasta, odwiedził Wyspę Spichrzów i nabrzeża Motławy.
- Widok mamy hanzeatycki ale zarazem opisujący gdańską teraźniejszość - oprowadza znany publicysta . - Z jednej strony hanzeatyckich i historia, no więc na przykład ten emblematyczny żuraw, który kiedyś służył do stawiania masztów i rozładowywania statków, tam Stare Miasto, tutaj Muzeum Morskie, no ale już obok jest coś, co powstało niedawno: Gdańska Marina i Wyspa Spichrzów. Tu były ruiny, tu wszystko co widzimy powstało niedawno.
Obejrzyj pobyt Roberta Makłowicza w Gdańsku:
Robert Makłowicz oprócz przypomnienia historii miasta i jego najważniejszych zabytków pokazuje też atrakcje kulinarne. Pierwsze kroki kieruje do Hotelu Gdańsk, gdzie w browarni wrzuca do kotła warzelniczego 3 kg chmielu sybilla dla aromatu i - wybiera też w restauracji coś na ząb z sezonowego menu - dorsza (bo jak podkreśla jesteśmy w Gdańsku) szapragi białe i zielone, sos holenderski. Po pierwszym kęsie stwierdza:"Gdańsk na talerzu, Hanza”.
Mija Bazylikę Mariacką, przypominając, że to największa na świecie gotycka świątynia postawiona z cegły. Przypomina też, że Gdańskowi groził los Królewca, miasto było zniszczone, było morzem ruin.
- Pomysł komunistyczny był prosty: wywozimy ruiny i budujemy nowe miasto, czyli co? jakieś bloczki - wspominał Makłowicz. - Szczęśliwie nie zrobiono tego i wiele rzeczy zrekonstruowano, podniesiono z ruin. Historia Gdańska to też historia tolerancji i przyjmowania uchodźców, przyjeżdżali tutaj na przykład z Niderlandów wygonieni Mennonici i oni przywieźli ze sobą likier goldwasser, właśnie w Gdańsku mieściła się wytwórnia likierów Der Lachs czyli Łosoś. Dziś w tym budynku mieści się restauracja “Winne grono”, wcześniej “ Pod Łososiem”. Likier był produkowany w Niemczech i w Polsce, produkcja wróciła od jakiegoś czasu do Gdańska, a to ważne bo to trunek wymieniony w “Panu Tadeuszu”.
W tej restauracji gawędziarz próbuje pieczeń jagnięcą, gładzicę czyli odmianę flądry, sandacza z dyniowymi kluseczkami, zupę rybną i Machandel, czyli jałowcówkę którą do Gdańska przywieźli Mennonici. Prezentuje też, jak machandel powinno się pić zgodnie z tradycją.
- Jeszcze kilkanaście lat temu Gdańsk nie był idealnym adresem gastronomicznym - podkreśla w filmie Makłowicz. - Przyjeżdżało się, żeby przejść Długim Targiem, a zjeść jechało się do Sopotu, ale to się zmieniło.
Podróżnik zachodzi jeszcze do restauracji “Gdański bowke”, by w końcu zatrzymać się na dłużej na plaży w Jelitkowie i przy morskiej bryzie ugotować sznycelki z... dorsza.