Spółka Stocznia Cesarska Development rozpoczęła proces rewitalizacji dawnej Remizy. W zabytkowym budynku, który po raz pierwszy pojawił się na planie Stoczni Cesarskiej z 1889 r. i od początku służył zakładowej straży pożarnej, powstać ma lokal gastronomiczny. Właściciel szuka obecnie doświadczonych gastronomów zainteresowanych adaptacją Remizy (więcej o tym w dolnej części tekstu), a my cofamy się do czasów, gdy rezydowali w niej strażacy.
Od konnych wozów po Żuka
Remiza to obecnie wolnostojący, dwupiętrowy budynek (jego powierzchnia użytkowa wynosi 630 mkw.), ale nie zawsze tak było. Pierwotnie, co widać na wspomnianym planie Stoczni Cesarskiej z końca XIX wieku, była częścią czworobocznego kompleksu, w którym mieściły się także: kantyna, restauracja, strzelnica i biura. Dziś już ich nie ma - trzy części kompleksu zniszczone w czasie wojny, nie zostały odbudowane, a i sama Remiza nie wygląda już tak samo - po wojnie wydłużono parterową kondygnację, dobudowując od frontu garaże dla wozów strażackich. Wcześniej wystarczyło tu miejsca na boksy dla strażackich koni i wozownię.
- O ile w czasach Stoczni Cesarskiej remiza była położona idealnie i dobrze skomunikowana z podległym strażakom terenem, po 1945 r. już tak nie było, bo zakład znacznie się rozrósł - mówi Jarosław Żurawiński, prezes Morskiej Fundacji Historycznej, przewodnik i badacz historii Stoczni Gdańskiej, a niegdyś jej pracownik. - Wystarczy spojrzeć na liczbę zatrudnionych: przed wojną pracowało tu maksymalnie 5 tysięcy osób, a po wojnie nawet 18 tys., a licząc z podwykonawcami, którzy także tu rezydowali - 20 tys.
Dlatego na przełomie lat 60 i 70-tych ubiegłego wieku na Wyspie Ostrów, po drugiej stronie Martwej Wisły, powstał nowy, większy oddział Zawodowej Zakładowej Straży Pożarnej w stoczni. Na Ostowiu było kilka dużych pojazdów strażackich i rezydowało więcej strażaków - przy czym komendant miał swoją siedzibę w historycznej Remizie, na której wyposażeniu były dwa wozy bojowe i Żuk. W latach 80-tych w obu oddziałach pracowało 140 osób. Straż Stoczni Gdańskiej podlegała zarówno dyrekcji zakładu jak i komendatowi Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku. Tutejsze jednostki zintegrowane były ze strażą Stoczni Północnej i Remontowej - w razie potrzeby jednoczyły swoje siły. Co ciekawe, w zakładowej straży można było także odbywać zastępczą służbę wojskową.
Pożary, szkolenia, wodowania
- To nie było tak, że strażacy, którzy służbę pełnili przez całą dobę, grali w karty i czekali na wezwanie do akcji - zaznacza Jarosław Żurawiński - Regularnie przeprowadzali inspekcje przeciwpożarowe w halach stoczniowych i na budowanych jednostkach, szkolili pracowników w zakresie bezpieczeństwa, wydawali atesty, dbali o dystrybucję gaśnic.
A przede wszystkim - szkolili samych siebie. W latach 80. stoczniowi strażacy stali się wyspecjalizowaną jednostką ratowniczą: skakali ze spadochronu, nurkowali (odpowiadali m.in. za wyławianie wraków ze stoczniowych kanałów), prowadzili pionierskie ćwiczenia ewakuacji poszkodowanych za pomocą lin z wysokich budynków - co miało symulować akcję ratunkową z mostka budowanego statku - ubrani w azbestowe kombinezony szkolili się w ciemnościach maszynowni na wypadek pożaru w tej części statku.
- Praca w stoczni była bardzo niebezpieczna. Często dochodziło do pożarów, wybuchów, czy zawaleń na budowanych jednostkach - tłumaczy Jarosław Żurawiński.
Najtragiczniejszy w skutkach pożar, o którym przypomina dziś tablica pamiątkowa umieszczona na murze przy Pomniku Poległych Stoczniowców 1970, wybuchł 13 grudnia 1961 r. na pokładzie statku M/S Maria Konopnicka, zginęło wówczas 22 pracowników stoczni.
Co ciekawe, stoczniowi strażacy uczestniczyli także w każdym wodowaniu - ubrani w odświętne mundury, ale w wozie bojowym, w gotowości do akcji.
Kilkanaście lat braku zainteresowania
Strażacka historia Remizy w Stoczni Cesarskiej kończy się w 2002 r., kiedy to strażaków “skumulowano” na Wyspie Ostrów, a budynek zamknięto. W 2014 r. straż pożarna w Stoczni Gdańskiej w ogóle przestała istnieć - zniesiono przepisy nakładające obowiązek utrzymywania jednostek strażackich w zakładach przemysłowych, a ówczesny właściciel stoczni, firma ISD Polska, skwapliwie z tej opcji skorzystała.
Jak widać na współczesnych zdjęciach, w ciągu zaledwie kilkunastu lat Remiza uległa znacznej dewastacji.
- Do wyprowadzki straży budynek był utrzymywany w dość dobrym stanie, musiał spełniać wymogi bezpieczeństwa. Poza tym stoi przecież w newralgicznym miejscu, naprzeciwko siedziby dyrekcji - komentuje Jarosław Żurawiński. - Przez ten czas niby pozostawał zamknięty, ale wchodziły tu osoby postronne, systematycznie wybijano w nim okna i wywalano drzwi. Jako fundacja, staraliśmy się zwrócić uwagę ówczesnego właściciela na to co się tu dzieje, proponowaliśmy, że zaopiekujemy się remizą, ale nikomu nie zależało na tym budynku.
Remiza ma “Obrońcę”
Wszystko wskazuje na to, że dla byłej siedziby strażaków nadchodzą lepsze czasy. Będzie to drugi, po sąsiednim budynku Dyrekcji, obiekt na terenie byłej Stoczni Cesarskiej, który doczeka się rewitalizacji w najbliższych latach.
“Jaskółka zmian” dla dawnej Remizy “przyleciała” w czerwcu ubiegłego roku, gdy na południowej fasadzie zabytkowego budynku odsłonięto “Obrońcę” - dzieło autorstwa belgijskiego artysty Stefaan`a De Croock`a. Jak pisze gdański artysta Mariusz Waras na łamach internetowego magazynu Artscore, twórca ten, od lat działający pod pseudonimem Strook, znany jest głównie z portretów wykonanych z odzyskanego starego drewna znalezionego w dawnych zakładach przemysłowych i opuszczonych domach.
Nie inaczej było z jego realizacją dla Stoczni Cesarskiej Developement - materiały użyte do stworzenia postaci “Obrońcy” artysta zebrał na miejscu. A dlaczego “Obrońca”? Strook tak odpowiada w krótkim filmie dokumentującym jego pracę w Gdańsku: - “Obrońca” jest stróżem przeszłości i przyszłości. Materiały z przeszłości ucieleśniają blizny, które nosimy, a blizny te definiują osobę lub obiekt i stanowią podstawę przyszłości.
Czytaj również
Stocznia Cesarska dostępna dla każdego - zwiedzaj kiedy chcesz nowym szlakiem spacerowym
PARTNER REWITALIZACJI REMIZY POSZUKIWANY Kilka tygodni temu firma Stocznia Cesarska Development ogłosiła poszukiwania doświadczonych gastronomów zainteresowanych adaptacją Remizy, z którymi wspólnie napisze nowy rozdział w bogatej historii tego wyjątkowego budynku. - Szukamy pasjonatów i doświadczonych gastronomów, którzy wspólnie z nami zamienią to historyczne miejsce w jedno z najmodniejszych na gastronomicznej mapie Trójmiasta - zachęca Gerard Schuurman, dyrektor projektu Stoczni Cesarskiej. Inwestor widzi przyszłość tego miejsca jako restaurację z barem, w połączeniu z małą powierzchnią handlową i eventową. - Współpracujemy z konsorcjum architektoniczno-inżynierskim Transforma / Kreska / Asmont z Gdańska nad adaptacją obiektu - mówi Gerard Schuurman. - Poszukujemy przedsiębiorcy, który wniesie przekonującą koncepcję i pomoże nam zrealizować naszą wizję Stoczni Cesarskiej - ważnego miejsca, do którego wróci społeczność. Obiekt jest objęty ochroną konserwatorską, dlatego koncepcja będzie musiała respektować architektoniczne walory budynku i utrzymać jego surowość, charakter przemysłowy, przy jednoczesnym wprowadzeniu nowoczesnych rozwiązań, które umożliwią jego adaptację. Choć charakter i detale przypominające o pierwotnej funkcji budynku będą zachowane, zostanie on przystosowany do funkcji gastronomicznej. Zrewitalizowana Remiza stanie się w przyszłości jedną z głównych składowych placu publicznego (Placu Dyrekcyjnego). Po jego drugiej stronie znajduje się dawna siedziba dyrekcji stoczni, w której po rozpoczynającym się na dniach remoncie, zaaranżowane zostaną różnorodne powierzchnie biurowe z przestrzeniami wspólnymi, dostosowane do potrzeb mniejszych firm i start-upów. |