- Za dziesięć lat go pokochacie - zapewniała, śmiejąc się prof. Małgorzata Omilanowska. - Jeśli warszawiakom udało się zaakceptować Pałac Kultury, to wy z Szekspirowskim dużo szybciej dacie sobie radę.
Jak dobrze budować?
- Żeby powstała dobra architektura nie wystarczy dobry architekt - tłumaczyła profesor Omilanowska. - Muszą zaistnieć pewne okoliczności, a w poprzednich dziesięcioleciach zawsze czegoś brakowało: pieniędzy, dobrej sytuacji politycznej, dobrego kształcenia...
Krytyczka przypomniała słuchaczom historyczne uwarunkowania rozwoju polskiej architektury, która do wieku XVIII nie miała nawet polskich specjalistów. Brak rodzimych architektów wynikał z braku uczelni kształcących w tej dziedzinie. Z wieku XIX wyszliśmy jako kraj bez żadnych instytucji kultury - państwom rozbiorowym nie zależało na ich wznoszeniu. 20-lecie międzywojenne pozwoliło na rozpoczęcie wielu budynków użyteczności publicznej, ale nie wszystkie zdążono wykończyć, a II WŚ znów przyniosła zniszczenie.
Po wojnie zaś zostaliśmy okaleczeni i politycznie i finansowo. Po odzyskaniu wolności, w latach 90. nie powstał żaden budynek publiczny - znów nie było pieniędzy. Dopiero kolejne lata przyniosły ożywienie, nie zawsze z dobrym efektem.
Pani profesor postanowiła skupić się na pewnych sukcesach ostatnich lat i nie wracać tego wieczora do problemów zakłóconej urbanistyki współczesnych polskich miast zasłoniętych banerami. Miastami, które mogą pochwalić się dobrymi projektami są, zdaniem pani profesor, Katowice i Gdańsk.
Nie tylko Szekspirowski
Trzy budynki uznała prof. Małgorzata Omilanowska za wyróżniające się ikony nowego Gdańska. Są to Europejskie Centrum Solidarności, zaprojektowane przez Wojciecha Targowskiego, Muzeum II Wojny Światowej - Biura Architektonicznego Kwadrat z Gdyni oraz Gdański Teatr Szekspirowski właśnie. Ten ostatni to projekt autorstwa słynnego, włoskiego architekta Renato Rizzi.
- Gdyby mogły stanąć w jednej przestrzeni, na przykład terenach postoczniowych to klasa tego, co wydarzyło się w Gdańsku byłaby powalająca - stwierdziła profesor.
Omilanowska tak wspominała przedostatni dzień sierpnia, dzień otwarcia ECS w 2014 roku: - Spotykamy się wszyscy przed bramą. Z wózka przemawia prezydent Adamowicz, Basil Kerski, Lech Wałęsa. Po czym zbieramy się w tyralierkę i razem przechodzimy przez bramę na konferencję prasową. Czekamy na rozpoczęcie, a ja zagaduję Lecha Wałęsę: “No i jak się panu podoba budynek?” “W ogóle mi się nie podoba. Straszny jest. Zardzewiały, krzywy taki...” - odpowiada Wałęsa. Pomyślałam: “Oj, jest niedobrze! Za chwilę dziennikarze zaczną zadawać pytania...”
Lech Wałęsa spodziewał się bardziej pałacowego stylu i kolumn, był niezadowolony, ale Omilanowska go przekonywała: “Panie prezydencie, przecież pan pracował w stoczni i wie pan jak wygląda statek w remoncie w budowie: jest z przerdzewiałej blachy, ma pochyłe ściany, dopiero się go obstukuje... a my potrzebujemy nie pałacu, ale agory, otwartego miejsca spotkań, dyskusji, a nie kolumn...” “No niby tak” - przyznał jej w końcu rację Wałęsa i po pięciu minutach takiej dyskusji, na pierwsze pytanie dziennikarza: “czy podoba się panu ten budynek?”, Wałęsa odpowiedział: “Zaczyna mi się podobać!”
- To jest dobra architektura, dobry budynek dla funkcji i potrzeb - mówi Olilanowska. - Największą jego zaletą i wadą jednocześnie jest to, że nie mógłby stanąć gdziekolwiek, bo on formą tłumaczy swoją funkcję i miejsce. Ma znakomitą przestrzeń wspólną, która tworzy rodzaj równościowego przekazu semantycznego.
Jako drugi budynek wart uznania wymieniła prof. Omilanowska Teatr Szekspirowski.
- Wiem, że to jeszcze trudniejsza miłość dla gdańszczan niż ECS. Dla wielu to cierpienie - żartowała Omilanowska. - Dwa pytania, które dotyczą Szekspirowskiego a wynikają z oczywistego nawiązania do miejsca brzmią: dlaczego nie jest czerwony i dlaczego ma tyle szkarp? [Od red.: pionowy element konstrukcyjny budowli, odchodzący prostopadle na zewnątrz od ściany wysokiego budynku w postaci filara]. Bo nie ma być podobny do Kościoła Mariackiego! To architektura XXI wieku, a nie średniowieczna. Ten teatr ma nieprawdopodobną, bardzo skomplikowana bryłę tworząca różne możliwości odczytu, gdy wchodzi się do środka.
Omilanowska przyznała też, że budynek nie jest wolny od wad. Szczególnie w przestrzeni teatralnej. Podkreślała jednak jego samodzielność, bardzo dobrze rozegrany kontrast do starego miasta: należę do was, ale jestem sobą.
Trzeci budynek, który prof. Omilanowska uznała za rewelacyjny architektonicznie to Muzeum IIWŚ.
- Jest całkowicie oderwany od otoczenia, ale będąc uczciwym - tam nie bardzo ma z czym korespondować. Ten gmach to jest szansa na wykorzystanie “efektu Bilbao”.
Efektem Bilbao nazwano pewien fenomen społeczno-kulturowy, który pojawił się wraz z wybudowaniem Muzeum Guggenheima w hiszpańskim mieście Bilbao, dotkniętym kryzysem w XX wieku. W 1994 roku architekt Frank Gehry zaprojektował tam muzeum i miasto z kłopotami stało się centrum sztuki współczesnej i atrakcją turystyczną. Samo muzeum przyciąga rocznie milion turystów.
- Oczywiście budynek IIWŚ jest też poddawany krytyce - przypominała Omilanowska. - Ale ta kontrowersyjna decyzja, żeby wepchnąć go pod ziemię się tłumaczy. Proszę sobie wyobrazić, że budynek o tej kubaturze stanąłby na ziemi! Jak ta gigantyczna konstrukcja ostro wpisywałaby się w kontekst starego miasta widzianego nad Motławą.
Za wadę budynku uważa krytyczka źle zaplanowane wejście. Za zaletę - że budynek wyznacza miejsce Große Gasse.
Omilanowską pochwaliła też jeszcze dwie inne gdańskie konstrukcje: terminal na lotnisku w Rębiechowie i stadion Energa.
Architektoniczne widma z Przysusza
Coś się zaczęło zmieniać, powstało kilka dobrych realizacji w Polsce, ale to wciąż nie jest sytuacja dobra, przekonywała profesor Omilanowska: - W ciągu ostatnich 12 lat w architekturze finansowanej ze środków publicznych i unijnych - dzięki konkursom, znakomitym architektom i konkurencyjności na rynku - w Polsce powstało kilkadziesiąt... rodzynków.
Prof. Omilanowska przestrzegała też przed forsowaniem idei żle pojętej architektury historycznej, czyli nieudanymi replikami, często wykonywanymi z tanich materiałów.
- Strzec się należy dwóch rzeczy: wybicia się na niezależność nurtu gloryfikującego przeszłość rozumianą dosłownie oraz złego smaku i gustu prywatnych inwestorów - tłumaczyła krytyczka. - I jeszcze, oby idea odbudowy 44 zamków Kazimierza Wielkiego nie zaangażowała środków publicznych na następne kilkadziesiąt lat.