Była to druga rozprawa w procesie, który rozpoczął się w marcu.
W dniu zamachu, 13 stycznia 2019 r. 50-letni Andrzej S. był konferansjerem koncertu finałowego Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku. Stał się bezpośrednim świadkiem zbrodni, znalazł się twarzą twarz z zabójcą, który podszedł, by odebrać mu mikrofon.
- Około godz. 20, po światełku do nieba zobaczyłem, że wtargnęła jakaś osoba, która tańczy na scenie. To były takie ruchy górowania nad czymś, jakby zdobycia czegoś. Jako konferansjer nie zdążyłem nawet na to zareagować, że ktoś obcy jest na scenie, bo po kilku sekundach ten mężczyzna pojawił z nożem w ręku wymierzonym w moim kierunku. Nie pamiętam dokładnie słów, ale groził, że mnie zabije, jak nie oddam mu mikrofonu. Byłem przerażony - mówił świadek.
Dla Andrzeja S. było to dla niego tak traumatyczne przeżycie, że musiał później leczyć się psychiatrycznie przez dwa lata. Emocje są nadal na tyle silne, że świadek podczas czwartkowej rozprawy kilka razy płakał i łamiącym się głosem opowiadał o tym, co widział i przeżył 13 stycznia 2019 roku, podczas wieczornego koncertu WOŚP.
- Przed samym odliczaniem światełka do nieba poprosiłem prezydenta, aby cofnął się dla swojego bezpieczeństwa, bo będziemy odpalać kolorowe dymy. Nagle powstało jakieś zamieszanie. Zobaczyłem, że Paweł Adamowicz siedzi na skrzynce. Próbowałem coś do niego mówić. Wiedziałem, że jest źle. Prezydent tylko na mnie patrzył, a z jego z oczu czytałem, jakby pytał “dlaczego?”. Pięknie zachował się mój kolega, który przytrzymywał prezydenta, żeby nie spadł z tej skrzynki. Potem pojawiła karetka pogotowia i pomoc medyczna w całości przejęła swoje obowiązki. Z dość głośnych komentarzy medyków słyszałem, że były ogromne trudności, aby utrzymać prezydenta przy życiu - powiedział Andrzej S., który w procesie przed gdańskim sądem jest też pokrzywdzonym i występuje w charakterze oskarżyciela posiłkowego.
Tamtego wieczoru, po zamachu na prezydenta, świadek pozostał na scenie wraz z innymi osobami jeszcze przez około godziny.
- Mieliśmy wszyscy takie poczucie, że tam się zetknęło największe zło z największym dobrem. Między innymi poprosiłem publiczność, żeby nie robiła zdjęć, kiedy przenoszono prezydenta do karetki - mówił Andrzej S.
Nóż do survivalu i chodzenia po lesie
Drugim świadkiem podczas czwartkowej rozprawy był 67-letni Leszek Z. właściciel sklepu z militariami w Gdańsku-Wrzeszczu. Stefan W. kupił tam nóż, którym później zaatakował Pawła Adamowicza. Po tragedii na Targu Węglowym do sklepu Leszka Z. przyszli policjanci z pytaniem, czy rozpoznaje Stefana W.
- Niestety, nie rozpoznałem go. Mam wielu klientów, nie sposób zapamiętać wszystkie twarze. Udało mi się natomiast znaleźć paragon. Nóż był kupiony parę dni przed zdarzeniem. Jakość tego noża nie była dobra. To była chińska podróbka noża technicznego. Ludzie go kupują do survivalu i do chodzenia po lesie. Nóż jest w specjalnej pochwie, ma rękojeść ze specjalnej plastikowej masy. Prawdziwy nóż tego typu kosztuje 600-800 zł, ten kosztował ok. 82 zł - zeznał Leszek Z.
Świadek dodał, że niestety nie ma nagrania, na którym Stefan W. kupił nóż - monitoring - w sklepie znajdowała się bowiem nie prawdziwa kamera monitoringu, ale jedynie jej atrapa.
Obrońca prosi o psychiatrów
Proces 29-letniego Stefana W., oskarżonego o zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, rozpoczął się 28 marca. Podczas pierwszej rozprawy mężczyzna nie otworzył ust i milczał jak zaklęty. Nie odpowiadał nawet na podstawowe pytania dotyczące swoich danych personalnych. W tej niecodziennej sytuacji sąd postanowił odczytać protokoły przesłuchań Stefana W. ze śledztwa w prokuraturze.
Podczas czwartkowej rozprawy Stefan W. zachowywał się tak samo. Nic nie mówił. Nie reagował też w żaden sposób nawet mową ciała w sytuacji, kiedy świadek Andrzej S. rozpoznał go jako mężczyznę z nożem, któremu był zmuszony oddać mikrofon.
Na zakończenie rozprawy obrońca oskarżonego Marcin Kminkowski wniósł o przeprowadzenie dowodu z badania dwóch biegłych lekarzy psychiatrów, celem ustalenia, czy Stefan W. jest zdolny do osobistego udziału w procesie. Zarówno prokurator Agnieszka Nickel-Rogowska, jak i Jerzy Glanc, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego Piotra Adamowicza, brata zamordowanego prezydenta Gdańska, wnieśli o nieuwzględnienie tego wniosku. Sąd zgodził się jednak ze stanowiskiem obrońcy i wyznaczył dwóch biegłych psychiatrów, którzy do 5 maja mają wydać opinię na temat aktualnego stanu zdrowia Stefana W. Sąd uzasadnił, że taka decyzja podyktowana jest całkowitą biernością oskarżonego i wątpliwościami, co do aktualnego stanu jego zdrowia psychicznego. Sąd zastrzegł jednocześnie, że na tym etapie nie wstrzymuje to procesu i kolejna rozprawa odbędzie się 11 kwietnia.
W sali sądowej wśród publiczności podczas czwartkowej rozprawy byli m.in. prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz oraz przyjaciele Pawła Adamowicza, działacze opozycji antykomunistycznej Aleksander Hall oraz wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz