- Podobno Bóg wybiera najsilniejszych - mówi 37-letni Piotr Bober stojąc na korytarzu Kliniki Hematologii i Transplantologii Akademii Medycznej w Gdańsku. - Może coś w tym jest?
Korytarz nie jest zbyt długi. - Jeszcze niedawno byłem cały czas w ruchu, cały czas w pędzie - mówi Bober, przesuwając stojak podtrzymujący kroplówkę. - A teraz, nagle, z dnia na dzień, mam tylko ten korytarz, którym mogę się przejść z jednego końca na drugi. A potem do łóżka.
Bober o białaczce dowiedział się we wrześniu tego roku: - Źle się czułem, zaczęły mnie boleć kości, pociłem się. Poszedłem do lekarza na początku września. Badania krwi. Okazało się, że mam mało płytek krwi. Pobrali mi od razu szpik, tu w Akademii Medycznej w Gdańsku, i okazało się, że jest białaczka...
Jakby uprzedzając moje pytanie Piotr Bober od razu dodaje: - Głowa jest silna. Nie dopuszczam do siebie negatywnych myśli. Mam siedmioletniego syna, Filipa. Jeżdżę z nim na treningi piłkarskie w Gdyni Dąbrowie, na basen, na angielski, na plastykę. Mam dla kogo żyć. Muszę z tego wyjść!
Najważniejsze, że nie został sam. Są bliscy, przyjaciele, ale także.. zawodnicy MMA [mieszane sztuki walki]. Piotr Bober, choć sam nigdy nie był profesjonalnym zawodnikiem MMA, to ćwiczył amatorsko w klubie Mad Dogs Gdynia, a także od lat zajmuje się współorganizacją zawodów MMA i sponsorowaniem zawodników, poprzez producenta zegarków, firmę Timemaster, której to firmy Bober jest przedstawicielem handlowym.
Filmy i klipy ze wsparciem dla Piotra nagrali zawodnicy z Gdyni, z Mad Dogs Team, tacy, jak Bartek Chyrek i Jacek Kreft, ale też zawodnicy z Polski: Marcin Gułaś (Gdynia), Marcin Różalski, Mamed Chalidow, Aslambek Saidow oraz trener Chalidowa z olsztyńskiego klubu Arrachion Piotr Derlacz. Pomagają też rugbyści, m.in. z Ogniwa Sopot.
Zobacz, jak zawodnicy MMA wspierają Piotra i innych chorych na białaczkę
- Chłopaki nie zostawili mnie samego nawet na sekundę - mówi Bober. - Mam od nich mega wsparcie. Codziennie mam dziesiątki maili, wiadomości. A przecież oni pracują zawodowo, często jako przedstawiciele handlowi, po pracy chodzą na treningi, trenują innych i jeszcze mają czas do mnie zadzwonić, pogadać. Jesteśmy jedną wielką rodziną! Jestem w szoku, jak ludzie się zaangażowali: poświęcają czas, jeżdżą z ulotkami, drukują plakaty, nagrywają filmy. Nawet ludzie, z którymi miałem dotąd tylko delikatny kontakt przez Facebooka, no wiesz, “cześć - cześć, co u ciebie?” teraz dzwonią, angażują się. Nigdy bym nie przypuszczał...
Oddanie szpiku nie boli!
Piotr Bober potrzebuje przeszczepu szpiku, który uratuje mu życie. - Mam ostrą białaczkę, typu Philadelphia - mówi. - Pomyśleć, że choroba nazywa się tak samo, jak mój ulubiony serek do sushi!
W najbliższą sobotę i niedzielę, 5 i 6 listopada, w godzinach 10-20, w trzech centrach handlowych na terenie Trójmiasta - Klif i Riviera w Gdyni oraz Galerii Bałtyckiej w Gdańsku - wolontariusze fundacji DKMS, przyjaciele Piotra oraz zawodnicy i trenerzy MMA będą namawiać ludzi, aby zostali potencjalnymi dawcami szpiku. Dla takich jak Piotr, i setek innych, w tym dzieci, czekających na ratunek przed białaczką. Plakaty, w Gdańsku i Gdyni, na przystankach i w tramwajach, będą przypominały o akcji!
- Chodzi o zrobienie tzw. wymazu z policzka i zarejestrowanie się w systemie DKMS - mówi Bober. - To wszystko! Samo późniejsze ewentualne pobranie szpiku od dawcy to też nic takiego. Nie ma się czego bać. 80 procent materiału pochodzi z krwi, a reszta, 20 procent, z talerza biodrowego. Nic się nie dzieje podczas pobierania. Przy mnie leżał chłopak, który oddawał krew dla brata - jednego dnia przyszedł, a drugiego wyszedł w super formie.
Przypomnijmy, że fundacja DKMS to aktualnie największa baza dawców szpiku w Polsce, w której zarejestrowanych jest i ponad 970 000 (wrzesień 2016) potencjalnych dawców szpiku, a już 3 440 osób oddało swoje komórki macierzyste lub szpik, dając szansę na życie pacjentom zarówno w Polsce, jak i na świecie! Na stronie DKMS można znaleźć wszelkie infomacje na temat wymazu i tego, co stanie się później, jeśli dawca znajdzie genetycznie zgodnego biorcę.
Wyjazd w tygodniową delegację..
Piotr, choć ma już za sobą trzy chemioterapie, jest całkiem w dobrej formie. - Może położę się i puszczę sobie z ust ślinę, bo jak ludzie zobaczą na zdjęciu zdrowego, uśmiechniętego chłopa, to nie będą chcieli pomóc?! - pyta ze śmiechem.
Ale przecież bywają gorsze dni. W dniu, w którym odwiedziałem Piotra na drugim piętrze w budynku nr 26 Akademii Medycznej w Gdańsku, miał kilka kroplówek pod rząd. - Raz w tygodniu mam chemioterapię i to jest toksyczna chemia, więc muszą mi wcześniej przepłukać nerki i żyły. Więc dziś osiem takich kroplówek przyjmuję, tylko sól fizjologiczna, potas. A jutro, niestety, ciężka chemia i wtedy dwa, trzy dni gorszego samopoczucia mnie czekają. Ogólnie dobrze znoszę chemię, to będzie moja czwarta, odkąd tu wylądowałem we wrześniu. Poza delikatnym bólem brzucha i mdłościami nie ma tragedii.
Sam zaczyna mi opowiadać o swoim podejściu do choroby: - Pewnie raz czy drugi siedziałeś przy piwie z kumplami i zastanawialiście się, co by było jakby, któryś z was miał raka. “O Jezu masakra, ja bym się załamał, a ja bym wziął wszystkie pieniądze i przeimprezował!”. Ludzie tak myślą. Ale nie jest tak, bo od razu włącza ci się system obrony i zaczynasz inaczej myśleć. Nie myślisz, że umrzesz, nie dopuszczasz do siebie takich myśli! Mam racjonalnie wszystko ułożone, głupie, proste rzeczy. Gdyby nie daj Boże coś się stało, to wszyscy mają wszystko przygotowane, nie muszą się stresować, mają numery kont, wiedzą, gdzie są dokumenty do auta. Ale nie robię tego na zasadzie, że za tydzień umrę. Po prostu więcej myślisz o innych, a mniej o sobie, żeby nie musieli się stresować. Robisz to na zasadzie: “tu masz dokumenty do auta, bo ja jadę w delegację i za tydzień wracam”. Myślę też, co będzie dziś na obiad, czy coś fajnego, czy coś niedobrego, takie błahostki, a nie czy będę żył. Głowa robi się mocna!
Ironia okrutnego losu w przypadku Piotra polega na tym, że miał już raka (jądra)... siedem lat temu:
- Były wtedy momenty zwątpienia. Mój syn, Filip, miał wtedy pół roku i myślałem “a co będzie, jeśli nie dożyję jego pierwszych urodziny”. Płakałem. Ale potem pomyślałem “co ja robię?!” I wziąłem się w garść! Później siedem lat wszystko było w porządku i po siedmiu latach przytrafiła mi się białaczka. Taki pech!
Będzie dobrze!
Nie odpuszcza. Wciąż żyje życiem sprzed września: - Generalnie cały czas w ruchu, praca jako handlowiec: zachodniopomorskie, pomorskie, warmińsko-mazurskie, od Świnoujścia po Olsztyn. Non stop w trasie. Do tego domek znajomych na Kaszubach. Zimą narty, latem przyczepa na Półwyspie Helskim. Cały czas w pędzie...
Podobnie, jak młodzi chorzy, z którymi dzieli pokój w klinice: - Fajni ludzie, uśmiechnięci, pełni życia. Nie ma płaczu, trzeba żartować z raka, trzeba się śmiać. Czarny humor, ale humor. Głowa to 50 procent sukcesu. Nie można się podłamać! Kolega z sali, też chory, jest trenerem młodzieżowych drużyn piłkarskich. Cały czas na telefonie, załatwia jakieś turnieje, wyjazdy. Ja też staram się pilnować zawodów MMA, które organizujemy w Siemianowicach Śląskich 20 listopada w ramach amatorskiej ligi Time of Masters. Działam!
Podchodzi do nas pielęgniarka, dodaje do kroplówki jakiś środek strzykawką. Piotr śmieje się, że to jego ulubiony, na siusianie.
Piotr bardzo liczy na to, że dzięki akcji rejestracji dawców w ramach fundacji DKMS znajdzie się ten jeden genetycznie zgodny dla niego: - Może dla mnie się ktoś znajdzie? Ale też może sporo dawców dla innych ludzi. Bo to nie jest tylko akcja dla Piotra. Ja muszę mieć ten przeszczep, on jest jedynym ratunkiem. Oczywiście, potem musi się przyjąć. Istotne jest pierwszych sto dni… a potem pół roku, rok, trzy i pięć lat... i potem jak się przeżyje, to jest OK. Ale przez pierwszych sto dni może się odrzucić, nawet jak się ma dawcę 10/10 zgodności. Ale będzie dobrze, musi być dobrze!
Bober, jesteśmy z Tobą!
Więcej: Strona na Facebooku "Dzień dawcy szpiku dla Piotra i innych"
Karol Bedorf, aktualny mistrz KSW wagi ciężkiej także wspiera Piotra