Pomagają w Gdańsku Ukrainkom, które uciekły przed wojną. Chcesz też pomóc - zadzwoń lub napisz

77-letnia babuszka całuje opakowanie pasztetu, bo na co dzień nie stać jej na tak drogie przysmaki. Inna prosi o śpiwór, bo spędza noce na podłodze. Kolejna kobieta opowiada, jak brutalnie torturowali ją kadyrowcy. Wśród kobiet, które uciekły przed wojną w Ukrainie do Gdańska jest wiele ubogich i poranionych. Pomoc znajdują w punkcie przy ul. Grobla III 1/6. Przeczytaj o tej pracy - szczególnie, jeśli łudzisz się, że wojna jest daleko i w zasadzie nas nie dotyczy. Jeśli też chcesz pomóc - zadzwoń lub napisz (kontakty na końcu artykułu).
08.09.2024
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
kobiety przed kamienicą
Od lewej Anastasia Hora i Aneta Borkowska przed punktem pomocy przy ul. Grobla III w Gdańsku
fot. Dominik Paszliński/ gdansk.pl

Gdy w lutym 2022 roku Rosjanie zaatakowali Ukrainę, Anastasia Hora spakowała jedną walizkę, zabrała dwójkę dzieci i wsiadła do autobusu z Iwano-Frankiwska do Gdańska. 

- Co się pakuje do jednej walizki, kiedy ucieka się przed wojną? - pytam. 

- Jestem fryzjerką więc wzięłam sprzęt do pracy i trochę ubrań dla dzieci - mówi Anastasia. - Sama byłam tylko w jednych spodniach, jednej kurtce i jednej bluzie. 

Dzieci miały pięć i trzy lata. Synek i córeczka. 

Wysiedli w Gdańsku po 28 godzinach podróży. Anastasia nie znała słowa po polsku. 

- Trafiłam do bardzo dobrych ludzi, którzy dali nam mieszkanie za darmo - wspomina Anastasia. - Chodziliśmy w różne miejsca, żeby dostać cokolwiek, bo nie mieliśmy za dużo pieniędzy. Ludzie pomogli. Dali ubrania, pościel. Lodówka była pełna. 

Jak pani wtedy mówiła po polsku? - Nie mówiłam. Nauczyłam się przez dwa i pół roku rozmawiając z ludźmi - mówi Anastasia doskonałą polszczyzną. 

Dziś Anastasia Hory jest wolontariuszką w punkcie pomocy przy ul. Grobla III 1/6 w centrum Gdańska. Punkt pomocowy prowadzi tu Fundacja 33 Biskupia przy wydatnej pomocy Lions Club, Rotary Club i Banku Żywności. Lokal dostali od miasta. Lobbowali za tym radni Teresa Wasielewska i Andrzej Kowalczys

Prezeską Fundacji jest Aneta Borkowska. 

W środku ubrania, buty, wózki i zabawki dla dzieci, mleko, cukier, mąka. Ostatnio przyjechały spody do pizzy. Rozeszły się błyskawicznie. 

kobiety przeglądają używane ubrania
Wnętrze punktu pomocy dla uchodźców. Można tu znaleźć ubrania, jedzenie, zabawki
fot. Dominik Paszliński/gdansk.pl

Wybili jej zęby, połamali ręce

Pani Anna to elegancka kobieta. Mówi mi, że w jednym z miast Donbasu (nie chce zdradzić w którym, bo wciąż boi się zemsty) była wicedyrektorką ukraińskiej szkoły i dyrygentką chóru dziecięcego. Dziś szkoła jest rosyjska, a zrusyfikowane dzieci chodzą w czerwonych chustach. 

Anna opowiada mi, że jako wicedyrektorka szkoły - gdy miasto w 2014 roku zdobyli prorosyjscy separatyści - była zmuszana do współpracy i wyrzeczenia się Ukrainy. Jak ją zmuszali? 

- Wybili mi zęby, złamali rękę, nogę, rozbili łuk brwiowy - mówi. - Razili prądem, poniżali, wreszcie zgwałcili. Niczego nie podpisałam, uciekłam. Ważyłam 48 kilo.  

Głos jej się łamie, nie jest w stanie mówić dalej. Z trudem opowiada: - Po torturach mam chore serce, wysokie ciśnienie, problemy z nogami, zębami, nerkami, niewyraźne widzenie i stres pourazowy. 

Do Polski przyjechała w 2022 roku. - Przez długi czas nie miałam numeru pesel. Z tego powodu nie miałam ani pomocy medycznej, ani humanitarnej. Teraz mam już pesel i uzyskałam dostęp do usług medycznych. Jestem bardzo wdzięczna Polsce i Polakom za wsparcie i solidarność - mówi.  

Mąż został w Ukrainie, walczy. Córka jest w jednym z miast w Europie Zachodniej. 

kobiety z wózkami dziecięcymi
Ukrainki z dziećmi w wózkach. Od lewej: Irina, Krystyna, Anna i Halina
fot. Dominik Paszliński/gdansk.pl

Pocałowała pasztet 

Człowiek myśli, że widział i słyszał już wiele. Ale to nieprawda. Tu usłyszy jeszcze więcej o horrorach wojny i życiu poza domem.  

Anastasia Hora: - Dziś przyszła pani, 77 lat, i jak zobaczyła opakowanie pasztetu - pocałowała je. Zupełnie jak w czasie wojny głodni ludzie całowali chleb. Popłakałam się. Niektóre z tych kobiet w przeliczeniu na złotówki dostają 300 zł ukraińskiej emerytury. Na co to ma im starczyć? 

Szefową Fundacji 33 Biskupia i główną organizatorką pomocy jest Aneta Borkowska. Wcześniej była agentką ubezpieczeniową, prowadziła sklep i była radną dzielnicy Olszynka. Rozdawała dary Caritasu, rozwoziła obiady w czasie pandemii. 

- Gdy wybuchał wojna zadzwoniła do mnie koleżanka i mówi: “Ty lubisz pomagać, to co robimy?” - wspomina Aneta Borkowska. - Na początku kolega dał nam punkt przy ul. Biskupiej 33. Opłacał nam prąd, a my pracowałyśmy bezpłatnie. Na Facebooku zaczęłyśmy pisać, że prosimy o ubrania, jedzenie. Przychodziło tam 100-200 osób. Później dostaliśmy od miasta punkt przy Grobli III. Teraz potrafi do nas przyjść nawet 500-600 osób.   

Na początku wojny do Polski trafiło około dwóch milionów uchodźców z Ukrainy, głównie kobiet i dzieci, bo mężczyzn nie wypuszczano. Gdy zostali przez Polaków nakarmieni, ubrani i rozlokowani, wydawało się, że problemy zniknęły. Jak się okazuje, jest to myślenie życzeniowe.     

Anastasia tłumaczy, że Ukraińcy wciąż do Polski przyjeżdżają: - Wracają do Ukrainy, mieszkają tam 2-3 miesiące i wracają z powrotem, bo tam nie ma pracy, jedzenie jest bardzo drogie, a życie z powodu wojny jest cięższe niż kiedykolwiek. Weźmy moją babcię - wciąż tam mieszka i gdybym jej nie pomagała, to chyba by umarła. Wysyłamy jej jedzenie, ubrania, pieniądze.  

Babcia została pod Iwano-Frankiwskiem.  

- Kilka dni temu zadzwoniłam do niej. Rosyjskie rakiety przeleciały jej nad głową. Była przerażona. Mówię: “przyjeżdżaj”. A ona, że nie da rady tyle godzin jechać autobusem. Dla starszej osoby 28 godzin w podróży to dużo. 

Przychodzą tu matki z małymi dziećmi w wózkach, panie w wieku 65-80 lat, samotni ukraińscy emeryci. Akurat samotny starszy mężczyzna ładuje kilka spodów do pizzy do foliowej torby. Będzie miał kolację.

Są też chorzy. - Wiem o kilkudziesięciu osobach z nowotworami, osłabionych, schorowanych, które regularnie nas odwiedzają, mają papiery poświadczające chorobę  - mówi Borkowska. - Mamy więc tu panią, która jeździ z nimi po szpitalach i pomaga załatwić leczenie.  

Pytam czego ci ludzie szukają? Okazuje się, że potrzebne jest w zasadzie wszystko: talerze, sztućce, ubrania, pościel, poduszki, kołdry, ręczniki. Można wymieniać w nieskończoność.  

- Ludzie przyjeżdżają bez niczego - mówi Anastasia. - Sama tak przyjechałam, więc wiem, jak to jest. Masz trochę oszczędności i nie wiesz na co je w pierwszej kolejności wydać. Ostatnio przyjechała kobieta z szóstką dzieci, a jedno z nich miało raptem dwa miesiące. Nie miała niczego. Wcześniej była pani, która potrzebowała śpiwora. Śpi na podłodze w piwnicy, bo nie ma za co wynająć mieszkania. 

Niektórzy z tego typu pomocy korzystają pierwszy raz w życiu. Nie każdemu łatwo przyznać, że w Ukrainie coś się miało - mieszkanie, samochód, pensję - a teraz trzeba polegać na innych. Stać w długiej kolejce i czekać, aż samochód z żywnością zostanie rozładowany.   

Aneta Borkowska: - Ostatnio pewna pani przyszła tu i powtarzała: “ale ja nie mogę, ja się wstydzę”. 

- I co jej pani powiedziała?

- Powiedziałam: “Słuchaj, umawiamy się, że jak się skończy wojna, to wtedy ja pojadę do ciebie i ty mnie ugościsz”. Zgodziła się. Jesteśmy umówione. Czasem trzeba im powiedzieć: “nie martw się, ja się tobą zajmę”. Jak taka kobieta to usłyszy, to robi jej się lżej na duszy. I wtedy na jej twarzy - pierwszy raz od dawna - pojawia się uśmiech.  

Mijające nas kobiety mówią Borkowskiej: - Spasiba! Inne już po polsku: - Dziękuję. 

Borkowska musi zapalić papierosa na zapleczu. Ona też się tu naprzeżywa i napłacze, słuchając dramatycznych opowieści. 

mapa Ukrainy
Mapa Ukrainy. Kobiety zaznaczają na niej skąd przyjechały
fot. Dominik Paszliński/ gdansk.pl

Wojna wciąż tkwi w głowie 

Jedna z Ukrainek wskazuje na Anetę Borkowską i mówi o niej: - Nasza mama. 

Okazuje się, że poza pomocą materialną można przy Grobli III 1/6 wpaść na kawę, porozmawiać, opowiedzieć o swoich problemach, wypłakać się. Taki chwilowy dom. 

Kobiety opowiadają pani Anecie i Anastasii o swoich najbliższych, którzy zginęli pod rosyjskim ostrzałem. 

Anastasia: - Wiele starszych osób wciąż ma swoich synów czy wnuków na wojnie. Starsze panie martwią się o nich. Niektóre same z trudem przeżyły rosyjską okupację, siedziały po parę tygodni w piwnicach. Widziały ciała zabitych leżące na ulicach. Po dwóch latach wciąż to przeżywają w swojej głowie. 

Dlatego w punkcie przy Grobli III jest psycholog, ale też pomoc prawna. Wszystko darmowe, wszyscy są tu wolontariuszami.  

Anastasia: - Mamy konsultacje prawne. Na przykład dla osób, które walczą o ukraińską emeryturę. Ściągamy z ukraińskiego funduszu emerytalnego papiery albo piszemy do nich maile. Te kobiety nie są w stanie same tam pojechać i załatwić sobie świadczeń. Dlatego nasze dziewczyny siedzą z Ukrainkami i przygotowują im papiery. 

Pod centrum pomocy zajeżdża Mieczysław Sokołowski. W latach 1995-2001 był konsulem generalnym RP w Hamburgu. Wrócił do Gdańska. Targa plastikowy worek pełen ubrań. Mówi, że to naturalne, że przynosi tu, co może. 

Aneta Borkowska: - Moje motto? Nie trzeba być bogatym, żeby pomagać. 

Pomaga jej w pracy 12 wolontariuszek. 

ludzie przerzucają paczki
Trwa rozładowywanie darów
fot. Dominik Paszliński/gdansk.pl

Tuszonki dla naszego wojska 

Podchodzi do nas niziutka, chudziutka babuszka. Walentyna. Mówi, że ma 79 lat. Przyjechała spod Krzemieńczuka na wschodzie Ukrainy. Mówi, że przyjechała z córką, która jest chora na raka. 

Aneta Borkowska: - Pani Walentyna ma w sobie tyle siły. Ma 80 lat, sama słaba, a dodatkowo pomaga swojej chorej córce. Stoi w kolejce, załatwia jedzenie. Stara się, żeby ich ubrać i nakarmić. Kobiety w wieku 80 lat zaczynają w Polsce swoje życie od nowa. Uciekały zapchanymi pociągami przed wojną, siedząc na podłodze. I nagle taka 80-letnia babcia musi zacząć od zera w obcym kraju. Wyobrażasz to sobie?!  

Pytam tę wątłą babuszkę, Walentynę, jak wyglądało jej poprzednie życie. Opowiada, jak robiła dla ukraińskiego wojska dżemy i mięsne tuszonki, jak zebrała dla “naszej armii” 40 kartonów jabłek z własnego sadu. Wszystko pojechało na front. 

Kobiety z Ukrainy nie zapominają w Gdańsku o swoich żołnierzach. Szyją dla nich duże siatki maskujące na czołgi, szydełkują nawet mniejsze siatki na hełmy, robią świece okopowe. 

- Jak taką puszkę zrobić? - pytam. Dostaję instrukcję: do zużytej blaszanej puszki wlewa się wosk i dodaje łatwopalny kawałek kartonu, a potem żołnierze mogą się przy nich ogrzewać albo nawet podgrzewać na nich jedzenie. 

Dlatego w punkcie przy Grobli III można zostawiać wszystko, co przyda się na froncie. Borkowska i Hory zbierają też pieniądze na protezy czy wózki inwalidzkie.  

Anastasia: - Wielu rannych żołnierzy traci kończyny. W Ukrainie brakuje dla nich wózków inwalidzkich. Ukrainka, która w Polsce wynajmuje mieszkanie i wychowuje dzieci, nie jest w stanie kupić sama takiego wózka i wysłać go dla kogoś z rodziny, kto tam walczył i stracił na froncie nogi. Stąd nasza prośba o wsparcie. Takie wózki pojadą do rannych.  

Pamiętają też o dzieciach. Mali Ukraińcy przed pójściem do polskiej szkoły dostali na początku września plecaki, kredki, długopisy, zeszyty.   

kobiety na ulicy
Kobiety przepakowują dary, które dostały w punkcie pomocy
fot. Dominik Paszliński/gdansk.pl

Usłyszała “Won do siebie!”

Dwa tygodnie po tym, jak przyjechała z dziećmi do Polski, Anastasia została potraktowana w przykry sposób przez Polaka na ulicy. 

- Jak to wyglądało? - pytam. 

- Wychodziliśmy razem z dziećmi z autobusu. Dzieci się bawiły, biegały, coś krzyczały. Jakiś gość krzyknął do nich: “nie jesteście u siebie, macie się zachowywać!” Mój synek ma w zwyczaju przytulać wszystkich. Dlatego chciał tego pana też przytulić i przeprosić. A ten go uderzył w twarz! Dziecko poleciało w jedną stronę, a facet poszedł w drugą. Ja stoję na środku, nie znam polskiego i nie wiem, co robić. Przytuliłam tylko synka, tłumacząc mu, że ten pan jest zwyczajnie niemądry.

Anastasią ten epizod wstrząsnął. - Chciałam zabrać tych parę rzeczy, które miałam i pojechać z powrotem do domu. Ale mąż mi powiedział, że przecież tam jest gorzej, bo tam spadają bomby. Wiem, że nie każdy lubi Ukraińców, bo ja to prawie codziennie słyszę… 

- Co pani słyszy? 

- Wyjeżdżaj stąd! Czy dosadniej: wyp…! I tak się zastanawiam, jak można powiedzieć matce z dzieckiem, że ma wracać na wojnę? Czy ci ludzie nie wiedzą, co znaczy wojna? Nie przyjechałam tu po zasiłek. Żyję z tego, co zarobię sama i co zarobi mąż. Przyjechałam, bo nie miałam wyboru. Uciekłam, żeby ocalić życie moich dzieci. 

- Nie wszyscy tacy jesteśmy, prawda? - upewniam się. 

- Więcej jest osób pomocnych. Ale jak dopiero co przyjechałaś i liczysz na pomoc, a słyszysz od kogoś na wstępie: spier…, to nie chcesz takiej “pomocy”.   

Wokół nas Ukrainki cierpliwie przeglądają ubrania na wieszakach. Anastasia musi wracać, bo jest jeszcze tyle do zrobienia: trzeba wyładować spody do pizzy, posegregować ubrania, posprzątać.    

- Każdy z nas chce, żeby ta wojna jak najszybciej się skończyła. Ale ona trwa. A my musimy pomagać do samego końca. Nie możemy teraz przestać - mówi Anastasia i wraca do pracy.    

Jak pomóc?

Wszyscy, którzy chcą pomóc i podzielić się ubraniami, pościelami, przedmiotami codziennego użytku lub przekazać inne dary mogą odwiedzić punkt w następujące dni: poniedziałek 12:00-18:00; środa 12:00-17:00; czwartek 9:30-17:00.

Kontakt do Anety Borkowskiej: tel. 570 926 246; mail: abpomocukraina@op.pl 

Numer konta: Fundacja 33 Biskupia 64 1600 1459 1716 4989 2000 0001 


Zobacz nasz fotoreportaż z punktu pomocy Ukraińcom przy ul. Grobla III 1/6a w Gdańsku



TV

Święty Mikołaj przyjechał do Świbna