Co jeszcze przed nami:
W czwartek, 5 sierpnia odbędą się dwa wydarzenia towarzyszące nurtowi głównemu 25. Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku: o godz. 19:00 - spotkanie w ramach cyklu „Bezradność filozofa. Rozmowy o współczesności z Szekspirem w tle” - „Wojna pokoleń. Rozmowa z Learem w tle” (Taras GTS), a o godz. 21:30 - prezentacja rejestracji wideo spektaklu „Król Yebi”, na motywach „Króla Leara” Williama Szekspira w reżyserii Kim Su-jin (Shinjuku Ryōzanpaku Theatre Company, Japonia, 1 h 40 min, Taras GTS ).
W sobotę, 7 sierpnia, kolejna prezentacja rejestracji wideo na tarasie GTS - o godz. 21:00 pokazana zostanie godzinna koprodukcja Polskiego Teatru Tańca i kolektywu bodytalk (Münster, Niemcy) „Romeos & Julias unplagued. Traumstadt” (chor. Yoshiko Waki). Gala Zamknięcia Festiwalu, podczas której odbędzie się wręczenie Nagrody Złotego Yoricka oraz nagród w Konkursie SzekspirOFF, będzie miała miejsce w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim w niedzielę, 8 sierpnia, o godzinie 21:00.
Szczegółowe informacje i bilety dostępne są na stronie: www.festiwalszekspirowski.pl.
Relacja z pierwszych dni festiwalu:
Tegoroczna edycja Festiwalu Szekspirowskiego jest szczególna z wielu powodów. Inaczej niż w ubiegłym roku, wszystkie spektakle odbywają się stacjonarnie, z udziałem publiczności. To bardzo dobra wiadomość, bo prawdziwy teatr to obcowanie ze sztuką wprost. A dzięki temu, że wydarzenia w ramach nurtu głównego oraz nurtu SzekspirOFF swoim zasięgiem obejmują zarówno Główne Miasto w Gdańsku, jak i Wrzeszcz czy Aniołki, odbywając się w przeróżnych przestrzeniach teatralnych i świątyniach sztuki, całość wydarzenia zyskuje niepowtarzalną atmosferę spotkań z teatrem i z drugim człowiekiem.
Ale to też niestety pierwszy Festiwal Szekspirowski bez jego twórcy, prof. Jerzego Limona, i zarazem ostatni, który profesor zaprojektował. Obok euforii, wynikającej z tego, że nareszcie można spotykać się w teatralnych murach i doświadczać sztuki w jej pełnym wymiarze; obok radosnej atmosfery świętowania, wyczuwalny jest smutek i melancholia. Wyraźnie brakuje kapitana, który kierował tym statkiem, choć ten brak bynajmniej nie jest widoczny w organizacji przedsięwzięcia, przebiegającej sprawnie, pomimo wszelkich przeszkód, do których zaliczyć trzeba także trwającą pandemię i nieustanną niepewność, czy uda się zbudować i zrealizować program zagraniczny, tak jak się zakładało. Z tego powodu nawet pewne rozczarowania repertuarowe nie powinny zburzyć obrazu udanej całości, a przynajmniej półmetka.
Pierwsze cztery dni festiwalowe to znane i cenione nazwiska twórców polskich i zagranicznych, i głośne tytuły prezentowane w nieoczywistych interpretacjach. Jubileuszową odsłonę wielkiego święta teatru zainaugurował pokaz „Burzy” Williama Szekspira w reżyserii Szymona Kaczmarka - nagradzanego twórcy „Kupca weneckiego”. To głośna, wyczekiwana produkcja, która miała otwierać już ubiegłoroczny Festiwal Szekspirowski, ale pandemia pokrzyżowała te plany. Inscenizacja jednego z najbardziej znanych dramatów szekspirowskich, i zarazem pierwsza własna produkcja Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego na scenę elżbietańską, jest uwspółcześnioną opowieścią o utracie władzy, pragnieniu zemsty i drodze do wolności. Niestety, nie najlepszą. Rozczarowuje m.in. pozbawiony pomysłu ruch sceniczny, nieogranie sceny elżbietańskiej. To nieodżałowana strata, mając do dyspozycji tak ciekawy układ, nie skorzystać z niego w pełni. Widoczne są reżyserskie ambicje i imponująca wizja artystyczna, ale już myśl - czy to szekspirowska, czy kaczmarkowa - jest trudna do odczytania, przysłonięta monumentalną scenografią i kilkoma ciekawymi aktorskimi epizodami.
Ale już prezentowany dzień później „Der Szturem. Cwiszyn/Burza. Pomiędzy” Teatru Żydowskiego w Warszawie, który walczy w Konkursie o Złotego Yoricka, na najlepsze wystawienie polskiej sztuki, przywrócił nadzieję. To bardzo przejmujące, przepełnione mrokiem i strachem dzieło, prezentujące dzieło Szekspira w przekładzie na język jidysz Yosefa Goldberga, do którego wplatane są fragmenty m.in. „Lamentacji Jeremiasza” i „Pieśni nad Pieśniami”. Powstała opowieść, która łączy motywy znane z "Burzy" z tematyką Holokaustu. Bardzo mocna jest tu rola Jerzego Walczaka, którego Ariel jest z jednej strony bardzo demoniczny, ale i duchowy, jak nie z tego świata - z drugiej bardzo mocno osadzony w ciele i bardzo obecny.
Rozczarowuje nieco inny wybór selekcjonerów - „Król Lear” w reżyserii Anny Augustynowicz. To z kolei rozciągnięta do granic wytrzymałości widza niespójna opowieść o feministycznym przesłaniu, głównie widocznym w wyborze obsady - wszystkie role z wyjątkiem króla, w którego wciela się Mirosław Zbrojewicz, grają kobiety. Lear u Augustynowicz jest niedołężniejącym, pozbawionym siły zarówno fizycznej, jak i w wymiarze metaforycznym, bezradnym w świecie kobiet, zagubionym mężczyzną. Prostota przekazu, anachroniczne aktorstwo w bardzo współczesnej inscenizacji i brak komicznego wyczucia sytuacji stworzyło siermiężną całość. Na uwagę zasługuje strona wizualna spektaklu, pod warunkiem, że nie pokusimy się o jej interpretację. Wizualizacje, choć widowiskowe, sprawiają wrażenie przypadkowych, bazujących jedynie na emocjach, a przez cały spektakl ogrywane dwa duże półprzezroczyste ekrany z ciemnego pleksi, nie znajdują uzasadnienia inscenizacyjnego. Mocna, przypominająca malarskie dzieło jest scena porodu, nie znajduje ona jednak rozwinięcia. Ta malarskość, do której można znaleźć odniesienia w całym spektaklu, jest tu tak naprawdę kluczem, który stanowi i atut i brzemię zarazem. Pięknie się to ogląda, ale nie sposób przez dwie godziny nie zadawać sobie pytania „po co”.
Ukojenie przyniósł kolejny dzień festiwalowy i zarazem pierwszy pokaz spektaklu twórcy zagranicznego w nurcie głównym tegorocznej edycji. Tiago Rodrigues, który został właśnie nominowany dyrektorem artystycznym Festiwalu Teatralnego w Awinionie, będącego jedną z najważniejszych tego typu imprez na świecie, zaprezentował swoją niezwykłą interpretację „Antoniusza i Kleopatry”. To oparta na pracy z ciałem i formą opowieść o tragicznej, ale pięknej miłości uwikłanej w politykę. Powstała historia także prosta, ale dojrzała, przepełniona niezwykle umiejętnie rozgrywanymi silnymi emocjami, angażująca widza i pozwalająca w pełni realizować się aktorom. Znakomita realizacja, która spotkała się z zasłużoną owacją na stojąco.