Anna Umięcka: Chyba każdy z nas potrafi zanucić kilka taktów Habanery (“Miłość to buntowniczy ptak”), słynnej arii Carmen z opery pod takim samym tytułem, ale “Poławiacze pereł” nie są aż tak znanym dziełem Bizeta. Gdańscy melomani nie mieli jej jeszcze okazji usłyszeć w Operze Bałtyckiej. Skąd taki wybór?
Tomasz Podsiadły: - Myślę, że wystawia się ją rzadziej, ponieważ muzycznie to trudne wykonawczo dzieło i dla orkiestry, i dla chóru, który jest tu znaczącą postacią zbiorową i ma równie ważną dramaturgicznie rolę jak soliści. Partie wokalne solistów są zaś karkołomne.
Z muzyki Bizeta, nawet w „Carmen”, najczęściej pamiętamy tylko kilka motywów (w “Poławiaczach” arię Nadira z I aktu, czy duet Nadira i Zurgi też z I aktu), ale w tym przypadku, kiedy się w nią wsłuchamy, to okazuje się, że całość jest bardzo ciekawa.
Na poziomie libretta historia wydaje się na pierwszy rzut oka, wręcz banalna. Dzieje się w Cejlonie w odległych czasach, co już odciąga emocje i stwarza dystans, a opowiada o dwóch mężczyznach zakochanych w jednej kobiecie. Nieszczęście gotowe.
Miłosny trójkąt?
- Wódz wioski Zurga oraz myśliwy Nadir zakochują się w pięknej kapłance Leili. W imię przyjaźni wyrzekają się tej miłości. Jednak przewrotny los spowoduje, że Leila sprzeniewierzy się składanym ślubom czystości, a Nadir złamie obietnicę daną przyjacielowi. Kiedy wódź się o tym dowie, musi skazać ich na śmierć. Takie jest prawo. Ale zakończenie okaże się inne.
Mnie najbardziej poruszył fakt, że kiedy czytamy libretto nie tylko jako opowieść o nieszczęśliwej miłości, to okazuje się, że pojawia się tu konflikt zbiorowości z jednostką. Konflikt między dogmatem, czyli religią i wierzeniami a wolnością i niezależnością jednostki, ponieważ jej wybory stoją z nieracjonalnym dogmatem w kontrze.
To też historia o tym, że idąc za głosem grupy zyskujemy poczucie bezpieczeństwa, ale tracimy bardzo dużo.
Bo ta opera ma dla mnie dwa zakończenia.
Pierwsze: Nadir z Leilą uciekają, a Zurga im na to pozwala, bo w ten sposób spłaca dług wobec dziewczyny, zaciągnięty wiele lat wcześniej. My zamkniemy ją wprawdzie inaczej - każdy z trzech bohaterów pozostanie sam, ponieważ, moim zdaniem mamy tu do czynienia z trójkątem uczuciowym, a być może i miłosnym. Relacja dwóch męskich bohaterów jest bowiem tak rozpisana, iż sugeruje że oparta jest na czymś więcej niż przyjaźń. Widzom pozostawiam ostateczną interpretację czy jest to fizyczność. Stąd każde z nich jest nieszczęśliwe, nawet uciekający razem Nadir z Leilą, bo każde z nich musiało coś porzucić, coś zostawić.
Ale drugie zakończenie, jest może jeszcze ważniejsze - chwilę przedtem zobaczymy, że ta zbiorowość przekonana o swojej sile straci najwięcej - pożar pochłonie ich dzieci i domy. Tragedia spowodowana będzie ich uporem.
Zobacz: "Wynik wnikliwej oceny". Warcisław Kunc nie będzie już dyrektorem Opery Bałtyckiej
Jak więc przekonać widzów, by zaangażowali się w opowieść dystansującą nas już na poziomie libretta? Uwspółcześnić inscenizację?
- Nie będziemy przenosić akcji do współczesności, ani bawić się w film kostiumowy. Chcę potraktować całość symbolicznie, i nie tylko z powodu braku funduszy na scenografię czy kostiumy. Ważne żeby widz rozpoznał płaszczyzny sceny, że kanał orkiestrowy to brzeg morza, proscenium to poziom profanum, a na górze schodów mieści się poziom sacrum. Dla mnie najważniejsze są konflikty, o których mówiliśmy: pomiędzy jednostką a zbiorowością, czyli dogmatem a potrzebą wolności, tutaj zdefiniowanej jako potrzeba miłości. Prawo, które nakazywało Leili osamotnienie na skale i pozostawianie w czystości było bezsensowne.
Najbardziej wstrząsnęła mną jednak porażka zbiorowości. Jeśli odczytamy to baśniowe libreto w ten metaforyczny sposób to robi się bardzo europejsko 2018, ale też bardzo polsko 2018. Czyż nie są to te same mechanizmy, które oglądamy w wiadomościach telewizyjnych? Tworzenie się grup, ludzie lgnący do większości i nie analizujący jaki będzie tego finał...
Większość, która obiecuje ochronę i poczucie siły, w zamian - pozbawia jednostkę wolności. Nie ma dobrych rozwiązań tej sytuacji?
- Żeby się z tego układu wyswobodzić trzeba mieć siłę, charakter i wierzyć w wartości. Jak Zurga, który wypuszcza kochanków kiedy dowiaduje się, że Leila uratowała mu kiedyś życie. To pokazuje jego silną osobowość.
Sama opera “Poławiacze pereł” też ma ciekawą historię i dwa zakończenia.
- Rzeczywiście, ponieważ premiera opery ówcześnie okazała się klapą, po jakimś czasie kompozytor napisał jej drugą wersję, zmienioną: wydłużył utwór, dopisał dużo nowych motywów w trzecim akcie, i przede wszystkim przepiękny duet. My gramy tę prapremierową wersję.
Pierwsza premiera operowa w sezonie 2017/2018 w Operze Bałtyckiej oparta jest najwyraźniej na zaskoczeniach: mniej znana opera i mało znani realizatorzy. Za kierownictwo muzyczne i scenografię wraz z kostiumami odpowiadają bardzo młodzi artyści: Jarosław Szemet i Agnieszka Szewczyk.
- Mimo, iż jesteśmy jeszcze przed premierą wszyscy są pod ogromnym wrażeniem talentu młodego dyrygenta. To bardzo zdolny muzyk i życzliwy, energetyczny, ale opanowany człowiek, przed którym stoi wielka kariera.
Scenografię wykona Agnieszka Szewczyk, absolwentka ASP, z którą pracowałem już nad “Sonatą Belzebuba” w Centrum Kultury w Gdyni i bardzo chwalę sobie tę współpracę. Scenografia będzie symboliczna, ale jestem przekonany, że efekt ostateczny dobry.
Opera będzie wystawiana w niepełnej formie scenicznej. Nie jest to forma koncertowa, semi stage, ale też nie ma rozmachu pełnego dzieła. Jaki teatr jest twoim ideałem?
- Dla mnie najważniejsze jest, żeby wyjść z teatru emocjonalnie poruszonym. Nawet jeśli wszystkiego nie zrozumiem to daje mi jakiś impuls do myślenia, zastanowienia się, coś w środku rozdrapie.
Mojego pierwszego Gombrowicza, “Operetkę”, widziałem jako młody chłopak i chociaż nie rozumiałem wtedy wiele, w pewnym momencie miałem łzy w oczach z emocji. Dało mi to potem impuls do czytania o autorze, zgłębiania jego twórczości i do własnych poszukiwań. To jest dla mnie ideał teatru.
Georges Bizet, “Poławiacze pereł”, opera liryczna w trzech aktach, Libretto: Michel Carré i Eugène Cormona. Premiera: 24 lutego 2018. Kolejne spektakle: 25 lutego, 15 i 16 czerwca 2018 Realizatorzy: Kierownictwo muzyczne - Jarosław Szemet Reżyseria - Tomasz Podsiadły Scenografia, kostiumy - Agnieszka Szewczyk Przygotowanie chóru - Waldemar Górski Ruch sceniczny - Wojciech Warszawski, Izabela Sokołowska-Boulton Asystent reżysera - Magdalena Szlawska Obsada: Nadir – Zbigniew Malak Zurga – Bartłomiej Misiuda Nurabad – Piotr Lempa Leila – Maria Domżał Chór Opery Bałtyckiej Orkiestra Opery Bałtyckiej Ceny biletów: 50-90 zł |
Streszczenie libretta
Akt I
Cejlońska plaża. Poławiacze pereł kończą stawianie namiotów. Rytualne święto, które poprzedza sezon połowów, trwa w najlepsze. Rybacy tańczą i śpiewają, aby za sprawą muzyki wygonić złe duchy. Na głównego przywódcę wioski wybrany zostaje Zurga. Nadir, jego przyjaciel, dołącza do grupy, powracając z dalekiej wyprawy. Młodzieńcy, których łączy niezwykle silna więź, wspólnie wspominają kapłankę Candi, Leilę, w której obaj byli niegdyś zakochani. Młodzieńcy jednak deklarują, że ich przyjaźń jest najważniejsza, ślubują więc, że wyrzekają się miłości do pięknej kobiety.
Do brzegu zbliża się łódź, wioząca kapłana Nurabada z Leilą, młodą dziewczyną, której śpiew ma chronić wioskę i rybaków przed gniewem fal. W podziękowaniu za okazaną opiekę Leila otrzymuje od mieszkańców wioski najpiękniejszą perłę.
Leila składa przed wodzem wioski przysięgę ślubów czystości, za których złamanie grozić jej będzie śmierć. Kapłanka zakryta jest grubym welonem zasłaniającym całą jej twarz, jednak Nadir rozpoznaje ukochaną i na nowo odżywa w nim uczucie. Leila również poznaje przystojnego łowczego, jednak decyduje się wypełnić powierzone jej zadanie. Wznosi modły do Brahmy, aby ten pomógł jej uchronić lud przed klęskami.
Akt II
W ruinach indiańskiej świątyni Leila odpoczywa po wyczerpującym dniu. Towarzyszy jej kapłan Nurabad, który nieustannie przypomina dziewczynie o jej zobowiązaniach. Aby udowodnić swoją lojalność, młoda kobieta opowiada o ryzyku, które kiedyś powzięła, aby ratować nieznajomego. Ten w zamian podarował jej naszyjnik, z którym nigdy się nie rozstaje.
Wkrótc Nurabad opuszcza Leilę, aby w samotności odpoczęła. Ten moment wykorzystuje Nadir, który zakrada się do ukochanej. Oboje wiedzą, że jeśli ich romans zostanie odkryty, zostaną straceni. Wtem miłosne uniesienia przerywa kapłan, który prowadzi kochanków przed oblicze Zurgi. Wódz początkowo pragnie darować winy dwojgu młodym, jednak gdy z twarzy dziewczyny opada welon i Zurga odkrywa, kim jest kapłanka, z wściekłości skazuje oboje na śmierć. Wydarzeniom towarzyszy intensywna burza, która dla mieszkańców wioski wydaje się być zemstą obrażonego morza.
Akt III
Namiot Zurgi. Wódz pochłonięty jest przez posępne rozmyślania. Z jednej strony przepełnia go wściekłość spowodowana zdradą przyjaciela i kobiety, którą kocha, z drugiej zaś jest zrozpaczony, że to właśnie on musi oboje wydać na śmierć. Potajemnie przybywa do niego Leila, błagając by ocalił Nadira, a zgładził tylko ją. Jednak miłość, którą czuje do Nadira, tylko zwiększa zazdrość i gniew Zurgi. Widzą, że jej błagania nie przynoszą efektów, zrozpaczona Leila daje Zurdze swój naszyjnik i prosi go, by zabrał go matce po jego śmierci. Zurga natychmiast rozpoznaje biżuterię i przypomina sobie przyrzeczenie dane tej, która niegdyś uratował mu życie. Postanawia więc spłacić dług i uratować dwoje kochanków.
W wiosce trwają przygotowania do egzekucji, u stóp posągu Brahmy wznoszony jest stos. Naraz po horyzoncie zaczyna rozprzestrzeniać się czerwony blask. Aby rozproszyć i usunąć rybaków czekających na egzekucję dwóch zdrajców, Zurga podpalił wioskę. Indianie rozpierzchają się w nieładzie, a Zurga wykorzystuje zamieszanie i umożliwia Leili i Nadirowi ucieczkę. Ostatecznie pozostaje sam ze zdewastowaną wioską i utraconą miłością.