• Start
  • Wiadomości
  • “Poławiacze pereł” Bizeta i narodziny gwiazdy w Operze Bałtyckiej

“Poławiacze pereł” i narodziny gwiazdy w Operze Bałtyckiej

W treści libretta opery Bizeta pojawiają się dwa dobrze nam znane leitmotivy - dwaj mężczyźni i jedna kobieta oraz - dylemat stary jak ludzkość - namiętność czy wierność zasadom? Pierwsza premiera operowa w OB, pomimo swych braków, wydaje się być dość udana, ale by się osobiście o tym przekonać musimy czekać aż do czerwca. Gwiazdą w tym spektaklu okazała się Maria Domżał.
25.02.2018
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Leila - Maria Domżał


Opisując treść libretta “Poławiaczy pereł” Georgesa Bizeta i szukając porównań można by nazwać “Poławiaczy” odwróconą “Casablanką”. W amerykańskim melodramacie główny bohater Rick (w tej roli oczywiście boski Humphrey Bogart) i Victor też kochają jedną kobietę. Victor jest mężem Ilsy i walczy w słusznej sprawie - jest organizatorem ruchu oporu przeciwko nazistom - prawo moralne jest więc po jego stronie. Rick - to bon vivant przedkładający biznes nad ideę, ale z Lizą łączy go wcześniejsza miłość. Gdy kochanka znów pojawia się w jego życiu musi dokonać wyboru - namiętność czy dobro ogółu - zatrzymać kobietę przy sobie czy poświęcić miłość na ołtarzu obowiązku wobec ludzkości. Rick wybiera powinność. A Nadir?

We francuskiej operze, główny bohater również kocha Leilę, ale łączy go przyjaźń z Zurgą - przywódcą lokalnej społeczności, dla której Leila musi, a początkowo nawet chce, poświęcić swoje życie. Jej śpiew i niewinność chronią wioskę przed boskim gniewem.

Obaj mężczyźni przysięgają więc nie tknąć dziewczyny, ale Nadir nie dotrzymuje słowa - wybiera namiętność. Łamie też dane przyjacielowi słowo. Zurga zaś w ataku gniewu najpierw skazuje oboje na śmierć (tak też chce ogół i wymaga zasada), ale potem zmienia zdanie i poświęca swoje życie (ale też ludzi z wioski), by ocalić tych których kocha - Leilę i Nadira. Czyli miłość zwycięża.

Kto więc płakał na “Casablance” wzruszy się i na “Poławiaczach”.

Nadir - Zbigniew Malak


Reżyser Tomasz Podsiadły nie uwspółcześnił dzieła na potrzeby spektaklu, a samo libretto podsuwa dość mglisty obraz miejsca i czasu akcji - to Cejlon dawno temu - i obszaru religijnego - Leila jest kapłanką hinduistycznego boga Brahmy, ale są w tym opisie nieścisłości. Nie miało to jednak dla piszących libretto większego znaczenia, ponieważ ważniejszy był egzotyczny entourage, modny temat w tamtym czasie w Paryżu, i wykreowanie konfliktu pomiędzy powinnością a miłością.

Tomasz Podsiadły w wywiadach podsuwał nam jeszcze jeden możliwy interpretacyjny trop - to zderzenie dogmatu wiary z potrzebą wolności jednostki.

Oryginalnie powstało więc dzieło o dość banalnej treści z piękną, choć niełatwą wykonawczo muzyką, która nie od razu spodobała się publiczności. Po premierze w 1863 roku zagrano “Poławiaczy” w Paryżu tylko 18 razy, a potem opera zniknęła z europejskich scen na kilkanaście lat - co przypomina w programie krytyk Jacek Marczewski. W Gdańsku 2018 roku teatr obiecuje wystawić operę na razie cztery razy. Zobaczymy ją jeszcze w niedzielę, 25 lutego, a potem dopiero w czerwcu. Dlaczego tak mało, choć bilety wyprzedały się bardzo szybko?

Zurga - Nikola Mijailović

A jak udała się ta premiera roku 2018 w Operze Bałtyckiej?

Zanim zgłębimy niuanse warto przypomnieć, że jest to pierwsza premiera operowa tego sezonu, ogłoszonego przez dyrekcję Opery Bałtyckiej rokiem francuskim, a więc aż do jesieni możemy spodziewać się tu wydarzeń związanych z kulturą frankofońską.

Gdańskie wystawienie dość trudno ocenić, bo to swoista hybryda. Dyrektor opery Warcisław Kunc po raz kolejny powierzył realizację spektaklu Tomaszowi Podsiadłemu i proponuje publiczności wersję opery na pół gwizdka, ale nie do końca. Niejasne? Na właśnie.

“Poławiaczy pereł” wystawiono w tzw. wersji semi stage (jak poprzednio “Madama Butterfly” i “Rigoletta”), czyli koncertowej, ale temperament reżysera klasyczną formę rozsadził.

Dostajemy więc w spektaklu scenografię, ale symboliczną - głównym elementem są schody. Wiadomo - świętość, wyniesienie. Mamy też kostiumy, ale wyglądają jak “na szybko” fastrygowane z dwóch kawałków materiału - dużo błękitnego płótna i kilka plam kolorystycznych jak spodnie bohaterów, i dorzucone złote detale - jak poduszka Leili czy wisior Nadira symbolizujące boskość i władzę. Jest też kilka skromnych wizualizacji (niestety nadużywanych), gdy pada deszcz czy płonie ogień - bądź to ognisk, bądź to palonych domostw.

Jest nawet zaangażowanie dramaturgiczne głównych bohaterów. I tu robi się ciekawie.

Jeśli więc porzucimy marzenia o operowym przepychu i barokowym nadmiarze a skupimy się na muzyce, odkryjemy niezwykły kunszt kompozytora i przyjemność w obcowaniu z tym dziełem. I dlatego warto przyjść do opery.

Najbardziej przekonująco wypada Maria Domżał (Leila), która nie tylko pięknym, silnym głosem, ale też aktorskimi umiejętnościami angażuje nas w swój dramat.

Podążamy też chętnie za losami Zurgi. Nikola Mijailović świetny głosowo, wykreował postać silnego i władczego mężczyzny, który mięknie w obliczu uczuć i podejmuje drastyczne decyzje. Równie groźny jest zawsze świetny Piotr Lempa w roli kapłana Nurabada.

Warto poczekać na arię Leili z Zurgą w III akcie, kiedy oboje ponoszą namiętności - zraniony gniewny Zurga i błagająca go o litość dla kochanka Leila wywołują prawdziwe emocje. Przepiękny jest też duet obu rywali w I akcie i partie chóralne, o których za chwilę.

Zaskakująco najsłabiej wypada w roli Nadira Zbigniew Malak. Tenor doświadczony i znany w Gdańsku, mający na koncie występy w produkcjach Teatru Wielkiego i samego Mariusza Trelińskiego. Jego niedyspozycja głosowa, szczególnie pod koniec pierwszego aktu, być może spowodowana była jakąś dolegliwością, jednak aktorsko i choreograficznie poprowadzony jest tak, że trudno uwierzyć, że można poświęcić dla niego życie.

Orkiestrą sprawnie za to pokierował niezwykle młody, ale utalentowany, jeszcze student poznańskiej Akademii Muzycznej i, jak wieść niesie, dyrektora Kunca - Jarosław Szemet.

Jak na czas realizaji i kłopoty obsadowe - (w ostatniej chwili rozchorował się Bartłomiej Misiuda, którego zastąpił Nikola Mijailović w partii Zurgi) można wystawić premierze mocną trójkę, może nawet czwórkę z minusem. Na wyższy poziom wznosi spektakl zaangażowanie operowego chóru, który ma w tym dziele do odegrania ważną dramaturgiczną rolę - muzycznie i aktorsko jest bardzo zaangażowany i przekonywujący.

Niestety, oprócz daty sobotniej premiery - 24 lutego 2018, spektakl grany będzie jeszcze tylko dziś i dwa razy w czerwcu. A szkoda. Liryczna muzyka Bizeta na pewno znalazłaby swoich słuchaczy.

„Poławiacze pereł” w Operze Bałtyckiej. Cierpienia miłosnego trójkąta i konflikt dogmatu z wolnością

"Wynik wnikliwej oceny". Warcisław Kunc nie będzie już dyrektorem Opery Bałtyckiej

TV

Wieczór dla tramwaju widmo