PRL i upadek komuny w wersji pop. „1989” może odnieść komercyjny sukces. RECENZJA
Franciszek Szumiński to młody, ale ceniony reżyser - został wyróżniony główną nagrodą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na 8. Forum Młodej Reżyserii, za spektakl „Zamek”, według prozy Franza Kafki. Po równie wielkie nazwiska, mimo niedługiego scenicznego stażu, sięga właściwie zawsze: zadebiutował spektaklem „Dzika kaczka” Henryka Ibsena (Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach), zrealizował „Emigrantów” Sławomira Mrożka (Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie), „Mewę” według Antoniego Czechowa (Wydział Teatru Tańca w Bytomiu) czy „Oddech” według prozy Thomasa Bernharda (Teatr Łaźnia Nowa).
Tym razem ponownie sięgnął do twórczości tego ostatniego - wybitnego austriackiego pisarza i dramaturga - przenosząc na gdańską Scenę Malarnia jego ostatni dramat, w przekładzie Grzegorza Matysika. Warto przypomnieć, że do Teatru Wybrzeże Franciszek Szumiński powrócił po ponad dwóch latach - w lutym 2020 roku w Starej Aptece premierę miała „Śmierć Iwana Iljicza” Lwa Tołstoja. Spektakl spotkał się ze znakomitym przyjęciem publiczności i krytyki teatralnej podczas 41. Warszawskich Spotkań Teatralnych.
W „Placu Bohaterów” młody reżyser ponownie dotyka tematu rodzinnych tajemnic, i tragedii powoli trawiącej bohaterów. Tym bardziej jest ona przejmująca, że nawiązuje do wydarzeń historycznych, na nowo przywracając pamięć o sprawach niezwykle bolesnych. Tytułowy „Plac Bohaterów” - Heldenplatz - to miejsce, gdzie po aneksji Austrii przez Niemcy, w 1938 roku przemawiał do tłumów Adolf Hitler. Thomas Bernhard umiejscawia akcję dramatu w domu znajdującym się tuż przy placu, na którym rozlegały się rozemocjonowane krzyki tłumu, prześladujące po latach bohaterów - rodzinę austriackich Żydów.
Schusterów poznajemy tuż po samobójczej śmierci głowy rodziny, profesora Józefa Schustera. Franciszek Szumiński wraz ze scenografką Natalią Kozłowską w pierwszym akcie zabierają nas do profesorskiego mieszkania (wracamy do niego także w trzecim akcie), w którym ubrania po zmarłym porządkują jego gospodyni pani Zittel i młoda służąca Herta. Obserwujemy relacje między kobietami, pomiędzy którymi istnieje szczególna więź; domyślamy się też, co łączyło je z profesorem. Jego postać poznajemy ze wspomnień obu bohaterek, które, niczym podglądający przechodnie, oglądamy zza firanek - ustawiona pośrodku scena oddzielona jest z czterech stron półprzezroczystymi zasłonami, służącymi jednocześnie za tło do projekcji wideo Stanisława Zaleskiego. W połączeniu ze światłami Daniela Sanjuana Ciepielewskiego tworzy to przepiękny, poetycki, subtelny i przepełniony kobiecą delikatnością, ale i tajemnicą, obraz, mocno zapadający w pamięć.
Choć niewiele się tu dzieje, z uwagą podążamy za obiema aktorkami. Bardzo ciekawą rolę kreuje Małgorzata Brajner jako pani Zittel - zmuszona lawirować pomiędzy zachowaniami przystającymi gospodyni, a emocjami targającymi kobietą, która utraciła coś niezwykle ważnego. Udanie partneruje jej na scenie Karolina Kowalska, młodziutka aktorka, w zasadzie świeżo po szkole (zadebiutowała w Teatrze Wybrzeże premierą „Koło Sprawy Bożej” w reżyserii Radosława Stępnia). W „Placu Bohaterów” została bardzo dobrze obsadzona - jej trwające jeszcze oswajanie się ze sceną współgra z próbującą się odnaleźć oszołomioną nagłą śmiercią pracodawcy, nieśmiałą i nieco zahukaną służącą.
„Koło Sprawy Bożej” to plastyczna próba obalenia romantycznych mitów. Czy udana? RECENZJA
Drugi akt to z kolei surowa i skromna sceneria, ograniczona do parkowej ławki i przestrzeni wokół niej. Prawdziwą królową jest tutaj Dorota Kolak, która jako starsza, schorowana profesorowa, porywa charyzmą, jednocześnie onieśmielając inteligencją i cynizmem. Co ciekawe, wciela się w nieco inną postać, niż wymyślił to sobie Bernhard - Franciszek Szumiński obsadza ją w roli siostry zmarłego, profesor Anny Schuster, a nie jak w oryginale, brata - profesora Roberta Schustera. Ta zamiana, wynikająca z reżyserskiego pragnienia, by to właśnie jedna z bardziej zachwycających publiczność aktorek zespołu Teatru Wybrzeże błyszczała na scenie, automatycznie spowodowała inną zmianę - Robert Ciszewski gra syna, Roberta, podczas gdy u austriackiego mistrza pojawia się córka Anna (pozostali bohaterowie pozostawieni są zgodnie z oryginałem).
Spektakl trwa 3 godziny (w tym dwie przerwy) - wydawać by się mogło, że to sporo, jak na jego niespieszny, melancholijny i mocno intelektualny charakter, ale jest to opowieść, która wciąga. Krok po kroku coraz bardziej angażujemy się w rodzinne i narodowe dramaty, dając się prowadzić aż do intensywnego, ale pozostawiającego miejsce na refleksję, finału. Docieramy do niego wspólnie z epizodyczną, a jednocześnie mocno zaznaczoną bohaterką - prześladowaną lękami i koszmarnymi głosami z przeszłości żoną zmarłego profesora - w tej roli ciekawa Marzena Nieczuja Urbańska, która niewielką rolę dyskretnie rozbudowuje o zabawne improwizacje.
„Plac Bohaterów” to dopracowana w najmniejszych szczegółach, poprawna dramaturgicznie, przemyślana wizualnie, bardzo plastyczna teatralna opowieść o czasach, w których cieniu ciągle żyjemy. Franciszek Szumiński przygotował propozycję dokładnie na ten moment : gdy w Ukrainie toczy się wywołana przez rosyjskiego agresora wojna, a Polskę od lat trawi nienawiść na tle narodowościowym. Warto byłoby nową premierę Teatru Wybrzeże szeroko prezentować, ku upamiętnieniu dawnych ofiar, i ku przestrodze, obawiam się jednak, że to spektakl za mądry i zbyt subtelny dla szerokiego grona odbiorców.
„Smutek & melancholia”. Ciekawy, pełen świeżości one man show w Plamie. RECENZJA