• Start
  • Wiadomości
  • Piotr Myszka: - Chciałem spróbować czegoś innego niż żeglarstwo, ale nie udało mi się od tego uciec

Piotr Myszka: - Chciałem spróbować czegoś innego niż żeglarstwo, ale nie udało mi się od tego uciec

Piotr Myszka, żeglarz, dwukrotny mistrz świata w klasie RS:X i mistrz Europy. Szef działu marketingu i komunikacji Polskiego Związku Żeglarskiego, a od kilku tygodni menadżer przygotowań olimpijskich na igrzyska w Los Angeles, które odbędą się w 2028 roku. 13 listopada był on gościem red. Agnieszki Michajłow w programie “Jestem z Gdańska”.
13.11.2024
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
na zdjęciu mężczyzna, widać jego głowę i górną część ciała, siedzi i mówi do mikrofonu
Piotr Myszka był gościem programu "Jestem z Gdańska"
screen z gdansk.pl

Agnieszka Michajłow: Menadżer przygotowań olimpijskich - dostałeś nie lada zadanie. Co to jest za robota do zrobienia?

Piotr Myszka: - Nie ukrywam, że objęcie takiej funkcji to dla mnie duże wyzwanie. Mam nadzieję, że jako “eks zawodnik” będę mógł tu pomóc. Brałem udział w igrzyskach w Rio de Janeiro i Tokio, ale też w trzech poprzednich kampaniach olimpijskich jako zawodnik rezerwowy, wspierający, natomiast jako “dział wsparcia” byłem na ostatnich igrzyskach w Paryżu, z zawodnikami w Marsylii. Można więc powiedzieć, że było to sześć kampanii. Miałem przyjemność w nich uczestniczyć w różnych rolach. Cel, który teraz przed sobą postawiłem, to nie lada wyzwanie. A muszę przyznać, że kończąc karierę po igrzyskach w Tokio nie chciałem w ogóle zostawać w sporcie. Nie chciałem nawet być trenerem.

Dlaczego? Taki przesyt był tego sportu?

- Tak.

I co - zamierzałeś zostać… nauczycielem historii? 

- Bardzo blisko, bo z wykształcenia jestem nauczycielem, ukończyłem Akademię Wychowania Fizycznego i Sportu. Nie do końca szukałem swojego miejsca w szkole, ale chciałem wyjść z dotychczasowego środowiska żeglarskiego, spróbować czegoś innego, przekonać się, jak sobie poradzę. Niestety, nie udało mi się od tego uciec, tak do końca. Dostałem propozycję pracy w Polskim Związku Żeglarskim, w dziale marketingu i komunikacji. Po roku pracy przejąłem ten dział i zostałem jego koordynatorem. W swoim zespole miałem 8 do 10 osób, z różnych dziedzin, włącznie z mediami. To była dobra szkoła. Nauczyłem się, jak budować team, jak nauczyć komunikacji tego teamu i jak nim zarządzać. I to był chyba ten czynnik, dzięki któremu dostałem kolejną propozycję związaną z igrzyskami w 2028 r.

Po ostatnich igrzyskach euforii nie było, prawda? Nie udało się zdobyć medalu. Czy to jest duże przeżycie dla zawodników?

- Ogromne, zwłaszcza jadąc na igrzyska jako faworyt. Widziałem w tegorocznych zawodnikach rozbudzone marzenia o tym, żeby wrócić z medalem. W dwóch klasach byliśmy bardzo blisko, wydawało się, że medal jest na wyciągnięcie ręki. W samej końcówce zabrakło tego “czegoś”, żeby wrócić z medalem. A potem widać było zawód w oczach tych zawodników, trenerów. Przykro jest patrzeć na zawodnika, który wraca na brzeg. Jest taka pustka. 

Co ważne, my byliśmy dobrze przygotowani. Nie zabrakło niczego na etapie przygotowawczym. Tu bardziej zadecydowały te czynniki na końcu.

Popełnili jakiś błąd? Nie wytrzymali ciśnienia? To jednak duża presja…

- Tak, presja jest ogromna. Z dziesięciu startujących osób, aż dziewięć było nowicjuszami na takim wydarzeniu. Po raz pierwszy mogli zobaczyć, jak taka impreza wygląda, że jest inna, różni się od innych zawodów. Próbowaliśmy ich na to przygotować różnymi treningami, ale to, niestety, trzeba przeżyć. Presja, oczekiwania, bycie na świeczniku, czasem zmieniają ludzi z fachowców w niepewne siebie osoby. A to decyduje na końcu o medalu. 

ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ AGNIESZKI MICHAJŁOW Z PIOTREM MYSZKĄ

TV

Gdańskie cmentarze na Wszystkich Świętych