Jak to się stało, że w czwartek, 14 lipca, wieczorem został pan "komendantem" miasta w walce z lejącymi się z nieba masami wody?
- Przygotowywałem się tego dnia do otwarcia Festiwalu Teatrów Ulicznych FETA, gdzie miałem reprezentować miasto. Ale już po południu dostałem informację, że są problemy z "podmywaniem" FETY", ze stawianiem namiotu i że, w związku z opadami najprawdopodobniej nie odbędą się niektóre przedstawienia. Od razu skontaktowałem się z dyrektorem Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Urzędzie Miejskim w Gdańsku. Po rozmowie zdecydowaliśmy, że trzeba zwołać sztab kryzysowy, by mieć pełną wiedzę o tym, jak wygląda sytuacja w mieście. Sztab został zwołany na godz. 22.
Dlaczego akurat na 22?
- By przedstawiciele wszystkich służb zdążyli na nasze spotkanie.
Pan osobiście podjął taką decyzję?
- Tak.
Co się działo od godz. 22?
- Przybyły wszystkie służby. Zaczęliśmy od raportów dotyczących tego, jak wygląda sytuacja w Gdańsku. To normalna procedura w sztabie kryzysowym. W ocenie bieżącej sytuacji bardzo pomógł nam monitoring i TRISTAR. Dzięki nim mieliśmy widok na miasto.
Co było najtrudniejsze podczas zarządzania w sztabie?
- Trudno mi powiedzieć. Służby w Gdańsku są bardzo dobrze przygotowane na sytuacje kryzysowe. Po mistrzostwach Europy w piłce nożnej w 2012 roku wszyscy są dobrze wyszkoleni, wiedzą, gdzie znajduje się centrum kryzysowe (ul. Wyspiańskiego 9 - red.), jak to działa.
Wiem, że "najgorętszym" momentem tej nocy była godzina 1.30. Co się wtedy stało?
- Widzieliśmy, że wszystkie zbiorniki retencyjne są wypełnione do granic ich możliwości i że niektóre zaczynają już przepuszczać wodę. To jest taki moment, kiedy ma się wiedzę, że w mieście jest naprawdę zła sytuacja, że może się skończyć tak, jak 15 lat temu. Stąd też podejmowano różne decyzje, które miały na celu upłynnić tą zebraną wodę. Każde działanie było rzetelnie omawiane z poszczególnymi służbami. Mieliśmy ogromne wsparcie Policji i Straży Pożarnej.
I żadnych kłopotów, problemów w sztabie przez całą noc?
- Szczerze mówiąc, największy kłopot mieliśmy ze zgłoszeniami i informacjami, które nie miały pokrycia w rzeczywistości. Ich weryfikacja zajmowała niepotrzebny czas, który można było wykorzystać inaczej, lepiej.
Jakie to były zgłoszenia?
- Dostawaliśmy na przykład sygnały od mieszkańców, że "tonie" jakiś obiekt. Wysyłaliśmy tam od razu patrol, a na miejscu okazywało się, że woda co prawda podeszła pod dom, ale nie była to aż tak poważna sytuacja, by wymagała natychmiastowej interwencji służb. Muszę tu jednak podkreślić, że nie ignorowaliśmy żadnej takiej sytuacji. Jednak przerzucanie ludzi i sprzętu z jednej części miasta do drugiej zajmowało trochę czasu.
Czytaj także:
Jak Gdańsk walczył z wodą - godzina po godzinie [RAPORT]
Skutki ulewy w Gdańsku. ZOBACZ nasze filmy z różnych części miasta
Paraliż komunikacyjny w Gdańsku po nocnej ulewie [ZDJĘCIA]
Dlaczego dwaj mieszkańcy Wrzeszcza zginęli podczas ulewy?
Nawałnica w Gdańsku okiem socjal media [ZDJĘCIA I WIDEO]
Oliwskie zoo po ulewie. Są straty, ale zwierzęta mają się dobrze
Ryby spłynęły do miasta - ludzie chwytali rękami szczupaki
Uwaga! Po ulewie mogą pojawić się osuwiska! ZOBACZ mapę miejsc zagrożonych w Gdańsku
Wielki deszcz nie zalał tunelu pod Martwą Wisłą. Przeczytaj dlaczego
Zniszczenia we Wrzeszczu - dużo mniejsze dzięki Galerii Metropolia