Długo wyczekiwana to była premiera. Ewelina Marciniak na przestrzeni ostatniej dekady zrealizowała w Trójmieście głośne „Amatorki” na podstawie powieści Elfriede Jelinek, co przyniosło jej m.in. Główną Nagrodę dla najlepszego spektaklu na 48. edycji Przeglądu Teatrów Małych Form KONTRAPUNKT; a także wyreżyserowała znakomity „Portret damy” Henry'ego Jamesa, za który to spektakl została nominowana do prestiżowej nagrody im. Konrada Swinarskiego oraz otrzymała Nagrodę publiczności i Nagrodę Dziennikarzy na 17. Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje. Przedstawienie „Mapa i terytorium” Michela Houellebecqa, choć słabsze inscenizacyjnie i z wyjątkiem kilku scen niezapadające w pamięć, mimo wszystko także stanowiło o kunszcie reżyserskim tej twórczyni.
„Resztki” budziły więc uzasadnione nadzieje, tym większe, że Ewelina Marciniak, choć jest etatową reżyserką Teatru Wybrzeże, od kilku lat w gdańskim teatrze spektaklu nie zrealizowała. Rozpoczęła za to pracę w Niemczech, skąd w 2018 roku przywiozła do Gdańska na Festiwal Szekspirowski spektakl „Sen nocy letniej”, który bynajmniej nie ograniczał się do lekkiej komedyjki, a mimo pewnych niedociągnięć w dramaturgii pod wieloma względami mógł zachwycać. „Resztki” miały być szanse najbardziej dojrzałym spektaklem tej reżyserki, syntezującym wszystko, co u Eweliny Marciniak najlepsze, i co sprawia, że uważana jest ona za jedną za najciekawszych teatralnych twórczyń swojego pokolenia: a jest to m.in. dopracowana warstwa wizualna, rozbudowany ruch sceniczny, czy lekkość i absurd, wplatane w najmniej oczywistych momentach opowieści, obnażającej różnego rodzaju społeczne struktury i przemocowe mechanizmy, często ukazujące problematykę roli kobiet w patriarchalnym świecie.
I rzeczywiście, jeśli chodzi o warstwę wizualną, „Resztki” to spektakl, który wyróżnia się na tle tytułów z trójmiejskich afiszy. Scenografia, przygotowana przez samą reżyserkę oraz Grzegorza Layera, której filar stanowi połyskująca biała podłoga i biała ściana z wyciętym okręgiem, a którą uzupełniają pojedyncze geometryczne rzeźby i wiszące do góry nogami popiersie głównej bohaterki, to gotowa przestrzeń galeryjna, jakiej nie powstydziłyby się placówki w Nowym Jorku czy Berlinie.
Przygotowane przez Natalię Mleczak, kolorowe aż do przesady kostiumy, o krojach zarówno klasycznych, jak i futurystycznych, otwarcie bawiące się modą w stylu lat 60., pięknie tę przestrzeń dopełniają, stanowiąc gotowy materiał do sesji fotograficznej dla magazynu modowego. Wrażenie, że uczestniczymy w rozbudowanej, nieco sfabularyzowanej sesji zdjęciowej, potęguje nieadekwatny często do danej sceny ruch sceniczny i nietypowa jak na spektakl dramatyczny choreografia, przygotowana przez wielokrotnie współpracującą z Eweliną Marciniak Dominikę Knapik, czerpiąca zarówno obficie z tańca, który jest tu traktowany z przymrużeniem oka, jak i z prostych ćwiczeń gimnastycznych przywodzących na myśl dziecięce zabawy.
Ta warstwa wizualno-ruchowa, dopełniona jeszcze muzyką na żywo, którą wykonuje Wacław Zimpel, w całości dominuje inscenizację, nadając „Resztkom” wyraźne cechy performansu, a nie spektaklu z całą jego rozbudowaną dramaturgią, osią fabularną i tekstem, który by rezonował ze sceny. Tu, tekst nie dość, że głośno nie wybrzmiewa, to tak naprawdę zupełnie ginie pod licznymi przeszkadzajkami, urozmaiceniami i bodźcami wizualno-dźwiękowymi.
Wielka to szkoda, bowiem sztukę napisał Jarosław Murawski, który podkreślał, że zależało mu na stworzeniu przejmującej opowieści o koszmarze pustki, której nie można zapełnić. Czerpiąc ze „Stramera” Mikołaja Łozińskiego - książki stanowiącej sugestywną, wielogłosową kronikę losów żydowskiej rodziny z przedwojennego Tarnowa, oraz epizodów z książki „Wyjechali” Sebalda, uznawanego za jednego z najwybitniejszych pisarzy europejskich drugiej połowy XX wieku, Murawski dokonał zderzenia dwóch historii: żydowskiej rodziny, która żyje w przedwojennej Polsce, nie zdając sobie sprawy z nadchodzącej katastrofy, z toczącą się w późniejszych latach opowieścią o losach ludzi, których dotknęła Zagłada.
Mogło być niezwykle ważne pod kątem przekazu, pełnowymiarowe, wartościowe dzieło teatralne ocalające pamięć o pokoleniach. Tymczasem powstał piękny performans, zbudowany na obrazach i poszarpanych impresjach, z kolejną urzekającą rolą Doroty Kolak, która tym razem wciela się w kobietę-dziewczynkę, zatrzymaną we wspomnieniach siedmiolatki stojącej w obliczu wybuchu wojny.
Warto zobaczyć ze względu na jej kreację i w większości udanie partnerujących jej aktorów Teatru Wybrzeże (ciekawe role m.in. Piotra Biedronia, Magdaleny Gorzelańczyk i Jacka Labijaka), a także dlatego, by przekonać się, jak wygląda eksperymentowanie w teatrze - tak rzadko obecne w trójmiejskich instytucjach. Ale jak na Ewelinę Marciniak - reżyserkę z takim dorobkiem i potencjałem - „Resztki” to trochę za dużo formy, a za mało treści.
Wieloznaczna opowieść o miłości, pustce i stracie. Recenzja „Morza otwartego” w reż. Adama Nalepy