Zakaz odłowu dzików od ponad trzech lat
Populacja dzików, żyjących na terenie naszego miasta, wyraźnie rośnie w ostatnich latach. Częściowo przyczyniają się do tego, niestety, sami mieszkańcy. Niektórzy z nich dokarmiają bowiem te dzikie zwierzęta, pozostawiając dla nich resztki czy nawet specjalne karmy. Dziki "ciągnie" też do miasta, bo... jest tu cieplej niż w lesie.
Przed laty najczęstszą reakcją na widok dzika na miejskim terenie był jego odłów i wywóz w bezpieczne leśne miejsce, często poza teren gminy Gdańsk. Obecnie jest to niemożliwe. Dziki były odławiane jeszcze w 2018 roku. Później, kiedy w naszym kraju stwierdzono obecność choroby wirusowej ASF (afrykański pomór świń), wywożenia zabroniono. Obecnie dopuszczalny jest tylko odstrzał tych zwierząt.
Kwietniowe spotkanie przewodniczących dzielnic
Gdańsk zatrudnił pięciu myśliwych
Na środowym kolegium pojawiła się większość przewodniczących zarządów gdańskich dzielnic. Spotkaniu przewodniczył Piotr Borawski, zastępca prezydent Gdańska ds. przedsiębiorczości i ochrony klimatu. Obecna była też Sylwia Betlej, dyrektor Biura ds. Rad Dzielnic i Współpracy Z Mieszkańcami oraz Joanna Pińska, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, która opowiadała obecnym o działaniach miasta właśnie w sprawie dzików.
W ubiegłym roku odstrzelono ponad 1,2 tys. dzików w Gdańsku
Dyrektor Pińska mówiła m.in. o tym, że Miasto zatrudniło, na umowę zlecenie, pięciu myśliwych. To oni wzywani są na interwencje zgłaszane m.in. przez mieszkańców. Poza tym prowadzą oni tzw. odstrzał redukcyjny. Miasto ma też dwóch pracowników technicznych, którzy odpowiedzialni są m.in. za tworzenie poletek zaporowych w pobliżu zabudowy mieszkaniowej czy usługowej, które mają uniemożliwiać przedostanie się przez nie właśnie tych dzikich zwierząt.
Myśliwi działają na wyznaczonych obszarach, niekoniecznie w całym Gdańsku. A to dlatego, że w granicach naszego miasta istnieje też kilka obwodów łowieckich. Odpowiedzialnymi za podejmowanie działań na tych obszarach są miejscowe koła łowieckie (w przypadku jednego z obwodów jest to Nadleśnictwo Gdańsk). W tych obszarach Miasto nie może, zgodnie z prawem, podejmować żadnych działań. Jeżeli obecność dzików nie stanowi zagrożenia dla mieszkańców lub uczestników ruchu drogowego, zazwyczaj są przepędzane poza obszar zamieszkania.
Majowe Kolegium Zarządów Dzielnic
Ze względu na ASF kołom łowieckim wyznaczane są limity na odstrzały sanitarne, których też powinny dokonywać. Mało tego, Miasto stara się przekonywać wspomniane koła, by te także tworzyły kolejne pola zaporowe, ograniczające wejście dzików na tereny zabudowane.
W zeszłym roku nastąpiła redukcja 1,2 tysiąca dzików. W tym roku sytuacja wydaje się jeszcze poważniejsza, bo zwierząt jest jeszcze więcej - dochodzi nawet do 2 miotów u dzików w ciągu jednego roku.
O co pytali radni?
Bartosz Stefański, Przewodniczący Zarządu Dzielnicy Osowa, przyznał, że w tej dzielnicy ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo z Trójmiejskim Parkiem Krajobrazowym, obecność dzików nikogo nie dziwi, wręcz wpisały się w pejzaż dzielnicy. Jest ich bardzo dużo. Nazywane są nawet żartobliwie "owczarkami osowskimi". Do śmiechu jednak nie jest każdemu. Dzikie zwierzęta regularnie niszczą okoliczne zieleńce, a pracownicy Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni nie nadążają za naprawami wyrządzanych przez nie szkód.
- Co dzielnica może zaproponować, jak pomóc miastu, w tej kwestii? Apelujemy do mieszkańców, żeby nie dokarmiali zwierząt, ale nie każdy się do tego stosuje - dopytywał Bartosz Stefański.
Dyrektor Pińska stwierdziła, że wszystkie działania, w tym prewencyjne, powinny podjąć koła łowieckie.
- Nam zależy na działaniach prewencyjnych. Interesuje nas takie działanie, które sprawi, że dziki nie będą wchodzić na teren miasta, a pozostaną w naturalnym środowisku - przyznała dyrektor Joanna Pińska.
Stanowiska są różne
Agnieszka Bartków, przewodnicząca Zarządu Dzielnicy Orunia-Św. Wojciech-Lipce zapytała z kolei, czy miasto nie mogłoby pozbyć się kół łowieckich i własnymi siłami rozwiązywać problem obecności dzików w mieście.
- Pozbywając się kół łowieckich sprowadzimy do miasta wszystkie dziki. Tu są dobre warunki do życia, będą miały jedzenie, m.in. ze śmietników i ogrodów działkowych. W mieście jest też cieplej. Działalność kół sprawia, że jednak większość tych zwierząt pozostaje w lasach - wyjaśniała Joanna Pińska.
Podkreślała też wielokrotnie, że najważniejszą w tym wszystkim kwestią jest niedokarmianie dzików przez mieszkańców. Jeżeli nadal będą pozostawiać dla nich jedzenie, to zwierzęta pozostaną w danych dzielnicach.
Piotr Borawski, zastępca prezydent Gdańska zwrócił uwagę na to, iż świetnym paśnikiem dla dzików okazują się altany śmietnikowe i konkretne pojemniki na odpady.
- Segregujemy śmieci, więc brązowe pojemniki z odpadami bio, są świetnym rozwiązaniem dla tych zwierząt. Wiaty śmietnikowe niekoniecznie są zamykane, więc też jest to ułatwienie dla dzików - mówił Piotr Borawski.
Andrzej Witkiewicz, przewodniczący Zarządu Dzielnicy Strzyża, zapytał z jakich pieniędzy naprawiane są szkody po dzikach, w tym zniszczone tereny zielone. W odpowiedzi usłyszał, że te na terenach gminnych naprawiane są ze środków miasta.
Marzena Kolmer, przewodnicząca Zarządu Dzielnicy Letnica, mówiła z kolei o tym, że w tej dzielnicy występuje sporo ogrodów działkowych, na które także dostają się dziki, powodując niejednokrotnie spore zniszczenia. Zarządcy tych ogrodów nie wiedzą, co z tym robić.
- Przede wszystkim należy zadbać o to, by dobrze ogrodzić te ogrody, by uniemożliwić wejście dzikom. Często jest tak, że są gdzieś dziury w płocie, bo ogrodzenie liczy czasem nawet kilkadziesiąt lat - zwracała uwagę dyrektor Joanna Pińska.
Podsumowując: dzików nie należy pod żadnym pozorem dokarmiać, bo to zachęca je do pozostania w miejscu z łatwym dostępem do żywności. Należy też zadbać o odpowiednie zabezpieczenie altan śmietnikowych oraz ogrodów działkowych.