Ślub cywilny Katarzyny Krzemińskiej i Iana Davidsona w Nowym Ratuszu odbył się o godz. 13, w piątek, 31 stycznia 2020 r. na kilkanaście godzin przed symbolicznym wyprowadzeniem flagi Wielkiej Brytanii z siedziby Komisji Europejskiej w Brukseli.
- Kiedy w Urzędzie Stanu Cywilnego w Gdańsku zaproponowano nam kilka dat ślubu do wyboru, spojrzeliśmy na siebie z Kasią i oboje stwierdziliśmy, że symbolicznie stanie się to właśnie 31 stycznia - wspomina Ian Davidson. - Brexit naprawdę mnie martwi, ale urzędnik, który udzielał nam wczoraj ślubu, powiedział piękne słowa: “Brexit staje się faktem, ale wasz związek to dowód, że choć Wielka Brytania opuszcza Unię Europejską, dwa kraje można połączyć ze sobą właśnie w taki sposób jak wy, przez miłość”.
Narzeczeństwo jak Poczta Polska
Z tą miłością nie zawsze było łatwo. Katarzyna i Ian poznali się 13 lat temu w Warszawie. On uczył angielskiego, miał swoją firmę. Ona - pracowała w jednej z agencji rządowych. Jako absolwentka anglojęzycznej kanadyjskiej uczelni nie potrzebowała specjalnie lekcji, które prowadził u niej w pracy, ale zdążyli raz się spotkać i Ian od razu się zakochał.
- Wtedy nic nie wyszło z naszego związku. Schodziliśmy się i rozstawaliśmy kilka razy - wspomina Ian.
- W końcu Ian mi się oświadczył, a ja powiedziałam “tak”, przestraszyłam się i… uciekłam do Kanady - przyznaje Katarzyna.
Do niedoszłego pana młodego po trzech latach przyszedł mail “wracam do Warszawy”. Katarzyna rzeczywiście wróciła, ale do Gdańska. Przyjechał tu za nią. Od czterech lat mieszkają z (obecnie dziesięcioletnią) córką Olą, otworzyli wspólnie firmę Simply English 3City i uczą angielskiego w firmach i u siebie w domu, na Strzyży. Czteroletnie życie rodzinne zwieńczył w końcu ślub.
- Przecież Kasia powiedziała mi “tak”, ale nie powiedziała, kiedy będzie ślub. Zachowała się jak Poczta Polska: “dostarczymy przesyłkę, ale nie wiemy kiedy” - żartuje po brytyjsku Ian. - Małżeństwo na razie mi się podoba.
Ian przyznaje jednak, że staranie się o możliwość zawarcia go w Polsce było bardzo trudne.
- Niezależnie od tego, że jeszcze do dnia naszego ślubu Wielka Brytania była w Unii Europejskiej i tak musiałem się starać o pozwolenie z ambasady, o mnóstwo innych zaświadczeń, o tłumaczenia notarialne - wylicza. - Na początku myśleliśmy o zawarciu małżeństwa na zasadzie: “spokojnie, na luzie”, ale cztery lata temu Brexit jeszcze się nikomu nie śnił. Kiedy już padła konkretna data, wybraliśmy opcję “weźmy ślub teraz, tak po prostu” - na wypadek, gdybyśmy potrzebowali kolejnych “milionów dokumentów”.
Po co wam Wielka Brytania?
Ian przyjechał do Polski 16 lat temu. Urodził się w Walii, ale dorastał w Anglii, w regionie Forest of Deen niedaleko Bristolu. Polskę uważa za swój dom, a siebie - za Polaka. Ma nadzieję już wkrótce zamienić prawo pobytu na obywatelstwo - dlaczego Polska?
- Lubię Polaków, najwyraźniej macie taką samą mentalność, jak ja. Jesteście bezpośredni, ale mam nad wami pewną przewagę, bo nie jestem stąd. Polacy widzą siebie bardzo samokrytycznie - ja nie - odpowiada Walijczyk. - Kiedy rozmawiam z grupą Polaków, mówią “o Polska jest okropna, taka, a taka”, a kiedy rozmawiam z pojedynczymi osobami, są zupełnie inni: szczęśliwi, normalni ludzie. I to jest wspaniałe, powinniście być tacy częściej dla siebie nawzajem, więcej się uśmiechać, nie być takimi markotnymi.
Znajomi dziwili się, że wyjeżdża właśnie do Polski.
- Ian zawsze mówi Brytyjczykom, że umieramy tu z zimna i że na ulicach leżą dwa metry śniegu. I wielu z nich naprawdę tak myśli, zanim tu nie przyjedzie. Wtedy są w szoku, jak rozwinięta jest Polska.
- Czasem zastanawiam się, po co Polacy przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii. Standard życia jest u was o wiele wyższy - uważa Ian. - Są oczywiście biedni ludzie, ale biedni są przecież także w Wielkiej Brytanii. Chodzi chyba o to, że po prostu macie taką możliwość?
Nauczycielski ślub
A Gdańsk? Gdańsk to była decyzja Katarzyny.
- Czuję się związana z tym miastem, choć sama z niego nie pochodzę. Mam rodzinę w okolicy Gdańska i w Sopocie. Nawet kiedy mieszkałam w Kanadzie, co roku przyjeżdżałam tu na wakacje na miesiąc czy dwa - tłumaczy. - Mam absolutny sentyment do Gdańska, wierzę, że ma w sobie coś takiego, co sprawia, że ludzie są tu normalni (to duży komplement!). Nie są opętani sprawami, którymi nie powinni być, a jednocześnie trzeźwo patrzą na rzeczywistość. Tu jest zupełnie inaczej niż w Warszawie, nie ma obsesji pieniądza. Ludzie są przyjaźni, wolą być, niż mieć. Chcę normalności, a Gdańsk ją zapewnia.
Wracając do ślubu - z założenia miał być kameralny, dla najbliższego grona rodziny i znajomych. Na młodych czekała niespodzianka - w ślubie nauczycieli postanowili wziąć udział ich uczniowie, a dokładnie kursanci z gdańskich firm.
- Przynieśli kwiaty i prezenty. To była cudowna niespodzianka, bardzo wzruszająca - mówią Katarzyna i Ian Davidson.
Ich córka Ola oczywiście towarzyszyła rodzicom w pięknej sukience, ale… uroczystość na którą czekała podekscytowana od kilku miesięcy bardzo ją rozczarowała.
- To było tylko dziesięć minut - mówi dziewczynka.
Czytaj także:
Rekordowo ślubny sylwester w Gdańsku i inne małżeńskie ciekawostki mijającego roku