Niepowtarzalny klimat Wrzeszcza tworzą ludzie i architektura pamiętająca jeszcze czasy patrycjuszy, którzy wznosili na Jaśkowej Dolinie swoje wille. Kataklizm II wojny światowej zniszczył barwny tygiel wielu narodowości: Polaków, Niemców, Żydów i Kaszubów, którzy stanowili o kulturowej barwie tego miejsca. Pozostali nieliczni, a miejską tkankę uzupełniła ludność napływowa, m.in. z Wilna lub odległych części Polski. Aby na nowo odkryć i określić tożsamość tej - jednej z najstarszych - dzielnic Gdańska, ale też uchwycić przemiany tu zachodzące, twórcy Instytutu Langfuhr, czyli Jakub Knera i Natalia Koralewska z Fundacji Palma, rozmawiają z mieszkańcami, a ich spisane relacje umieszczają na stronie www.ilangfuhr.pl.
Pandemia i związane z nią obostrzenia, zainspirowały ich do nowego pomysłu - latem ubiegłego roku, w cyklu "Wirtualny Wrzeszcz", zachęcali mieszkańców do spacerów po dzielnicy nagrywając 10-minutowe filmy.
- Były to wirtualne spacery, podczas których znani historycy i historyczki przedstawiali różne miejsca - tłumaczy Natalia Koralewska. - Filmy miały bardzo pozytywny odzew, a nasze działania udowodniły, że chociaż spacerów po dzielnicy organizowano już sporo, taka wirtualna formuła pozwala powrócić do materiału i ludzie chętnie to robią. Cykl "Wirtualny Wrzeszcz" cieszył się dużym powodzeniem, więc postanowiliśmy zrobić kolejny odcinek, ale dotyczący już nieco innego tematu, bo jesienią nadeszła druga fala pandemii, która okazała się bardzo trudna dla przedsiębiorców.
Natalia i Jakub połączyli pandemiczną niewesołą rzeczywistość z myśleniem o ekologii.
- Kiedyś zakładów rzemieślniczych w dzielnicy było tak dużo, ale w naszym konsumpcyjnym życiu wiele rzeczy wyrzucamy, a zakłady padają - tłumaczy Natalia Koralewska. - Byliśmy ciekawi, jak to jest we Wrzeszczu.
Tak powstał materiał o ginących zawodach. Bohaterami kolejnego odcinka z cyklu "Wirtualny Wrzeszcz" zostali szewcowa Marzena Krawczyk, introligator Władysław Chumowicz oraz krawiec Andrzej Szamotulski.
"Wirtualny Wrzeszcz" - rzemieślnicy z Wrzeszcza
- Szewcowa Marzena Krawczyk to wyjątek wśród rzemieślników, bo szewc kojarzy się nam najczęściej z mężczyzną - uśmiecha się Natalia. - Sama przynoszę tu buty, więc postanowiliśmy przyjrzeć się jej pracy.
Rozmowa o prowadzeniu szewskiego interesu zamieniła się szybko w bardziej osobistą. Pani Marzenia - znajdujący się od około 40 lat na Sobótki zakład - przejęła po chorej teściowej. Na początku nie wiedziała o naprawie butów zbyt wiele, bo z zawodu jest poligrafem. “Z tyłu są fleki, z przodu zelówki” - tłumaczył jej pracownik. Teraz pani Marzena ma stałą i wierną klientelę.
- Mam klientów z całego świata: Finlandii, Niemiec, Szwecji - opowiada w filmie. - Przyjeżdżają tu na wakacje albo do rodziny, a przy okazji przynoszą siatkę butów do naprawy. W tych krajach usługi szewskie to rzadkość, a jak już są to bardzo drogie. Poza tym mamy wielu stałych klientów, którzy przychodzą dwa, trzy razy do roku. Teraz w czasach pandemii, kiedy jest mniejszy ruch potrafią wpaść i zapytać mnie o zdrowie. Nawet wtedy, kiedy nie mają nic do naprawy.
Introligator Władysław Chumowicz pochodzi z Lubelszczyzny.
- Pan Władysław trafił do Gdańska z ojcem tuż po wojnie, po śmierci matki - tłumaczy Koralewska. - Ojciec wydzierżawił ziemię na Wiślince, ale wkrótce też zmarł, po zjedzeniu zatrutych śledzi. 10-letni chłopiec trafił do domu dziecka w Łapinie, gdzie w ramach szkolnej edukacji nauczył się zawodu introligatora, chociaż nie miał na początku pojęcia, co to jest.
Dziś Władysław Chumowicz jest najsłynniejszym introligatorem w mieście. Klienci nazywają go tytanem pracy i gawędziarzem. Pracuje w zawodzie od 70 lat, a w całej karierze - jak z dumą wspomina - miał tylko cztery miesiące zwolnienia. Własny biznes prowadzi od 1967 roku. Ponad 40 lat zakład mieścił się na ulicy Do Studzienki. Od roku, by oprawić u niego książkę, trzeba pojechać na ulicę Partyzantów.
- Nie wiem skąd są moi klienci, ale wiem, że książki, które oprawiam są w wielu zakątkach na świecie - mówi Władysław Chumowicz. - Najwięcej to chyba w Watykanie.
Spod jego ręki wyszły niezwykłe woluminy, m.in. oprawy Pism Świętych z literkami wycinanymi w bursztynie, zdobione wzorami z mosiądzu, czasem srebrem lub złotem.
Krawiec Andrzej Szamotulski z ulicy Batorego zajmuje się krawiectwem wymiarowym. Na półce w zakładzie wciąż leży stos zeszytów z wymiarami klientów. Pamięta czasy, gdy pracowało tu sześć osób, a w miesiącu szyło się 20 par spodni i dwa garnitury. Dziś takie zamówienie zdarzają się rzadko. Odnawia więc kożuchy, robi drobne przeróbki i naprawy. Martwi się, że młodzi nie mają gdzie uczyć się zawodu: - Nie da się nauczyć zawodu patrząc z telewizji.
- Kiedy rozpoczynaliśmy te rozmowy, szybko okazywało się, że historie życia naszych bohaterów są bardzo, bardzo ciekawe - wspomina Natalia Koralewska. - Mieli tak wiele zakrętów w życiu. Warto ukazać ten kontekst, bo czas pandemii nie jest łatwy dla nas, a te opowieści dodają siły.
- Ciągle marzę, żeby jeszcze coś fajnego zrobić. Rozpiera mnie energia pracy i marzenia - mówi wiekowy introligator. - Pracuję nad oprawami do pamiętników. Chciałbym, żeby miały złocone brzegi, papier écru, ozdobne literki od imienia i nazwiska właściciela (…) Pamiętnik to idealny prezent na lata, nie ma terminu ważności.
Projekt “Wirtualny Wrzeszcz” został dofinansowany ze środków Miasta Gdańska.