Anna Umięcka: Już tylko trzy tygodnie dzielą nas od premiery "Sądu Ostatecznego" - opery skomponowanej przez Krzysztofa Knittla dla Opery Bałtyckiej i Gdańska, który świętuje właśnie Rok Memlinga*. Inspiracją dla jej autorów stał się obraz Hansa Memlinga, który znajduje się w gdańskim oddziale Muzeum Narodowego. Objął pan kierownictwo muzyczne dzieła. Jak wygląda teraz ten gorący czas pracy w operze? Na jakim jesteście etapie?
Szymon Morus*: - Trwają intensywne prace, jesteśmy po próbach muzycznych, równolegle pracuję z orkiestrą. Miara jest już zdjęta, pracownia krawiecka szyje stroje, rozpoczęły się prace nad scenografią i próby reżyserskie. Już na pierwszą próbę soliści przyjechali dobrze przygotowani, teraz próbujemy znaleźć wspólny mianownik pomiędzy oczekiwaniami kompozytora, a zadaniami aktorskimi, które narzuci reżyser. Z Robertem Gierlachem, odtwórcą głównej partii, pracowaliśmy już razem przy “Czarnej masce” Pendereckiego i świetnie się rozumiemy, a Annę Mikołajczyk słyszeliśmy już w “Olimpii z Gdańska” czy w “Madame Curie”. To artyści, którzy dobrze czują się w stylistyce muzyki naszych czasów.
To pierwsze od premiery "Czarnej maski", dzieło nie z kanonu oper klasycznych, które zobaczymy w Operze Bałtyckiej, ale współczesne, przywołujące ponadto temat odnoszący się, w pewnym sensie, do fragmentu historii miasta. Jakiej muzyki możemy się spodziewać?
- Opera jest zbudowana klasycznie, całość dzieła poprzedza prolog. Głównym nośnikiem emocji jest partia wokalna. Orkiestra pełni niezwykle istotną rolę, ale nie w sensie melodycznym jak w operze romantycznej, jest raczej czynnikiem napięciotwórczym, czyli stwarza podłoże dla emocji, które pojawiają się pomiędzy postaciami.
Czy można ją więc porównać do filmowej muzyki ilustracyjnej?
- To zbyt mocne sformułowanie. Jest to raczej dramat muzyczny, gdzie orkiestra podsyca akcję rozgrywającą się w libretcie. Dodatkowo, pomiędzy tymi dwiema płaszczyznami - tekstem solistów i partią orkiestry - manewruje i spaja je tkanka elektroniczna.
To zabieg nowoczesny jak na muzykę operową?
- ...ale nic bardzo ekstrawaganckiego. Warstwa elektroniczna, jak zgodnie z kompozytorem uznaliśmy, jest tylko „przyprawą”. W całości dzieła niezwykle istotną funkcję pełnią kolor, barwa i dynamika.
Termin muzyka współczesna brzmi nieco odstraszająco dla słuchacza, który nie jest stałym bywalcem sal operowych czy filharmonicznych. Czy należy się bać?
- Nic podobnego. Muzyka Krzysztofa Knittla jest bardzo wciągająca. Kompozytor poszerzył nieco skład orkiestry. Rozbudował grupę perkusji, dodał dwa instrumenty klawiszowe, gitarę elektryczną, tkankę elektroniczną. Jest to więc muzyka zatopiona w środkach XXI - wieku, ale podana w bardzo przystępny i niezwykle logiczny sposób.
Ponieważ opowiadamy historię, która rozpoczyna się w wieku XV - to wtedy Hans Memling namalował obraz “Sąd Ostateczny”. Czy muzyka w jakiś sposób oddaje, może cytuje, pewne elementy charakterystyczne dla muzycznego krajobrazu tamtego okresu?
- Muzyka ewoluuje wraz z rozwojem akcji. Oprócz rozszerzonej harmonii, licznych dysonansów, napotykamy obszerne przejmujące momenty - płaszczyzny, w których soliści mogą wyeksponować piękno swych głosów. Znaleźć możemy „wstawki” chorałowe, drobne nawiązania do muzyki baroku, a w drugim akcie kompozytor cytuje nawet fragmenty “Marsylianki”, kiedy do głosu dochodzi cesarz Francuzów. Takich „smaczków” i niespodzianek możemy w partyturze znaleźć znacznie więcej. Jestem przekonany, że słuchacz od samego początku da się uwieść fabule, a muzyka będzie tylko podsycać to napięcie. Myślę, że całość nabierze niesamowitego wyrazu.
Liberetto opowiada nam skomplikowaną i pełną zwrotów akcji historię obrazu, który wielokrotnie stawał się przedmiotem pożądania rozmaitych władców. Czy poznajemy też los jego twórcy?
- Tak, cały pierwszy akt przedstawia żywot Memlinga i okoliczności powstania obrazu. Natomiast drugi akt skupia się na losach i wędrówce malowidła, a muzyka doskonale to wszystko obrazuje.
Czy widział Pan obraz Memlinga przed rozpoczęciem pracy nad operą?
- Wielokrotnie. Po raz pierwszy widziałem reprodukcję. Moja mama jest plastykiem i bardzo ceni sobie ten okres w malarstwie i to dzieło. Kilka lat temu, podczas Nocy Muzeów zobaczyłem oryginał w Muzeum Narodowym, a teraz, gdy pracuję nad operą mam tę reprodukcję w zasięgu ręki, by móc odszukiwać poszczególne postaci na malowidle. To bardzo inspirujące dzieło.
*Szymon Morus, tegoroczna Pomorska Nadzieja Artystyczna, ukończył wydział instrumentalny Gdańskiej Akademii Muzycznej w klasie skrzypiec i dyrygenturę symfoniczną i operową. Jest szefem Orkiestry Kameralnej “Progress”, z którą w ubiegłym roku nagrał autorski album Leszka Kołakowskiego “Love Songs”. W sezonie artystycznym 2014/2015 był dyrygentem-rezydentem Polskiej Filharmonii Bałtyckiej im. Fryderyka Chopina w Gdańsku. - Jestem przekonany, że o sukcesie każdego koncertu czy spektaklu stanowi chemia między dyrygentem a zespołem. Więź, którą udaje się nawiązać - mówił podczas odbierania statuetki. Morus współracuje z Polską Filharmonią Kameralną, Sinfoniettę Consonus i Polską Filharmonią Bałtycką. Od ubiegłego roku związany jest z Operą Bałtycką, w której objął na początku 2016 kierownictwo “Czarnej maski” Krzysztofa Pendereckiego, w reżyserii Marka Weissa. To wydarzenie stało się okazją do nominacji. Szymon Morus brawurowo poprowadził 170 wykonawców, budząc tym aprobatę samego kompozytora obecnego na podwójnej premierze dzieła w Gdańsku i w Warszawie.
"Sąd Ostateczny", Opera Bałtycka - premiera 8 listopada 2017 rok. Kolejne spektakle 9, 10, 11 i 12 listopada 2017. Bilety normalny 85-40 zł. Realizatorzy Muzyka - Krzysztof Knittel Libretto - Mirosław Bujko Kierownictwo muzyczne – Szymon Morus Reżyseria – Paweł Szkotak Scenografia – Damian Styrna Kostiumy – Anna Chadaj Wykonawcy Memling (baryton): Robert Gierlach Arago (bas): Piotr Lempa Portinari (kontratenor): Jan Jakub Monowid Katarzyna Tanagli (sopran): Anna Mikołajczyk Archanioł (sopran): Magdalena Chmielecka Chór, orkiestra i balet Opery Bałtyckiej w Gdańsku Kierownik Chóru - Waldemar Górski Kierownik Baletu - Wojciech Warszawski |
Hans Memling namalował “Sąd Ostateczny" na zamówienie włoskigo bankiera Angelo di Jacopo Tani. Malarz ukończył obraz, który miał zdobić ołtarz kościoła Badia Fiesolana we Florencji, w 1473 roku. Wyprawił go statkiem do Italii, ale obraz nigdy tam nie dotarł, bo na przewożącą go galerę San Matteo napadli piraci. Dowórcą korsarzy był gdański kaper Paweł Beneke. Zuchwałą kradzież potępił sam papież i Beneke oddał kłopotliwy łup - podarował go Kościołowi Mariackiemu. Tam dzieło trafiło na ponad 300 lat. Jednak podczas wojen napoleońskich, został znów wywieziony - do Luwru. Stamtąd w czasie IIWŚ zrabowali go hitlerowcy. Po wojnie trafił do rosyjskiego Ermitażu. Do Polski wrócił dopiero w 1958 roku, już nie do kościoła, ale do Muzeum Narodowego, gdzie znajduje się do dziś. |
Więcej:
Rok Memlinga w Gdańsku. Zobacz, jak artystów inspiruje "Sąd Ostateczny"
Na bogato - złoty tramwaj kursuje po Gdańsku. O co chodzi?
Arcydzieło pod lupą. Dzieci malują “Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga
Pomorska Nagroda Artystyczna: wszystko dla gdańszczan [AKTUALIZACJA]