Obrazy Olgi Boznańskiej po raz pierwszy w Gdańsku. Wystawa potrwa do 16 maja
Rozmowa z kuratorką wystawy Urszulą Kozakowską-Zauchą
Urszula Kozakowska-Zaucha jest historyczką sztuki, kustoszką Muzeum Narodowego w Krakowie i kuratorką wystaw związanych głównie ze sztuką Młodej Polski, w tym Olgi Boznańskiej, Jacka Malczewskiego i Jana Stanisławskiego. Jest również współautorką Galerii Sztuki Polskiej XX wieku w krakowskim MN, a także autorką książek: “Stanisławski”, “Boznańska”, “Fałat”, “Kresy w sztuce polskiej”.
Anna Umięcka: - Czy Olga Boznańska była feministką czy kobietą zdeterminowaną, bo kiedy okazało się, że nie może studiować w Akademii Sztuk Pięknych, jako 17-latka wyjechała do Monachium, aby tam prywatnie kontynuować naukę.
Urszula Kozakowska-Zaucha: - Olga Boznańska była przede wszystkim kobietą świadomą swoich potrzeb, co zdeterminowało wszystkie jej poczynania, określiło życie i przymuszało czasem do wyrzeczeń, które dziś pewnie byłyby odczytywane jako demonstrowanie kobiecej siły, ale dla niej były realizacją marzeń. Jak ten wyjazd z Krakowa do Monachium, a potem z Monachium do Paryża, czy też brak zdecydowania w kontaktach damsko-męskich i narzeczeństwie. Józef Czajkowski, gdy nie doczekał się żadnej deklaracji, mimo początkowej fascynacji, zerwał to narzeczeństwo, bo ona wolała wyjechać do Paryża niż wrócić z nim (zapewne do Krakowa), gdzie byłaby żoną, matką i dopiero na trzecim miejscu - artystką. W Paryżu mogła być, przede wszystkim, artystką.
A może było tak, że relacja z matką, o której pisano, że była bardziej surową nauczycielką niż czułą opiekunką (to ojciec raczej pełnił tę rolę), spowodowała, że Boznańska uciekała w dorosłym życiu od bliskich relacji? Malarka napisała Czajkowskiemu, że “nie mogłaby go uszczęśliwić”. Bała się bliskości?
- Wypowiadała też surowe opinie o dzieciach, mówiła że “odbierają kobiecie wolność”. Ale czy negowanie dzieci i związku były rodzajem wytłumaczenia siebie i swoich wyborów - tego nie wiemy. Możemy tylko snuć przypuszczenia. Natomiast matka, nauczycielka udzielająca pierwszych lekcji małej Boznańskiej, dostrzegła jako pierwsza jej talent. I dosyć wcześnie zmarła. Jak pani powiedziała, to ojciec był opiekunem rodzicielskim malarki, ale też przede wszystkim finansował życie Olgi Boznańskiej i młodszej Izy, która podążała śladem siostry. Przy czym, tak jak Olga była uzdolniona malarsko, Iza była utalentowana muzycznie. Ponoć przed nią również była wielka kariera, ale zjadała ją trema i kariera się rozsypała.
Czy dzisiaj nazwisko Boznańskiej wciąż jest takie elektryzujące, czy to malarstwo się nie zestarzało?
- Dążymy do tego, żeby była jak najbardziej popularna. Stąd wystawa w Gdańsku, w miejscu, gdzie dotąd nie zawitała. Może Boznańska nie jest dziś aż tak rozpoznawalna jak Wyspiański, ale “Dziewczynka z chryzantemami” [ta praca do Gdańska nie mogła przyjechać] na pewno jest obrazem - ikoną. Każdy, kto nieco “dotknął sztuki” czy chociaż przeglądał podręczniki, niekoniecznie do plastyki, ale też do języka polskiego, gdzieś tę “Dziewczynkę” musiał zauważyć. Ona przewija się w naszej cywilizacji, więc siłą rzeczy, Boznańska również.
Dziś jest zresztą dobry dla niej czas, i dla kobiet w ogóle. Od kilku lat toczy się przecież dyskusja na temat herstorii, możliwości kształcenia się, bycia sobą, a Boznańska jest znakomitym przykładem kobiety walczącej o możliwość realizowania swoich marzeń.
Przywracamy sztuce należne kobietom miejsce w historii?
- Tak, Olga Boznańska czy Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa... One wracają w końcu do naszej świadomości. W Krakowie powstał też skwer Praw Kobiet, ulicom nadawane są imiona ważnych kobiet.
Zobacz film z wystawy
Czym styl Boznańskiej wyróżniał się na tle innych malarzy?
- Przede wszystkim odżegnywała się od wpływów. Mówi się, że inspirowała się Whistlerem i malarstwem francuskiego malarza Carrière’a, ale ona nie do końca się z tym zgadzała. Chociaż w niektórych pracach, zwłaszcza tych wczesnych, widać że musiała zetknąć się z malarstwem Whistlera. W tym okresie pojawiają się w jej obrazach charakterystyczne symfonie w bieli, szarości, w srebrze. “Dziewczynka ze spaceru” jest tego przykładem.
Ale styl najbardziej dla niej charakterystyczny - utrzymany jakby troszeczkę za mgłą - wypracowała nieco później. To były przede wszystkim portrety o niesamowitych oczach. Mawiała, że cała prawda o modelu tkwi w jego oczach i oczy na jej obrazach faktycznie hipnotyzują. Wpływają na nas, prowokują, zmuszają do zatrzymania się, do popatrzenia w nie i zastanowienia: kim jest dana postać, jaki miała charakter, czy była znudzona podczas pozowania, czy nas zaczepia? Do tego dochodzą takie elementy bardzo kobiece na obrazach, na przykład piękne odtwarzana biżuteria - kilka dotknięć pędzla i powstawał przepiękny sygnecik błyszczący perełką czy złotem.
Temu stylowi Boznańska była wierna do końca, chociaż tworzyła w Paryżu w pierwszej połowie XX wieku, gdy rodziła się nowoczesność, te wszystkie -izmy - ona na to nie patrzyła. Była wierna bardzo intymnemu, wyciszonemu malarstwu. I tym podbija również dziś nasze serca.
Ale czasem ulegała pewnym modom, na przykład na japonizmy.
- Bo też była Boznańska nowoczesna. Gdy nie malowała na zamówienie czy na wystawę, ale tylko dla siebie, tworzyła zdecydowanie z większą swobodą. Powstawały martwe natury i pejzaże o nieoczywistych kadrach, japonizujące kratowanie przestrzeni, patrzenie na przestrzeń z góry, z dołu… odważniej.
Wyspiański powiedział nawet, recenzując jej prace: "Jakże tu teraz malować, kiedy pani Boznańska robi takie cudne obrazy?"
- Wyspiański był pierwszym z wielkich, który docenił jej malarstwo. Powiedział tak patrząc na portret matki Olgi, który jest dziś w zbiorach muzeum w Szczecinie. Z kolei Malczewski mawiał, że “to jest zakopcone sadzą malarstwo”, więc panowały różne opinie. Boznańska w Krakowie najpierw się nie spodobała. Zaskoczyła go nowoczesnością. Dopiero z czasem, osiągając sukcesy w Europie, Kraków ją zaakceptował i zaczął hołubić, jako najważniejszą swoją artystkę.
To bardzo ciekawe, że z jednej strony była mistrzynią portretu, a jednocześnie najbardziej odważna i prawdziwa była w obrazach, które malowała tylko dla siebie.
- Tak, na gdańskiej wystawie również widzimy te nieoczywiste pejzaże i martwe natury. Przy czym Boznańska martwe natury często wręczała w prezencie lub w dowód wdzięczności, więc trochę “wychodziła” z nimi do ludzi, ale pejzaże tworzyła już tylko dla siebie. Gdy nie miała modela, "sięgała" po pejzaż za oknem, bo podobno nie lubiła też wychodzić na zewnątrz. Mawiała: “pejzaż jest bardzo trudny, bo nie można go posadzić w pracowni na fotelu” i wymyśliła swój sposób na jego malowanie - patrzyła przez okno.
A mnie te obrazy podobają się najbardziej. Czytałam też, że to jej “niewychodzenie” na zewnątrz wynikało nie tyle z depresji, co z problemów z oczami. Chorowała?
- Rzeczywiście, problemy z oczami pojawiły się zwłaszcza pod koniec jej życia. To widać na ostatnich pracach, które są utrzymane w trudnych kolorach, niedokończone. Dawała też Boznańska pole do popisu kolorowi tektury, na którym malowała, więc pojawiają się, wynikające z tego, zdecydowanie ciemniejsze, ponure barwy.
Starzejąca się, schorowana artystka popadała w zapomnienie?
- Tak, i ta końcówka jej życia troszkę zaważyła na naszym współczesnym postrzeganiu Boznańskiej, z czym my w krakowskim Muzeum walczymy. Bo jeśli już ktoś nazwisko Boznańskiej kojarzy, to jako tę “szarą” malarkę, dziwaczkę otoczoną myszkami. A przecież przez większość życia była czynną artystką, osobą przyjmującą gości na herbatkach, na sesjach portretowych. Dopiero pod koniec życia, zwłaszcza po samobójczej śmierci siostry, Boznańska zaczęła się zmieniać. Z zachowanych wspomnień i listów Jana Szymańskiego, który był radcą ambasady polskiej w Paryżu i opiekował się Boznańską, wiemy, że jej starość była trudna. Szczęśliwsze momenty miała tylko wtedy, gdy przypominała sobie o kochanym Krakowie, opowiadała o nim i wracała wspomnieniami.
Do tego dochodziły problemy finansowe, bo artystka utrzymywała się z malowania, co z wiekiem było coraz trudniejsze. Drugim źródłem jej dochodu była kamienica w Krakowie, którą wybudował ojciec. Obie córki czerpały z niej czynsze, ale z czasem, czynsze malały, nie wszyscy lokatorzy płacili, pieniędzy było coraz mniej. Rzeczywiście, ta starość się nie udała.
Do Gdańska obrazy Boznańskiej przejechały po raz pierwszy. Jaka jest koncepcja wystawy?
- Ze względu na debiut Boznańskiej w Gdańsku, starałam się pokazać jak najbardziej całościowy jej obraz. Mamy tu około 50 prac, ułożonych bardziej chronologicznie niż tematycznie, ale w ramach tej chronologii starałam się zachować grupy tematyczne.
W Ratuszu Głównego Miasta zobaczmy też oczywiście portrety. Zarówno te wczesne, monachijskie, inspirowane malarstwem Whistlera, ale też te najsłynniejsze - z okresu około 1910 roku. Zwiewne, zamglone, bardzo, bardzo eleganckie i monumentalne. Do tego martwe natury i pejzaże, o których rozmawiałyśmy. Przez wystawę prowadzi nas sama Boznańska, ponieważ w każdej z trzech sal, powieszono trzy autoportrety artystki. To są prace, na które warto zwrócić uwagę, bo nie tylko dowiadujemy się z nich jak wyglądała malarka, ale też - jak samą siebie postrzegała. Zdecydowanie nie po kobiecemu.
Te obrazy są bardzo surowe, dość bezwzględne wobec siebie.
- Dokładnie, ona się na nich nie upiększa. Malowała siebie w gorszych momentach dnia, z podkrążonymi oczami, zwracała uwagę na charakterystyczne, starzejące się oczy. Tu nie ma kobiecej kokieterii, tylko to, co dla Boznańskiej było najważniejsze - prawda o modelu.
Na wystawie możemy zobaczyć też warsztat pracy artystki. Palety, farby pochodzą z jej paryskiego atelier?
- Tak, Muzeum Narodowe w Krakowie otrzymało po śmierci Boznańskiej, zgodnie z jej wolą, zawartość pracowni paryskiej. Przyjechały do nas szkice malarskie, zdjęcia, korespondencja, przedmioty użytku codziennego, ale też warsztat malarski. Fragment tego warsztatu jest obecnie w Gdańsku - to sztaluga, kasetki malarskie i kilka palet. To nie są zwykłe, proste płaskie palety, ale wręcz trójwymiarowe, przestrzenne przedmioty, złożone z kilkunastu warstw farby. Widać, jak intensywnie na nich pracowała. Do tego - farby malarskie w tubkach. Mimo że mają 100 lat, są wciąż czynne, wciąż brudzą, wypada z nich kolor. Uświadamiają nam, że niekoniecznie Boznańska była “szarą malarką ciszy”, jak ją nazywają. Widzimy, że szarości i brązy, które kojarzą się z Boznańską, powstawały jako zestawienie wielu różnych tonacji i barw dających ostatecznie taki efekt.
A dlaczego nie zobaczymy w Gdańsku ikonicznej “Dziewczynki z chryzantemami”?
- Wszystkie prace pochodzą z Muzeum Narodowego w Krakowie, a ten obraz jest stałym punktem naszej galerii, ale de facto chcieliśmy też odczarować jej malarstwo. Pokazać, że inne portrety są równie mocne. “Portret kobiety wracającej ze spaceru” jest równie efektowny, a pozostaje w cieniu. Teraz jest ten moment, ten czas, żeby Boznańska zaistniała również innymi pracami.
Na jakie jeszcze obrazy warto zwrócić uwagę?
- Wart zauważenia jest choćby portret Cyganki. To jeden z najwcześniejszych i najodważniejszych portretów namalowanych przez Boznańską, bo dziewczyna ma na obrazie odkryte, nagie ramiona. Pozostałe modelki i modele na jej obrazach są zawsze starannie ubrani, owinięci jakimiś zwiewnymi pelerynkami. Zresztą to ona sama dbała, aby ich odpowiednio upozować, czasem nawet poprzebierać. Cyganka jest najbardziej swawolna, ale w sposobie malowana równie piękna, jak “Dziewczynka z chryzantemami”.
Sądzi pani, że większość prac malarki już znamy i udało się je skatalogować, czy może gdzieś, na paryskim czy krakowskim strychu, leży jakiś zapomniany olej?
- Tego nie wiemy! Boznańska pojawiała się w moim życiu dzięki dr Ewie Bobrowskiej z Paryża, z którą przygotowałyśmy wystawę w Muzeum Narodowym w Krakowie w 2014 roku. Równoległą ideą było stworzenie katalogu dzieł wszystkich Boznańskiej, nad którym wciąż pracujemy. Czasem bardziej intensywnie, czasem mniej, ale to była niesłychanie płodna artystka i tych prac skatalogowałyśmy już około 2 tysięcy, i wciąż pojawiają się nowe. Idea więc już powstała i może kiedyś uda się ją doprowadzić do końca.
Uff, czyli nie ma pewności. Może ktoś ma Boznańską w domu i jeszcze o tym nie wie.
- Może tak. W 2014 roku udało nam się, na przykład, na wystawie pokazać obraz, który ktoś kupił gdzieś we Francji za mniej niż 100 €. Po wyczyszczeniu okazało się, że jest sygnowany nazwiskiem “Boznańska”. Wszystko więc jeszcze przed nami [śmiech].
Kim jest Olga Boznańska?
Olga Boznańska (1865–1940) jest jedną z najbardziej oryginalnych i cenionych w świecie polskich artystek. Córka Francuzki i Polaka, urodziła się w Krakowie, a jej pierwszą nauczycielką rysunku była matka, która szybko dostrzegła talent córki. Jako kobieta, Olga nie miała wstępu do Akademii Sztuk Pięknych, więc zaledwie 17-letnia wyjechała do Monachium, aby kształcić się w prywatnych szkołach Karla Kricheldorfa i Wilhelma Dürra. W 1898 zamieszkała w Paryżu, gdzie otworzyła własne atelier i stała się popularną portrecistką. Nigdy nie wyszła za mąż, zmarła w Paryżu w 1940 roku.
Na gdańskiej wystawie, w Ratuszu Głównego Miasta (ul. Długa 46) znajduje się ok. 50 dzieł z różnych okresów twórczości malarki, które pochodzą z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie. Są to głównie portrety, autoportrety, wizerunki bliskich oraz dzieci. Poza tym martwe natury, kwiaty, widoki wnętrz i pejzaże. Wystawę uzupełniają pamiątki po Oldze Boznańskiej pochodzące z jej paryskiej pracowni.
„Luty z Boznańską” w Gdańsku
Wystawa obrazów Olgi Boznańskiej w Gdańsku potrwa do 16 maja 2024 roku, a w lutym 2024 r. odbędą się spotkania tematyczne poświęcone wystawie. Spotkania, prelekcje i debaty będą odbywały się w czwartki, o godz. 17. Wstęp wolny, a w soboty o godz. 11 czekają nas oprowadzania kuratorskie (należy kupić bilet wstępu do muzeum). Muzeum Gdańska zaprasza również seniorów w ramach programu edukacyjnego Seniorzy do Muzeum!