• Start
  • Wiadomości
  • Obrazy Wojciecha Kossaka w Muzeum Gdańska. Poznaj historię gdańskiej rodziny Szmelterów, do której należały

Obrazy Wojciecha Kossaka w Muzeum Gdańska. Poznaj historię gdańskiej rodziny Szmelterów, do której należały

Do Muzeum Gdańska trafiły dwa obrazy autorstwa Wojciecha Kossaka. Choć przyjechały z Kanady, przez długie lata wisiały w domu Marii i Franciszka Szmelterów prowadzących przed wojną restaurację na dworcu Gdańsku. W burzliwych latach 30-tych w Wolnym Mieście ich lokal był miejscem niezwykle ważnym dla Polaków, także tych związanych z wywiadem RP.
02.12.2020
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Dwa obrazy wyeksponowane na sztalugach, pierwszy pionowy ukazujący łeb konia i stojącego przy nim żołnierza, drugi poziomy - jeździec jadący na koniu przez łąkę
Obrazy pędzla Wojciecha Kossaka, które trafił do Muzeum Gdańska 2 grudnia 2020 roku z Toronto, a przed wojną wisiały w mieszkaniu Marii i Franciszka Szmelterów w Gdańsku
Fot. Dominik Paszliński/www.gdansk.pl


Przekazane 2 grudnia br. do Muzeum Gdańska obrazy Wojciecha Kossaka były osobistym darem artysty dla państwa Marii i Franciszka Szmelterów, którzy w okresie międzywojennym prowadzili restaurację na dworcu głównym w Gdańsku i angażowali się w życie gdańskiej Polonii. Po wojnie obrazy trafiły do Kanady za ich synem - Kazimierzem. Ostatnią wolą wdowy po nim, Leontyny Szmelter, był powrót dzieł do Gdańska.

Powrót “Kossaków” to doskonała okazja, by przybliżyć niezwykłą historię tej niezwykłej rodziny z patriotycznymi tradycjami.

 

lista nazw restauracji i nazwisk restauratorów w Gdańsku, ostatni napis na liście Szmelter Fr. Gdańsk Dworzec główny
Jedna ze stron przedwojennego Przewodnik po Gdańsku, który ukazał się nakładem Gdańskiej Macierzy Szkolnej, spis polskich restauracji w Wolnym Mieście Gdańsku
Fot. zbiory cyfrowe


Doświadczony restaurator w nazistowskim Gdańsku

W latach 1933–1934 naziści przejęli władzę w Wolnym Mieście Gdańsku uzyskując większość w Volkstagu. Szybko rosły ich wpływy we wszystkich obszarach życia, inwigilowano Polaków, a działalność polskich służb wywiadowczych działających na terenie Wolnego Miasta znalazła się na celowniku policji gdańskiej.   

W Gdańsku punkty kontaktowe miał m.in. Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (tzw. “dwójka), a dokładnie Ekspozytura Wewnętrzna Nr 3 w Bydgoszczy, a także Posterunek Oficerski Nr 4 działający nieoficjalnie w Referacie Lądowym Wydziału Wojskowego Komisariatu Generalnego RP w Gdańsku. Służby te prowadziły tzw. wywiad płytki na terenach przygranicznych. 

W tym samym czasie, w 1933 roku, Franciszek Szmelter - polski restaurator wywodzący się ze Świecia, dawny legionista, został dzierżawcą całodobowego lokalu gastronomicznego na dworcu kolejowym w Gdańsku. Wcześniej, od 1922 do 1932 roku, prowadził dworcowe restauracje w Toruniu i Jabłonowie Pomorskim. W zarządzaniu gdańskim interesem wspierała go żona - Maria Hilda z domu Ritterman pochodząca z żydowskiej rodziny z bośniackiego Mostaru. Poznali się w Gdańsku i tu wzięli ślub. Ich wspólna restauracja na dworcu pełniła rolę znacznie ważniejszą niż tylko wyszynku dla głodnych podróżnych. 

- Na pomoc Szmeltera i jego żony mogli liczyć wszyscy zaangażowani w działalność patriotyczną Polacy w Gdańsku - mówi Piotr Mazurek, prezes Towarzystwa Przyjaciół Gdańska. - O “pozagastronomicznej” działalności jego restauracji pisali Brunon Zwarra w swoich “Wspomnieniach gdańskiego bówki” i Alojzy Męclewski w książce “Celnicy Wolnego Miasta Gdańska”.

Prof. Bogdan Chrzanowski - historyk i politolog z Uniwersytetu Gdańskiego, pracownik Działu Naukowego Muzeum Stutthof w Sztutowie, który od ponad 40 lat bada historię Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku, pisze że restauracja Szmelterów była jednym z ważniejszych punktów kontaktowych wspomnianej bydgoskiej Ekspozytury Nr 3 w Gdańsku.

Czarno białe zdjęcie pozowane, kilkadziesiąt osób, w pierwszym rzędzie na krzesłach, dalej stojące
Z okazji świąt i własnych imienin Franciszek Szmelter organizował duże przyjęcia dla pracowników; tutaj widzimy go (Franciszek z opaską na chorym oku) w dużej sali bankietowej dworcowej restauracji w otoczeniu rodziny i pracowników
Fot. ze zbiorów Krystyny Szmelter


Z restauracji prosto do Polski

Warto przypomnieć, że dworzec i kolej na terenie Wolnego Miasta były zarządzane przez Polskie Koleje Państwowe, a wszystkie działające na dworcu instytucje, także służby celne, w których pracowali Niemcy, znajdowały się pod polską kontrolą.

Restauracja Szmelterów była ogromna, dość wspomnieć, że zatrudniała 70 osób. Można było tu zjeść zarówno “na szybko”, jak i wykwintnie. Po stronie peronów dworcowych były dwie sale. W większej, bankietowej, często odbywały się polskie imprezy: zabawy taneczne, uroczyste obiady, spotkania organizacji społecznych. W restauracji bywali urzędnicy Komisariatu Generalnego RP, polscy przedsiębiorcy, inspektorzy celni, kolejarze. W drugiej, mniejszej sali przyjmowano gości nieoficjalnych. Pomieszczenie to miało połączenie z biurem Franciszka Szmeltera, z którego można było wyjść bezpośrednio na peron, a z niego prosto do pociągu, omijając niemiecką kontrolę celną.

- Alojzy Męclewski sugerował wprost, że restauracja dworcowa Szmelterów była właśnie po to, by Polacy mogli poza niemiecką kontrolą wyjechać z Gdańska, w związku z tym musiał ją prowadzić zaufany człowiek - tłumaczy Piotr Mazurek. - W Wolnym Mieście potrzebne było takie wyjście awaryjne dla ludzi, którzy narażali się dla polskich instytucji i zrobiono je właśnie poprzez restaurację, przebudowując ją w  taki sposób, by można było dostać się bezpośrednio na peron, do polskiego pociągu. 

rodzina siedzi przy stole: matka, ojciec - na kolanach starszy syn, obok młodszy, czarno białe zdjęcie
Rodzina Szmelterów w swoim gdańskim mieszkaniu, od lewej: Maria, Franciszek, Zygmunt i Kazimierz
Fot. ze zbiorów Krystyny Szmelter

 

Bogaci kupują samoloty

Dworcowa restauracja była także źródłem dodatkowych dochodów dla Polaków pracujących w PKP, czy w szkolnictwie - wiele osób dorabiało tutaj “po godzinach”. Szmelter był chyba nienajgorszym pracodawcą, skoro w 1937 roku pracownicy ufundowali mu w prezencie imieninowym rzeźbione popiersie. Rzeźbę przedstawiającą restauratora można dziś oglądać w Muzeum Strefa Historyczna Wolne Miasto Gdańsk.

Popiersie z jasnego drewna, przedstawienie mężczyzny o krótkich włosach z przedziałkiem z boku, w marynarce i pod krawatem
Popiersie Franciszka Szmeltera podarowane mu w 1937 roku przez pracowników jego restauracji, zbiory Muzeum Strefa Historyczna Wolne Miasto Gdańsk
Fot. Jerzy Pinkas/www.gdansk.pl

Sami Szmelterowie uchodzili za jednych z najbogatszych obywateli ówczesnego Gdańska.

- Majątek Szmelterów był duży, ale domyślamy się, że nie wynikał tylko z dochodów z restauracji, którą prowadzili przez zaledwie sześć lat. Działalność gastronomiczna była idealną przykrywką dla przekazywania nieoficjalnych funduszy państwowych dla polskich organizacji narodowych w Gdańsku, takich jak Macierz Szkolna, czy Dom Polski - zaznacza Piotr Mazurek. - Oficjalnie, w ramach Funduszu Obrony Narodowej, Szmelterowie kupili dla polskiej armii dwa samoloty i tankietkę (mały wóz bojowy - red.), czy byłoby ich stać na takie zakupy ze sprzedaży kotletów?

Maria Szmelter, poza księgowością w gastronomicznym biznesie, prowadziła także na terenie dworca Polską Misję Dworcową, w której Polacy mogli znaleźć pomoc w trudnych sytuacjach. Starano się znaleźć im pracę i mieszkanie, oferowano im także nocleg w pokojach na dworcu.

sztućce metalowe srebrne duża łyżka, widelec i mała łyżka, obok tekturowe etui do sztućców z napisem Szmelter
Sztućce z restauracji Szmelterów, na trzonkach nazwisko `Szmelter` ze zbiorów Muzeum Strefa Historyczna Wolne Miasto Gdańsk
Fot. Jerzy Pinkas/www.gdansk.pl


Portrety pędzla Wojciecha Kossaka

Szmelterowie poznali Wojciecha Kossaka na pokładzie MS Batory. Sławny polski transatlantyk wyruszył w swój pierwszy rejs wycieczkowy po Morzu Śródziemnym w 1936 roku. Morska wyprawa trwała od 21 kwietnia do 11 maja, w tym czasie Kossak namalował kilka portretów, m.in. Marii i Franciszka Szmelterów.

reprodukcja dwóch obrazów portretów. Kobieta w białej koszulce i zielonej apaszce  rozwianej wiatrem, w jasnej spódnicy i butach, ciemne falowane włosy do ramion, stoi podparta o reling łokciem, w tle szalupa ratunkowa nakryta brezentem, na relingu koło ratunkowe z napisem Batory Gdynia. Mężczyzna w jasnych spodniach i granatowej marynarce, białych butach, ręką trzyma reling, patrzy w dal, w tle szalupa ratunkowa i dźwig do zrzucania szalup
Portrety Marii i Franciszka Szmelterów autorstwa Wojciecha Kossaka, po śmierci ich syna Kazimierza trafiły do kuzynki rodziny w Nowym Jorku
reprodukcje zdjęć dzięki Muzeum Strefa Historyczna Wolne Miasto Gdańsk


Malarz odwiedzał później regularnie gdańskich znajomych i korzystał z pokoi gościnnych na dworcu po drodze na ulubiony Półwysep Helski.
W styczniu 1939 roku w prezencie noworocznym przekazał Marii Szmelter kolejne płótno - jedno z tych, które trafiły do Muzeum Gdańska. Na odwrocie obrazu napisał:

“Już ze trzy tygodnie temu, chcąc w części chociaż odwdzięczyć się za tyle uprzejmości i ambarasu mojem lekarstwem drogiej Pani pozwoliłem sobie przesłać obrazek mojej ręki. Ułan z mojego 3 pułku Ułanów, melduje że przyprowadził konia dla Pani Szmelterowej od p. majora Kossaka. Wysłałem go pocztą, i dotąd nie znając słówka od Pani że doszedł do Jej ręki, zaczynam się obrażać czy nie zaginął. Załączam list pocztowy, w razie gdyby trzeba reklamować. Bo przecie obrażać się o tę formę kawaleryjską chyba Pani nie przyszło do główki. Zanadto Pani nie z jakim szacunkiem i wszelką przyjaźnią jestem dla obojga Państwa. Jeszcze raz najlepsze życzenia na ten rok całemu domowi”

Obraz najprawdopodobniej jest autoportretem Wojciecha Kossaka w stroju Ułana 3. Pułku Ułanów Śląskich. Drugi, który właśnie trafił do zbiorów Muzeum (okoliczności podarowania nie są znane) przedstawia żołnierza napoleońskiego na koniu.

Oba te płótna, jak i portrety z rejsu wisiały w mieszkaniu Szmelterów, a później trafiły do Kanady. 

Zżółkła sztywna karta z napisem Gdynia America Line i napisami dla pasażera w języku angielskim
Książka biletowa na rejs MS Batory podczas którego Szmelterowie poznali Wojciecha Kossaka, zbiory Muzeum Strefa Historyczna Wolne Miasto Gdańsk
Fot. Jerzy Pinkas/www.gdansk.pl


Złoto i kosztowności nie wystarczyły

Kiedy w powietrzu czuć już było zbliżającą się wojnę, Franciszkowi Szmelterowi radzono na jakiś czas opuścić Gdańsk, wyjechał do Warszawy na trzy miesiące przed jej wybuchem razem z młodszym synem Zygmuntem. Maria Szmelter ostatnie dwa dni sierpnia 1939 roku spędziła w Gdyni, a później udało jej się przedostać do męża.

Ich starszego, 17-letniego wówczas, syna Kazimierza aresztowano w nocy z 31 sierpnia na 1 września - zdążył wrócić do Gdańska z obozu harcerskiego w Polsce. Najpierw trafił do więzienia w Victoriaschule, a następnie do Stutthofu. Rodzicom udało się go wykupić w czerwcu 1940 roku za ogromną sumę pieniędzy i kosztowności. Nastolatek ledwo przeżył obóz, do zdrowia pomógł mu dojść Stefan Mirau, lekarz Chorągwi Gdańskiej ZHP, ale i rodzinny medyk Szmelterów.

Kazimierz przedostał się później do Warszawy, gdzie jego rodzice w międzyczasie założyli sklep elektryczny przy ul. Marszałkowskiej - pod własnym nazwiskiem, a on - wstąpił do Szarych Szeregów, później był żołnierzem Armii Krajowej.

Być może Kazimierz był śledzony po opuszczeniu obozu, ponieważ w listopadzie 1940 roku Gestapo zatrzymało Szmeltera seniora. Przewieziono go do gdańskiego aresztu śledczego przy Neugarten (Nowe Ogrody), a w końcu osadzono w Stutthofie. Maria próbowała wykupić męża z obozu. Tym razem wszelkie wysiłki, łącznie z zatrudnieniem niemieckiego adwokata, nie przyniosły rezultatów. Franciszek Szmelter zmarł w KL Stutthof 15 kwietnia 1941 roku, prawdopodobnie z wycieńczenia. Jego szczątki spoczywają na Cmentarzu Ofiar Terroru Hitlerowskiego na Zaspie.

kamienny nagrobek z przestrzennymi literami pisanym imieniem i nazwiskiem oraz datą śmierci, na nagrobku stoi czerwony znicz
Nagrobek Franciszka Szmeltera na Cmentarzu Ofiar Terroru Hitlerowskiego na Zaspie
Fot.Grzegorz Mehring


Sygnet z pocztową trąbką

Po wojnie Maria Szmelter wróciła do Gdańska. Odbudowała restaurację na dworcu i prowadziła ją do połowy lat pięćdziesiątych. Zmarła w 1987 roku. Siedem lat przed jej śmiercią trafił do niej prof. Bogdan Chrzanowski, który jako młody badacz od 1973 roku spisywał relacje gdańskich Polaków z ich przedwojennego życia. Sporządził z tamtego spotkania drobiazgowe notatki merytoryczne - jakie wrażenie zostało mu w głowie w 40 lat po rozmowie z Marią Szmelter?

 - Bardzo sympatyczna i mądra pani, żarliwa polska patriotka, co często podkreślała podczas rozmowy - mówi prof. Bogdan Chrzanowski. - Pamiętam jeszcze, że poczęstowała mnie herbatą.

Rozmowa koncentrowała się wokół tematu nieoficjalnej działalności jej męża. Wdowa wymieniła wiele nazwisk osób, które regularnie spotykały się z Franciszkiem Szmelterem w jego biurze na dworcu. Był wśród m.in. mjr Jan Żychoń - szef wspomnianej już Ekspozytury Wewnętrznej nr 3 w Bydgoszczy Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, znakiem rozpoznawczym oddziału był sygnet z trąbką poczty. Odwiedzał go, także związany z tym oddziałem, kmdr. Konstanty Jacynicz - ówczesny dyrektor Gdynia American-Line (GAL), który tworzył wówczas sieć wywiadu morskiego, a podczas okupacji był czołową postacią Wydziału Marynarki Wojennej “Alfa” komendy głównej Armii Krajowej. Franciszek Szmelter utrzymywał także kontakt z Franciszkiem Rutkiewiczem, naczelnikiem gdańskiego dworca kolejowego, również współpracownikiem II oddziału, w służbowym pokoju bywało także wielu pracowników Komisariatu Generalnego RP w Wolnym Mieście.

- Była to wiarygodna relacja. W 1980 roku nie było jeszcze zbyt wiele literatury na temat działalności polskich służb w Wolny Mieście, a pani Szmelter wymieniała mi nazwiska związanych z nimi osób, dokładnie znając ich funkcje - podkreśla prof. Bogdan Chrzanowski. - Była w pełni świadoma tego, co mówi, nie powoływałbym się na jej słowa w publikacjach, gdybym nie oceniał jej jako wiarygodnego świadka. To, że nie natrafiono dotąd na żadne dokumenty potwierdzające, że Franciszek Szmelter był etatowym oficerem “dwójki”, o niczym nie świadczy. Pewne rzeczy dotyczące działalności Oddziału II są udokumentowane, inne nie. Do dzisiejszego dnia część archiwów każdej służby specjalnej na świecie jest tajna, a dokumenty dotyczące pewnych spraw i osób są niszczone, by nie zostawiać śladów. Nie inaczej było z “dwójką”.

dwa zdjęcia tego samego mężczyzny, czarno białe. Młodszy - w mundurze i kapeluszu harcerskim, starszy, ok 40 lat w jasnej koszuli, ciemnej marynarce, z muszką, włosy zaczesane do tyłu, lekko siwiejący. Poważny.
Kazimierz Szmelter
reprodukcje zdjęć dzięki Muzeum Strefa Historyczna Wolne Miasto Gdańsk


Kazimierz i Leontyna - harcerskie małżeństwo

Starszy syn Szmelterów - Kazimierz obawiając się po wojnie represji ze strony władz, w 1947 roku wyjechał do Szwecji, a stamtąd, w 1949 roku do Kanady, gdzie informacje na temat jego ważnej roli w reaktywowaniu działalności Związku Harcerstwa Polskiego do dziś pielęgnowane są w pamięci polonijnych harcerzy. 

Ale - zanim sięgniemy do kronik kanadyjskiego ZHP, cofnąć się trzeba w czasie do Wolnego Miasta Gdańska. Gdy wybuchła wojna Kazimierz był uczniem II klasy Polskiej Wyższej Szkoły Handlowej Macierzy Szkolnej, gdzie uczyli m.in. Alf Liczmański - komendant hufca Gdańskiej Chorągwi ZHP i Maria Ostrowska - komendantka Gdańskiej Chorągwi Harcerek ZHP. To ich tradycje i wartości przekazywane polskiej młodzieży w Wolnym Mieście Gdańsku przywiózł ze sobą do Kanady Kazimierz Szmelter.

Na stronie internetowej ZHP w Kanadzie szczegółowo opisano powojenne początki organizacji:

“Historia ZHP w Kanadzie po II wojnie światowej wiąże się nierozerwalnie z Organizacją Starszego Harcerstwa (StH). To właśnie „Staroharce” jak zwykło się ich nazywać, mimo że liczyli wtedy niewiele ponad 20 lat, skrzyknęli się w 1950 r. dając podwaliny do powstania Kręgu StH ”Tatry”. A było to tak: phm. Kazimierz Szmelter dał ogłoszenie do tygodnika „Związkowiec”, że w dniu 1 października 1950 r. odbędzie się pierwsze zebranie Starszego Harcerstwa i wszyscy, którym bliskie sercu jest harcerstwo, są zaproszeni. Krąg szybko powiększył swoją liczebność i już w grudniu tegoż roku (1950) liczył 18 członków w wieku od 18 do 26 lat. Za cel swojej działalności Krąg przyjął organizowanie jednostek młodzieżowych w Ontario, udział w pracy polonijnej, braterską współpracę z innymi skautami oraz harcerski sposób na życie czyli wspólne wypady/wycieczki, biwaki. I właśnie w czasie jednej z takich wycieczek Krąg „Tatry” odkrył Kaszuby, na których dzisiaj mieszczą się tereny ZHP Kanada (Kaszuby to nazwa bazy harcerskiej kanadyjskiego ZHP - red.)”.

Żoną Kazimierza była druhna Leontyna Lilka Szmelter, która urodziła się w 1923 rok w Wołkowysku (na dzisiejszej Białorusi). W 1945 roku trafiła do Gdańska w ramach przesiedleń Polaków, była absolwentką Wyższej Szkoły Handlu Morskiego w Sopocie (1962). Późniejsze małżeństwo poznało się w Gdańsku w latach 70-tych, gdy Kazimierz zaczął regularnie przyjeżdżać do rodzinnego miasta na spotkania kręgu rodzin harcerstwa Wolnego Miasta Gdańska.

- W Kanadzie Kazimierz nie mógł znaleźć sobie towarzyszki życia, Leontynę pierwsza poznała jego matka i ona ich sobie przedstawiła - opowiada hm. Bogdan Radys z Chorągwi Gdańskiej ZHP, który zaprzyjaźnił się z Kazimierzem w latach 70-tych. - Leontyna doskonale znała język angielski i łatwo zaadaptowała się do życia w Kanadzie. To był bardzo zgodne, rozumiejące się małżeństwo.

Kazimierz Szmelter zmarł w 1992 roku, jego żona w sierpniu 2019 roku.

Krótką informację o jej życiu podano w nekrologu zamieszczonym w kanadyjskim Piśmie Harcerskim Ognisko: “Czynny członek starszoharcerskiego kręgu Tatry założonego przez jej męża w 1950 roku. Pełniąc służbę czynnie i szczodrze wspierała wiele akcji społecznych. m.in. zbieranie funduszy na Pomnik Katyński, na pomoc powodzianom, na rzecz ufundowania Katedry Polskiej Historii na Uniwersytecie w Toronto”.

Prochy Kazimierza spoczęły na Cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku, w grobie matki i młodszego brata (Zygmunt zmarł w 1976 roku). Ostatnią wolą Leontyny było umieszczenie jej prochów w grobie jej rodziców na Cmentarzu Emaus.

mężczyzna dotyka ręką kamiennego nagrobka i patrzy na niego
Kazimierz Szmelter przy grobie ojca, Cmentarz Ofiar Hitleryzmu na Zaspie, rok 1989
Fot. reprodukcja zdjęcia dzięki Muzeum Strefa Historyczna Wolne Miasto Gdańsk


Gdańsk 2020

Oficjalna uroczystość przekazania obrazów Wojciecha Kossaka z kolekcji rodziny Szmelterów odbyła się w Ratuszu Głównego Miasta.

- Muzea powstawały i rozwijają się dzięki darczyńcom, którzy mają w swoich zbiorach cenne dzieła artystyczne czy ważne pamiątki  i uważają, że powinny być one upublicznione w instytucji dbającej o to dziedzictwo z myślą o następnych pokoleniach - powiedział Waldemar Ossowski, dyrektor Muzeum Gdańska. - Dziś mamy do czynienia z takim przykładem. Do naszych zbiorów trafiają dwa obrazy autorstwa Wojciecha Kossaka, które tak naprawdę opowiadają o bardzo zasłużonej rodzinie Polaków, gdańszczan, którzy mieli ogromny wkład w funkcjonowanie polskiej społeczności.

Piotr Grzelak zastępca prezydent Gdańska dodał: - “Łączy nas Gdańsk” to hasło, o którym bardzo często mówimy, dziś jeszcze nabiera dodatkowej wartości. Gdańsk jest utkany z ludzkich losów. Dwa obrazy, które dziś powróciły do naszego miasta są cenne nie tylko artystycznie, ale także dlatego, że niosą za sobą historię ludzkich losów, wracają do nas wraz z historią ludzi, którzy także w Kanadzie czuli się z gdańszczanami. Dziękuję serdecznie Bogdanowi Radysowi i rodzinie Szmelterów za powrót dzieł do naszego miasta.

Trzech mężczyzn pozuje przy rewersie obrazu na sztalugach, wszyscy w maseczkach, stojący z przodu to starszy siwy pan, za nim młody wysoki oraz średniego wzrostu i wieku
Uroczystość przekazania obrazów Wojciecha Kossaka z kolekcji rodziny Szmelterów w Ratuszu Głównego Miasta w Gdańsku, z przodu - Bogdan Radys, z tyłu od lewej Piotr Grzelak z-ca prezydent Miasta Gdańska oraz Waldemar Ossowski dyrektor Muzeum Gdańska. Rewers jednego z obrazów prezentuje list Wojciecha Kossaka do Marii Szmelter cytowany w artykule
Fot. Dominik Paszliński/www.gdansk.pl


Hm. Bogdan Radys, członek Rady Społecznej Centrum Pamięci o Polakach z Wolnego Miasta Gdańska im. Brunona Zwarry, był osobiście zaangażowany w powrót “Kossaków” do Gdańska.

- Te obrazy by tu nie wróciły, gdyby nie rodzina harcerska. Do dziś jestem harcerzem i tylko dlatego spotkałem na swojej drodze Kazimierza Szmeltera, przedwojennego harcerza wiernego powiedzeniu swojego komendanta Alfa Liczmańskiego “Jeśli wszyscy Polacy opuściliby Gdańsk, kto będzie świadczył o jego polskości” - mówił Bogdan Radys. - 17-letni Kazimierz był wierny temu hasłu i druhowi, nie opuścił Gdańska w dni wybuchu wojny i został aresztowany, a później osadzony w obozie Stutthof, który ledwo przeżył. Zaprzyjaźniłem się z nim i dlatego podjąłem starania by te obrazy po śmierci Kazimierza i jego żony, którzy nie mieli dzieci, trafiły do Gdańska. 



Dziękuję prof. Bogdanowi Chrzanowskiemu i Piotrowi Mazurkowi za pomoc w przygotowaniu artykułu.

Korzystałam z wcześniejszych publikacji: Mieczysława Abramowicza “Restaurator z dworca” (pierwodruk w Kwartalniku „Był sobie Gdańsk” 3/1997); Grażyny Antoniewicz “Na dworcu u Szmeltera jadali kolejarze i polscy szpiedzy” (Dziennik Bałtycki, 2019) oraz prof. Bogdana Chrzanowskiego “Polonia Gdańska wobec nazizmu niemieckiego w latach 1939-1940. Wybrane zagadnienia” (Rocznik Gdański Gdańskiego Towarzystwa Naukowego 2017 - 2018).

 

TV

Kamienica przy Toruńskiej 27 odzyskała blask