Roman Daszczyński: Proszę przybliżyć naszym czytelnikom, czym w ogóle jest rewitalizacja i dlaczego władze gminy Gdańsk przykładają do niej tak dużą wagę.
Ewa Pielak: - Rewitalizacja to nie jest nowe słowo, niejednokrotnie mówiło się o rewitalizacji jakiegoś budynku albo skweru, a to nie do końca jest tak. Od 18 listopada 2015 r. weszła w życie nowa ustawa o rewitalizacji i ona precyzyjnie definiuje to pojęcie. Rewitalizacja to jest proces, który ma pomóc określonemu obszarowi przestrzeni społecznej wyjść z jakiejś sytuacji trudnej, kryzysowej. Taka sytuacja może wystąpić z różnych względów, również infrastrukturalnych i taką właśnie sytuację mamy na przykład na Biskupiej Górce.
Która jest jedną z najurokliwszych części Gdańska, a przy tym tak zdegradowaną, że aż krzyczy o remont kapitalny...
- To prawda, ale tutaj warto podkreślić, że rewitalizacja to nie jest tylko inwestycja. Rewitalizacja to są także, a nawet przede wszystkim działania społeczne. Mają one prowadzić do tego, że na danym obszarze będzie się dobrze mieszkało, wzrośnie zainteresowanie ze strony nowych inwestorów, a samo miejsce stanie się na tyle atrakcyjnym punktem na mapie miasta, że będą chcieli tam zaglądać turyści. Gdańszczanie z innych dzielnic oczywiście staną się w tej sytuacji pierwszymi “turystami”, bowiem znajdą na rewitalizowanym obszarze ciekawe dla siebie imprezy, lokale czy choćby miejsca, w których po prostu miło jest pospacerować.
Tak więc rewitalizację należy rozumieć jako przywracanie zdegradowanego społecznie obszaru do pełni życia.
- Dokładnie tak. Mówimy o całym procesie, całym zespole różnorodnych działań, które pozwolą wyprowadzić określony obszar z tej trudnej sytuacji.
To się już w Gdańsku gdzieś udało, czy czas jest zbyt krótki by oceniać efekty podejmowanych w Gdańsku wysiłków na rzecz rewitalizacji?
- Myślę, że tu i ówdzie osiągnęliśmy już dobre efekty, ale rewitalizacja to jest proces długofalowy i na pełne efekty trzeba jeszcze poczekać. Proszę zwrócić uwagę, co zaszło na Dolnym Mieście. W latach ubiegłych wyremontowano tam bastiony i brzegi Opływu Motławy, co sprawiło, że są to miejsca bardzo atrakcyjne dla spacerowiczów i miłośników czynnego wypoczynku. W ostatnim czasie miasto wyremontowało całą główną ulicę Dolnego Miasta, Łąkową i najbliższe okolice. Planowane są dalsze działania, na przykład zagospodarowanie starej zajezdni tramwajowej. Wizerunek Dolnego Miasta zmienia się na naszych oczach, była to kiedyś dzielnica o złej sławie, którą omijało się szerokim łukiem. A obecnie? Nieraz już słyszałam przypadkowo rozmowy, które odbywały się w mojej obecności i były dla mnie bardzo miłe, bo dotyczyły właśnie nowego postrzegania tych miejsc przez gdańszczan. Te osoby bardzo chwaliły Dolne Miasto, nie mając pojęcia, że mam swój udział w procesie rewitalizacji.
Czego dokładniej dotyczyły te rozmowy?
Takie ogólne stwierdzenia: “Czy byliście ostatnio na Łąkowej… Czy byliście na Dolnym Mieście… Jak tam się zrobiło ładnie, jak to fajnie wygląda”. Ktoś stwierdził, że może warto tam kupić mieszkanie, bo ceny jak na Gdańsk są stosunkowo niskie.
Ja też byłem niedawno świadkiem takiej rozmowy w kontekście cen nieruchomości. Jeszcze kilka lat temu taka sytuacja była nie do pomyślenia.
- Jest więc wyraźny sygnał, że coś się zmienia na lepsze. Ludzie mają powody, by przypomnieć sobie o Dolnym Mieście jako istotnej, interesującej, części Gdańska. Widać na razie te efekty inwestycji przede wszystkim.
Ale wie pani, że to wygląda dobrze głównie na pierwszy rzut oka. Pięknie wyremontowana ulica, odnowione fasady starych kamienic… Jak się jednak wejdzie do takiej kamienicy, przejdzie przez korytarz na podwórze, to tam nie jest już tak fajnie. Często obraz nędzy i rozpaczy. Nie mówiąc już, że nie brakuje tam nieciekawych lokatorów.
- Zgadzam się, tak właśnie jest. Dlatego mówimy o procesie rewitalizacji, który ma z definicji charakter długofalowy i nie ogranicza się do samych inwestycji. Pierwsze efekty już są, teraz trzeba krok po kroku doprowadzić do kolejnych. To musi potrwać, mówimy przecież o zaniedbaniach, degradacji, której początki sięgają głębokiego PRL-u, a więc chodzi o odwrócenie procesu, który rozpoczął się bardzo dawno temu. Proces rewitalizacji został rozpoczęty, teraz chcemy go kontynuować. Jest dużo do zrobienia, nie tylko w tym zakresie inwestycyjnym, ale też tym zakresie“ miękkim”, społecznym.
Pod tym względem niczego nie da się zrobić na siłę. Skoro jesteśmy przy Dolnym Mieście: jest tam jakiś partner społeczny, choćby wspólnoty mieszkaniowe skore do współdziałania?
- Wspólnoty mieszkaniowe oczywiście są i dają perspektywę współdziałania. Chciałabym jednak podkreślić, że na Dolnym Mieście mamy jeszcze dwóch innych partnerów społecznych z organizacji pozarządowych, które się wyróżniają: to jest kościelna Caritas, która prowadzi świetlicę na ulicy Dobrej, a także stowarzyszenie “Mrowisko”, które prowadzi klub dla młodzieży i podejmuje różne działania społeczne. To są właśnie takie punkty, od których zaczyna się zmiana. Akurat ten budynek przy Dobrej został wyremontowany w ramach rewitalizacji właśnie po to, by mogła tam powstać prowadzona przez Caritas świetlica ucznia i punkt przedszkolny dla maluchów.
Kościół może być bardzo ważnym sojusznikiem działań rewitalizacyjnych. Przy Łąkowej jest prężnie działająca parafia pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Proboszcz dba między innymi o dobrą muzyczną oprawę mszy świętych. W kościele organizowane są koncerty, 19 stycznia występował tam Chór Akademii Medycznej w Gdańsku pod batutą Jerzego Szarafińskiego.
- No właśnie, widać dobrze na tym przykładzie, że partnerzy są. Kościół od dziesięcioleci jest tam centrum życia duchowego, które osłabiało procesy degradacji społecznej. Chodzi teraz o współdziałanie, które będzie w systematyczny sposób budować i miejsce, i środowisko mieszkańców. Zwrócę szczególną uwagę na wartość działań mniejszych partnerów, jakimi są wspólnoty mieszkańców. Nie czekały, na to, że wszystko zrobi za nich ktoś inny. Wspólnoty zadbały o izolację fundamentów budynków, które następnie wyremontowano. To było bardzo ważne, bo co da remont elewacji, skoro budynek jest zalewany od dołu. Są pewne rzeczy, których nie widać, ponieważ są pod ziemią, ale zostały zrobione.
Jakie są dalsze plany wobec Dolnego Miasta?
- Tutaj nie tylko o Dolne Miasto chodzi. Zgodnie z ustawą, gmina Gdańsk przeprowadziła analizę obszarów zdegradowanych i obszarów do rewitalizacji. Powstał dokument, który nazywa się “Delimitacja obszarów zdegradowanych”. Opisujemy w nim, na jakiej zasadzie zostały wybrane obszary, którymi chcemy się zająć. Takich obszarów zdegradowanych wyznaczyliśmy dziewięć. Pięć z nich rekomendujemy do rewitalizacji w pierwszym rzędzie: Dolne Miasto, Orunię, Biskupią Górkę, Dolny Wrzeszcz i Nowy Port z Letnicą jako wspólny projekt, choć te dwa ostatnie obszary nie łączą się granicami. Część z tych obszarów nie była jeszcze poddawana rewitalizacji, mówię tutaj o Oruni, Biskupiej Górce. Z jednej więc strony mamy kontynuację działań już rozpoczętych, z drugiej - zupełnie nową inicjatywę.
Ciekawi mnie przypadek Letnicy. Każdy kto tam był jest pod wrażeniem przeprowadzonych inwestycji: odnowione ulice, odnowione domy, to wszystko wygląda naprawdę atrakcyjnie, a chodzi przecież o dzielnicę, która była dotąd zapomniana i biedna. Tam przecież agresywne zachowania, patologie, nie były niczym nadzwyczajnym. Uważa pani, że te zmiany na lepsze mają korzystny wpływ na samych mieszkańców?
- Mieszkańcy zdecydowanie doceniają to, co miasto zrobiło dla Letnicy. To łatwo stwierdzić na konkretnych przykładach. Te wyremontowane elewacje, podwórka, place zabaw jakie wykonano, skwery - to wszystko nie jest niszczone. Mieszkańcy o to dbają, pilnują, żeby nic złego się nie działo. Chcą, żeby to trwało jak najdłużej w takim dobrym stanie. Tam nie było przypadku, żeby coś ewidentnie zostało zniszczone przez wandali. Letnica stała się atrakcyjna do tego stopnia, że postawiono tam już pierwsze nowe budynki komunalne, tak zwane TBS-y, a w planach są kolejne lokalizacje. Dzielnica zaczyna żyć własnym życiem, ta społeczność będzie się rozwijać. My daliśmy początek tym zmianom. Zresztą miejsce jest bardzo przyjemne, dużo zieleni, niedaleko znajduje się Stadion Energa Gdańsk z różnymi atrakcjami, bo przecież ten obiekt to są nie tylko mecze piłki nożnej.
Jak będzie to wyglądało na pozostałych obszarach objętych planami rewitalizacyjnymi?
- Na Oruni chcielibyśmy skupić się na rejonie ulic Gościnnej i Dworcowej, wokół dawnego ryneczku. Myśleliśmy o tym, żeby przejąć i wyremontować bardzo ładny budynek po komisariacie policji. Można by go przeznaczyć na siedzibę dla organizacji społecznych, żeby to było coś w rodzaju domu sąsiedzkiego. Dom sąsiedzki na Oruni istnieje, ale funkcjonuje w pomieszczeniach wynajmowanych od Kościoła, ze względów lokalowych nie ma możliwości dalszego rozwoju. Komisariat byłby rozwiązaniem tych problemów.
Po drugiej stronie Traktu św. Wojciecha i Kanału Raduni mamy dopiero co rewitalizowany Park Oruński. To wszystko razem daje miastu atrakcyjną przestrzeń.
- I na tym właśnie polega sens działań rewitalizacyjnych. Park Oruński i to, co może się na tym ryneczku wydarzyć. A przy tym nie wykluczamy, że działaniami rewitalizacyjnymi uda się objąć tę cześć dzielnicy, która jest po drugiej stronie torów kolejowych. Te działania zresztą nie muszą być określane słowem rewitalizacja, ale liczą się wszystkie programy które dają taki efekt. Choćby “programy chodnikowe”, bo nowa nawierzchnia jest jednym z elementów poprawy jakości i klimatu życia.
Cały czas musimy pamiętać, że działania rewitalizacyjne nie udadzą się, jeśli nie będą miały tego wymiaru społecznego. Tworzenie domów sąsiedzkich, po to by mieszkańcy mieli gdzie się spotykać i realizować wspólne inicjatywy. Poszukiwanie możliwości aktywizacji zawodowej w różnych grupach wiekowych. Dotyczy to każdego z omawianych tutaj obszarów.
- Jeśli chodzi o Dolny Wrzeszcz, to tam została wyremontowana ul. Wajdeloty i po kawałku ulic sąsiednich, które do niej dochodzą: Aldony, Grażyny… Bardzo byśmy chcieli dokończyć te ulice. Ile się uda? Nie wiemy, bo to wszystko zależy od środków, jakie będą do dyspozycji. Podobnie jest w przypadku Letnicy i Nowego Portu.
W sumie realizacja tych planów ma napełniać mieszkańców wiarą, że mogą mieć wpływ na miejsce w którym żyją? Że coś się zmienia wokół nich na lepsze?
- Właśnie tak. I może to wszystko być źródłem zadowolenia z życia, a nawet dumy. Wystarczy sobie wyobrazić, że ktoś przyjeżdża w gości i się zachwyca: jak ładnie tutaj mieszkacie, jak fajnie u was jest.
Na Biskupiej Górce jeszcze rewitalizacja się nie rozpoczęła, a te więzi społeczne są już tam bardzo silne. Są organizacje, mają własny portal internetowy. Spodziewam się, że Biskupia Górka może być spektakularnym przykładem na sukces działań rewitalizacyjnych. Orunia też się prezentuje bardzo dobrze, takim poważnym sygnałem są na przykład lokalne festyny. Czy mieszkańcy je organizują czy nie. Na Oruni wygląda to bardzo dobrze. Do końca roku ogłoszony będzie konkurs na organizacje, które mogą uczestniczyć w partnerstwie społecznym - właśnie dla obszarów objętych planami rewitalizacji. Podmioty te i środowiska będą miały wsparcie ze strony gminy. Chodzi o działania związane z aktywizacją zawodową oraz integracją społeczną. Wszystko co będzie otwierało możliwości wspólnego robienia rzeczy wartościowych, dobrych dla ogółu mieszkańców. Do tego między innymi potrzebne są konsultacje, bowiem na jednym obszarze będzie trzeba większą uwagę poświęcić seniorom, a gdzie indziej zrobić więcej dla niepełnosprawnych. Nie ma gotowej recepty.
O jakich pieniądzach na dalszą rewitalizację gdańskich dzielnic mówimy?
- W tej chwili nie można jeszcze mówić o konkretnych kwotach, te będą sprecyzowane dopiero na podstawie Gminnego Programu Rewitalizacji, nad którym spędzimy cały rok 2016. Szczegółowo określimy, co chcemy zrobić i dopiero wtedy będzie można policzyć, ile to będzie kosztowało. Kolejnym etapem będą starania o dofinansowanie z Unii Europejskiej. Już teraz wiadomo, że sama Biskupia Górka to będą naprawdę duże koszty. Miasto nie ma aż takich pieniędzy, by sfinansować rewitalizację we wszystkich obszarach, gdzie jest ona pilnie potrzebna. Bez wsparcia ze strony Unii Europejskiej możliwości będą znacznie mniejsze. Musimy się starać o dofinansowanie i wszystko zależy tak naprawdę od tego, ile tych europejskich środków pomocowych otrzymamy.
Ale coś konkretnego już chyba da się powiedzieć… Te duże koszty na Biskupiej Górce z czego będą wynikały?
- Tam jest problem skarp, które wyglądają malowniczo, ale grożą osunięciem się i katastrofą budowlaną. Trzeba te skarpy najpierw ustabilizować i wzmocnić. To będzie wydatek rzędu dwudziestu milionów złotych. Jest szansa, że środki te otrzymamy jeszcze w tym roku i wkrótce będzie można rozpocząć stabilizowanie skarp. Przewidziane jest tam palowanie, wykonanie systemu odwodnieniowego tych skarp. Prace potrwają od roku do półtora. Dopiero potem będą możliwe dalsze działania na rzecz ulic Biskupia i Zaroślak oraz znajdujących się tam domów. Zresztą, podobnie jak Dolne Miasto, to nie jest obszar, który całkowicie ominęły inwestycje o charakterze rewitalizacyjnym. Miały one miejsce w ostatnich latach i dotyczyły chociażby przepływającego nieopodal Kanału Raduni. Nie tylko przeprowadzono tam prace hydrotechniczne, ale też zadbano o stworzenie estetycznych i wygodnych ciągów spacerowych. Natomiast na szczycie Biskupiej Górki funkcjonuje Wyższa Szkoła Humanistyczna, która wyremontowała zabytkowe budynki po znajdujących się tam koszarach z pierwszej połowy XIX w.
Załóżmy, że skarpy są już ustabilizowane - jak będzie wyglądał scenariusz działań rewitalizacyjnych dla Biskupiej Górki?
- Tu nie wystarczy stabilizacja skarp. Najpierw muszą być przeprowadzone konsultacje społeczne w sprawie granic obszarów zdegradowanych i obszarów rewitalizacji. Zaczynamy już niedługo, bo 2 lutego w CSW Łaźnia na Dolnym Mieście. 4 lutego będziemy mieli spotkanie konsultacyjne w Nowym Porcie i 8 lutego we Wrzeszczu. Chcemy dotrzeć z tymi konsultacjami do jak największej liczby mieszkańców Gdańska, wszystkich, którym zależy na rewitalizacji i doceniają jej znaczenie. Dlatego też do 4 marca dostępna jest w Internecie ankieta dla wszystkich zainteresowanych (TUTAJ). Potem jeszcze Rada Miasta Gdańska musi zaakceptować wybór tych obszarów, czego wyrazem będzie stosowna uchwała, którą następnie będzie musiał jeszcze zatwierdzić wojewoda pomorski, jako akt prawa miejscowego. Potem będzie potrzebna uchwała o przystąpieniu do sporządzenia Gminnego Programu Rewitalizacji i konsultacje w każdym ze wskazanych obszarów. I na koniec - zatwierdzenie Gminnego Programu Rewitalizacji również w formie uchwały. Dopiero po wypełnieniu wszystkich obowiązków ustawowych możemy starać się o środki unijne, a po ich uzyskaniu rozpocząć konkretne działania w dzielnicach.
Będę drążył temat Biskupiej Górki, bo to jest wyjątkowo urokliwe miejsce. Załóżmy, że wszystkie te formalności są już załatwione. Co się dzieje dalej?
- Następuje przebudowa ulic Biskupiej i Zaroślak, a także remonty domów, których jest blisko sto. Głównie kamienice z przełomu XIX i XX wieku. Nie wszystko da się zrealizować na raz, zobaczymy ile będzie tych pieniędzy i ile za nie można będzie zrobić. W grę wchodzi remont kapitalny chodników i jezdni oraz wszystkiego co jest pod nimi, między innymi podłączenie sieci ciepłowniczej, bo tam tego nie ma. Mieszkania są ogrzewane gazem albo po prostu pali się w piecach. Chodzi o podłączenie tych budynków do wszystkich sieci ogólnomiejskich, co poprawi na pewno komfort życia. Będą musiały być wykonane izolacje budynków, część z nich zyska nowe elewacje. Pewnie w niejednym przypadku potrzebna będzie też stabilizacja budynku, wzmocnienie stropów. Trzeba pamiętać, że Unia Europejska nie dofinansowuje remontu mieszkań - to wszystko muszą zrobić we własnym zakresie ich właściciele. Ze środków unijnych mogą być jeszcze zrewaloryzowane podwórza, być może klatki schodowe, te przestrzenie budynków które są wspólne dla mieszkańców. Szczegółowa dokumentacja będzie dopiero sporządzona. Podkreślę jednak jeszcze raz: wszystko zależy od tego, jakie pieniądze uda się pozyskać.
Można sobie wyobrazić, że Biskupia Górka staje się z czasem gdańskim odpowiednikiem paryskiego Montmartre’u. Miejscem z dobrymi restauracjami, środowiskiem artystycznym, gdzie ciągną turyści. Tam na szczycie do końca wojny była na przykład popularna restauracja ze wspaniałym widokiem na Gdańsk. Myśli Pani, że to może być atrakcja miasta.
- Bardzo bym tego chciała. Każdy, kto kiedyś odwiedził Biskupią Górkę, wie jaki potencjał ma to miejsce. Ukształtowanie terenu, dużo terenów zielonych. To wszystko jest po prostu niesamowite. Wierzę, że w przyszłości uda się doprowadzić do takiej sytuacji, że turyści nie tylko będą ciągnąć na ul. Długą i do zabytków Głównego Miasta, ale będą chcieli też koniecznie odwiedzić Biskupią Górkę, a może również inne zrewitalizowane dzielnice.
Czytaj też: Naprawić dzielnice. Podpowiedz, gdzie i co rewitalizować