FETA 2023. Relacja z drugiego dnia festiwalu
„Piękna Zośka” to dramat oparty na faktach, przybliżający nieco zapomniane dziś przez nas wydarzenia, którymi żyła opinia publiczna pierwszej połowy ubiegłego wieku. Opowiada o zabójstwie młodopolskiej modelki Zofii Paluchowej (z domu Frontczakówny), do którego doszło 15 maja 1927 roku, w podkrakowskiej wsi Dłubnia.
Wyemancypowana chłopka, która wzbudzała zachwyt malarzy, takich jak Wojciech Kossak, Wincenty Wodzinowski czy przywoływany w spektaklu Piotr Stachiewicz, została zamordowana przez darzącego ją chorą miłością, zazdrosnego, przemocowego męża Macieja Palucha.
O przemocy bez pudru
Twórcy - reżyser Marcin Wierzchowski oraz autorzy scenariusza i dramaturdzy Justyna Bilik i Maciej Bogdański - niezwykle celnie ukazują mechanizmy działania oprawcy w przemocowym związku. Wychodząc od akt sprawy, znajdujących się w Archiwum Państwowym w Krakowie, powołali do życia wstrząsającą sceniczną fikcję, opartą na tamtych wydarzeniach, a wzbogaconą o intymny wgląd w bohaterów - zarówno Paluchów, jak i wszystkich tych, którzy zaistnieli w procesie - członków rodziny i społeczności.
Powstała wstrząsająca opowieść o przemocy mężczyzn wobec kobiet, która w sposobach działania pozostają niezmienna od wieków. Przy czym prawie każdy akt przemocy jest tu bardzo dosłowny - pojawiają się dosadne wyzwiska, klaustrofobiczne sceny, w których mąż osacza żonę, czy chwyta ją brutalnie za włosy. Przemoc podana wprost dla wielu widzów jest wyraźnie bardzo nieprzyjemna i niewygodna - jest to ze strony twórców akt odwagi, by o przemocy opowiadać językiem przemocy.
„Plac Bohaterów”. Intelektualna uczta z brawurową rolą Doroty Kolak. RECENZJA
Świetny zespół Teatru Wybrzeże
Aktorstwo jest tu na najwyższym poziomie - kilkupokoleniowy zespół Teatru Wybrzeże jest znakomicie zgrany, co widać szczególnie w fantastycznych scenach zbiorowych, ale również w duetach rozgrywanych tutaj w rozmaitych konfiguracjach. Wybija się szczególnie Piotr Biedroń, który otrzymał ogromnie trudne zadanie - przez blisko cztery godziny niezwykle sugestywnie gra kata, znęcając się nad swoją ofiarą zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
Całkiem udanie partneruje Piotrowi Biedroniowi jako żona młodziutka Karolina Kowalska, choć gra na podobnych emocjach, które prezentowała w poprzednich premierach Teatru Wybrzeże: „Placu bohaterów” czy „Kole Sprawy Bożej”. Jednak ani na chwilę nie wychodzi z roli, także trudnej, obarczonej ogromnym ciężarem emocjonalnym.
Przyjemnie lekko kontrastują z nimi Katarzyna Dałek i Maciej Konopiński, którzy bardzo ciekawie zostali obsadzeni - wcielają się w małżeństwo - siostrę Zośki, Anielę, i Klausa. Oboje zachwycają aktorsko i wokalnie, a ich spokój i dojrzałość stanowi dobrą przeciwwagę do miotanych emocjami, żyjących po sąsiedzku Paluchów.
Wyraźnie niestety nie wystarczyło realizatorom za to czasu na dopracowanie ważnych postaci kobiecych: matki i ciotki, w które wcielają się odpowiednio: Marzena Nieczuja-Urbańska i Justyna Bartoszewicz. Postać matki jest niespójna, momentami mocno tendencyjna, zaś każde pojawienie się wyemancypowanej ciotki, przedstawicielki nowego świata, choć stanowi przyjemnie ożywczy powiew, wybija akcję z rytmu.
Mniejsza rola młodego wiejskiego księdza, którym sam musi sobie radzić ze swoimi grzechami i ułomnościami, przypadła w udziale Grzegorzowi Otrębskiemu - udało mu się stworzyć pełnowymiarową i na swój sposób intrygującą postać. Świetnie obsadzony Marek Tynda jako malarz Piotr Stachiewicz bywa oczywisty, ale urzeka charyzmą i charakterystyczną dla bohemy swadą.
Wizualny majstersztyk
Znakomicie przemyślana i niezwykle plastyczna jest wieloplanowa scenografia Magdy Muchy - bardzo udanie przenosi nas m.in. do wiejskiej, wielopokoleniowej, ubogiej chaty, która odwołuje się zarówno do realiów polskiej wsi pierwszej połowy XX wieku, jak i z powodzeniem przywodzi na myśl współczesną polską wieś w swojej najgorszej odsłonie, bezlitośnie ukazywanej choćby w filmach Wojciecha Smarzowskiego.
Intymna, klaustrofobiczna przestrzeń, która na początku spektaklu częściowo pozostaje ukryta i odgrywa rolę sali sądowej, sprzyja umieszczeniu widzów w samym środku akcji. Dzięki temu zabiegowi oglądający spektakl stają się społecznością obserwującą przemoc z boku, bezradną i nie reagującą. To cenny zabieg służący refleksji.
„Piękna Zośka” cieszy z wielu powodów: jest bogata w wątki, ale w dużej mierze nie nuży, (choć druga część jest zdecydowanie słabsza). Oszczędność pod kątem metafor w przypadku tej opowieści absolutnie nie razi. Nowa premiera Teatru Wybrzeże ze swoim przesłaniem i dosadnością przemocy nie jest spektaklem przyjemnym w odbiorze, i nie trafi do każdego. Ale to niezwykle ważny spektakl i bardzo udany - jeden z najciekawszych w tym teatrze na przestrzeni ostatnich miesięcy.
ZOBACZ ZDJĘCIA Z PRÓBY MEDIALNEJ