Iwan Wyrypajew powraca do Teatru Wybrzeże po przerwie - przed laty na scenie Malarnia z jego tekstem „Tlen” zmierzyła się Agnieszka Olsten, później hip-hopowy dramat zrealizował w Teatrze Muzycznym w Gdyni reżyser Rudolf Zioło. Z bardzo dobrym odbiorem krytyków spotkała się filmowa wersja „Tlenu” - musical z 2009 roku w reżyserii Wyrypajewa.
Najnowszy tekst tego twórcy przenosi widzów do Nowego Jorku. Tu przyjeżdża polski dziennikarz Krzysztof Zieliński - w tej roli Robert Ciszewski - aby przeprowadzić wywiad ze światowej sławy pisarką Ullą Richte, w którą na Scenie Kameralnej brawurowo wciela się Dorota Kolak. Pretekstem do rozmowy jest jej nowa książka poświęcona Polsce - Ulla ma bowiem polskie korzenie, choć skrzętnie to ukrywa, umiejętnie i drobiazgowo tworząc alter ego sławnej amerykańską pisarki niemieckiego pochodzenia.
Szybko okazuje się, że każdemu z bohaterów, także tym drugoplanowym, to spotkanie służy załatwianiu własnych interesów. Rozpoczyna się próba sił - córka pisarki oraz jej agent, w których wcielają się zaskakująco transparentni Katarzyna Dałek i Michał Jaros - próbują nadawać ton rozmowie, którą przeprowadza dziennikarz, przedstawiając listę zakazanych pytań oraz cel wywiadu. Jest nim pogodzenie pisarki z wpływową nowojorską diasporą żydowską, która z powodu przedostatniej książki Ulli, zatytułowanej „Krew”, oskarżyła autorkę o antysemityzm i skłoniła Komitet Noblowski do wykreślenia jej z listy nominowanych do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Córka i agent uciszać starają się także nadmiernie w ich mniemaniu otwierającą się Ullę, która wywiad traktuje jako rodzaj spowiedzi. Sprawia wrażenie osoby, która bardzo długo czekała na bycie wysłuchaną. Ale, czy to, co mówi jest prawdą? I czy Ulla na pewno czeka na rozgrzeszenie?
Pisarka podczas przeprowadzanego wywiadu obficie czerpie ze swojego rzemiosła, przeinaczając fakty, wyolbrzymiając prawdziwe wydarzenia, rzeczywiste wspomnienia przeplata z fikcją. Kiedy stojący u progu kariery młody dziennikarz, zdeterminowany, by zrealizować wywiad życia, zadaje jej wszystkie zakazane pytania, także te najbardziej intymne, rodzinne, dotyczące niewygodnej przeszłości, pisarka ochoczo na nie odpowiada, z perwersyjną niemal przyjemnością. „Niepokój” to bowiem opowieść o prowadzonej między ludźmi, których łączą różne relacje, grze psychologicznej - tyle że bez pogłębienia psychologicznego.
Niestety, w sztuce Wyrypajewa brakuje emocji i bogatych portretów bohaterów. Córka Ulli, jej agent, młody dziennikarz, i fotograf - w tej roli pomimo epizodycznych wystąpień bardzo charakterystycznie zaznacza swoją obecność Janek Napieralski, wyrastający powoli na jedną z najjaśniejszych młodych gwiazd zespołu Teatru Wybrzeże - wszyscy oni mają do zagrania skromne rólki, oparte na prostej grze aktorskiej i krótkich, nieliterackich, ani nieteatralnych kwestiach. Jest to na pewno zabieg świadomy, o tyle, by wyeksponować postać fikcyjnej słynnej amerykańskiej pisarki, której ta historia dotyczy. Ale nie sprawdza się na scenie - na tle celowo dominującej Doroty Kolak reszta zespołu jest nie tyle bezbarwna, co zupełnie zbędna. To w dużej mierze wina tekstu, który nie proponuje im ciekawych kwestii, i ma bardzo prostą konstrukcję - jest tak naprawdę zapisem spotkania dziennikarza i artysty, pozbawionym metafor zapleczem powstawania wywiadów z pierwszych stron gazet.
Odbioru niezwykle prostych treści nie uatrakcyjnia inscenizacja. To dzieło ascetyczne formalnie, z oszczędną scenografią stale współpracującego z Grzegorzem Wiśniewskim Mirka Kaczmarka, ograniczającą się do drewnianego niewysokiego podestu zajmującego niemal całą scenę i aparatów fotograficznych oraz lamp przymocowanych do sufitu na statywach. Muzyka, za którą odpowiada Filip Kaniecki - tworzący muzyczne ilustracje do wielu spektakli Marcina Libera - także stanowi niemal niezauważalne tło.
Cały ten spektakl jest jedną wielką nieobecnością, pustką i reżyserskim wycofaniem. Grzegorz Wiśniewski przygotował inscenizację nieporywającą - skromną, bezpieczną i milczącą. Być może to milczenie znamienne. Może skrucha? Cokolwiek temu ważnemu, choć niewolnemu od kontrowersji w ostatnim czasie reżyserowi, przyświecało, nie wybrzmiewa. Zgodnie z zapowiedziami, sztuka Wyrypajewa miała być z jednej strony opowieścią o potrzebie tworzenia mitu na swój temat. Ale co ważniejsze - dyskusją o problemach moralnych i etycznych artystów, którzy wybierają drogę kłamstw i manipulacji, by osiągnąć sukces.
Ostatecznie jednak wszelkie te dylematy ledwie pobrzmiewają w tle, jak jeden z elementów nierzucającej się w oczy scenografii. Co pozostaje? Dorota Kolak w jednej z ról życia.