Więcej wspomnień o zmarłych w ostatnich latach gdańszczanach i osobach związanych z Gdańskiem znajdziesz na specjalnie dedykowanej stronie gdansk.pl/odeszli.
Tomek umarł w Warszawie, ale pochowany będzie w ukochanym Gdańsku. O miejscu i terminie poinformują Jego bliscy.
Jak opisać Tomka? Był na pewno kimś, kto zapadał w pamięć, nawet po jednym spotkaniu. Ta twarz w swoich rysach miała coś wspólnego z Samuelem Beckettem. Głęboki, basujący głos i wypowiedzi… Tomek nigdy nie mówił bzdur, nigdy nie wypowiadał się bez namysłu. Zawsze był przyjazny, pełen szacunku dla innych. Poznałem go chyba w 1987 roku, w Rudym Kocie, podczas występu formacji TOTART, z członkami której Tomek był towarzysko związany. Powiedział ze sceny jakiś obrazoburczy, anarchizujący wierszyk. Był wtedy studentem polonistyki, absolwentem V LO w Gdańsku. W maju 1988 roku uczestniczyliśmy w strajku studenckim na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Gdańskiego.
Widywaliśmy się potem przypadkowo, ale dość często, ponieważ okazało się, że mieszkamy niemal po sąsiedzku, na gdańskim Chełmie.
W 1999 roku Tomek został dziennikarzem działu kultury w Dzienniku Bałtyckim. Muzyka, film i literatura - to był ocean, w którym najchętniej pływał. Robił to umiejętnie, ze znawstwem. Przez dwie dekady, jako stały bywalec imprez muzycznych i literackich, festiwali filmowych, był dla czytelników DB przewodnikiem po świecie kultury. Koledzy z redakcji pamiętają, że jego biurko było zawalone nieprawdopodobnymi ilościami książek, płyt CD.
Może Tomek żyłby dłużej, gdyby mniej palił. Tak też można było go zapamiętać - z papierosem.
Można go było spotkać w najdziwniejszych miejscach, gdy siedział, czytając książkę. Takim go widywałem od czasu do czasu w jednym z centrów handlowych. Ostatnio chyba trzy tygodnie temu.
- Cześć Tomek.
- Cześć.
Spojrzał znad tych swoich okularów, wyrwany z odległego świata literatury. Chyba coraz mniej chętnie stamtąd wracał do rzeczywistości. Podaliśmy sobie ręce. Nie wiem dlaczego, ale dobrze zapamiętałem ten uścisk Jego dłoni.
Wiele razy Tomek mówił mi o swoim synu, Cyrylu. Był z niego bardzo dumny. Każdy wyjazd do syna, do Warszawy, był dla niego świętem. Teraz Cyryl napisał na Fb Tomka bardzo osobisty i prawdziwy list, który trudno czytać bez wzruszenia.
Kochane, Kochani
Ze smutkiem informuję, że Tomek zmarł w Warszawie w piątek 17 grudnia rano. Spał i był spokojny, gdy wydał z siebie ostatnie tchnienie, które odebrała mu choroba płuc. Był w bliskim otoczeniu osób, na których mu zależało i którym zależało na nim. Nie chciałbym, by mówiono lub pisano, że "przegrał z chorobą". To nie jest i nie była równa walka, w której można wyróżniać zwycięzców i przegranych.
Pozostawia po sobie mnóstwo wspomnień, których także jesteście bohaterkami i bohaterami. Zostawia za sobą także kawał dumnej historii Gdańska – miasta, która kochał i które dumnie reprezentował. Miasta, które doceniało jego zasługi w promocji wartościowej muzyki i kultury jako takiej.
Jak na introwertyka (lub w obecnej klasyfikacji być może ambiwertyka) i ekscentryka (to słowo, dzięki niemu, nie ma dla mnie żadnych pejoratywnych konotacji), miał bardzo szeroki krąg znajomych i przyjaciół, których jednoczył swoją, jedyną w swoim rodzaju, osobowością. Był skarbnicą wiedzy i człowiekiem niezwykle emocjonalnym z godnym podziwu kompasem moralnym. Lubował się w czarnym humorze, ale to czułość, która dawała mu niezwykły ogląd rzeczywistości oraz dzieł kultury, stanowiła o jego wyjątkowości – zarówno prywatnie, jak i zawodowo, bo jego teksty o muzyce i filmie publikowane przez dwie dekady na łamach Dziennika Bałtyckiego były esencją aury Trójmiasta i pomagały ją zrozumieć.
Dla mnie był ojcem, przyjacielem (bo nasza relacja była daleka od statystycznej) oraz najbardziej inspirującą z postaci. Nakreślił mnóstwo moich własnych życiowych wektorów, za co jestem mu zwyczajnie wdzięczny i będę zawsze. Z dumą mogę nazywać się jego synem.
Mimo że zmarł w Warszawie, spocznie oczywiście w Gdańsku. O dacie i dokładnej lokalizacji pogrzebu będę informował także za pośrednictwem tego profilu – ze względu na obecne warunki najpewniej odbędzie się on dopiero za kilkanaście dni.
Na załączonym zdjęciu autorstwa Magdaleny Rosman zrobionym w połowie sierpnia tego roku, oddaje się swoim ulubionym aktywnościom – słuchaniu i obserwowaniu. Zapewne wielokrotnie widzieliście go właśnie w takiej sytuacji i takim warto go zapamiętać.
Ból i smutek są naturalne w obliczu chwil, których wspólnie już nie spędzimy, ale to celebracja wszystkich wspaniałych momentów, które razem przeżyliśmy daje ukojenie. Mam nadzieję, że odbierzecie to podobnie.