Jerzy Porębski z wykształcenia był doktorem oceanografii biologicznej. Całe życie zawodowe związał z rybactwem dalekomorskim, zaczynając w 1965 roku swoje rejsy na statku badawczym rybołówstwa „Profesor Siedlecki”. Następnie pracował na statkach rybackich i wiele czasu spędzał na dalekich łowiskach Afryki Zachodniej, obu Ameryk oraz Antarktyki. Znaczna część jego piosenek morskich dotyczyła właśnie tematyki rybackiej i życia na statkach rybackich.
Był poetą, kompozytorem, królem polskiej szanty, niezrównanym wykonawcą swoich utworów. Przygodę z piosenką zaczynał od gry ulicznej w miejscowościach położonych nad jeziorami. Na trzecim roku studiów zdobył uprawnienia żeglarskie i na dobre wsiąkł w piosenkę morską. W 1982 roku wraz z Markiem Szurawskim, Januszem Sikorskim i Ryszardem Muzajem założył zespół „Stare dzwony”, z którym koncertował przez wiele lat w kraju oraz zagranicą. Występował również samodzielnie.
Piosenki Jerzego Porębskiego były niezwykle popularne, a on sam stał się prawdziwą legendą tego gatunku muzyki. Najpopularniejszą swoją piosenkę, utwór „Gdzie ta keja?”, napisał na początku lat 70. z inspiracji, która - jak wspominał w rozmowie z serwisem zeglarski.info - przyszła do niego w barze, pod koniec przerwy obiadowej, przy kawie zbożowej:
Popijając tę kawę pomyślałem sobie z żalem, że ja tu teraz siedzę w barze, na lądzie, a moi koledzy żeglarze pływają po morzach i oceanach świata. I to był początek. Zacząłem na serwetce zapisywać słowa, które układały mi się w głowie. Wróciłem do biura i zamiast patrzeć w mikroskop dopisałem pozostałe zwrotki. Wieczorem w domu wziąłem do ręki gitarę i dorobiłem do tych słów melodię. Grałem przez kolejne godziny, nie mogąc uwolnić się od słów i tej melodii. Byłem pewny, że właśnie napisałem hit.
I tak rzeczywiście się stało.
W Gdańsku występował wielokrotnie. Przez wiele lat był przewodniczącym jury festiwalu piosenki morskiej „Szanty pod Żurawiem”, organizowanego przez Fundację Gdańską.
Tak wspomina go Michał Juszczakiewicz, twórca i założyciel festiwalu:
Odszedł na wieczną wachtę nasz kochany Jerzy Porębski. Kochany przez wszystkich, przez wszystkich darzony wielkim szacunkiem. Mieliśmy ten zaszczyt i szczęście, że wielokrotnie zapraszaliśmy Jurka wraz z jego muzą, małżonką Helenką, do Gdańska na „Szanty pod Żurawiem”. Znając jego miłość do jazzu, specjalnie dla niego stworzyliśmy cykl koncertów „Szanty i jazz”, w trakcie których Jurek występował wraz ze swoim przyjacielem z czasów studiów, świetnym jazzowym saksofonistą Przemkiem Dyakowskim.
Robiliśmy to specjalnie dla Jurka, a on odwdzięczał się nam niezrównaną atmosferą tych koncertów. Dopraszaliśmy dla Jurka zespoły grające jazz tradycyjny: Ramę 111, Old Metropolitan Band, Big Band Jerzego Detki. Były to prawdziwe uczty muzyczne, gdy w jazzowym jam session szanty przeplatały się twórczo z jazzem tradycyjnym. Tego nie można zapomnieć i przyznam, że już wtedy myślałem z trwogą, co będzie jeśli Jurka zabraknie, bez niego nie wyobrażałem sobie i dzisiaj tym bardziej nie wyobrażam sobie kontynuacji tych koncertów. Jurek był po prostu niepowtarzalny.
Dzisiaj łączymy się wszyscy w smutku i bólu z najbliższymi Jurka. To bardzo trudna chwila. Rozmawiałem z nim przez telefon jeszcze niecały miesiąc temu, kiedy wraz z Helenką wrócił z turnusu rehabilitacyjnego. Był wówczas nadal pełen werwy i energii. Helenka jak zwykle ucięła sobie ze mną dłuższą pogawędkę, i jak zwykle lapidarny Jurek zawołał do niej z drugiego pokoju: Helenko do brzegu!!! Do brzegu!!! Dzisiaj Jurek dobił do brzegu. My też się tam kiedyś wybierzemy i spotkamy go ponownie, otoczonego tłumem wielbicieli, grającego swoje przepiękne szantowe utwory. Dziękujemy Ci Jurku za wszystko. Niech Pan świeci nad Twoją dobrą duszą.
Jerzy Porębski miał 82 lata.