Historia nie odchodzi, ona toczy się obok nas. Mamy 2016 rok, ale w Trójmieście wciąż są osoby, które żyją tym, co zdarzyło się na Westerplatte między 1 a 7 września 1939 roku. Kto był prawdziwym bohaterem, a kto tylko na bohatera został wykreowany? Przypomina to mocno marzenia polityków PiS o rewizji historii Sierpnia. Wałęsa - rzekomy cwaniak, zdrajca i tajny współpracownik SB - kontra kryształowa Anna Walentynowicz i równie wspaniały Lech Kaczyński.
Okazuje się, że dokonane 77 lat temu wybory majora Sucharskiego wciąż mają wpływ na współczesną politykę, finanse, stanowiska wielu wpływowych osób. W węższej perspektywie chodzi o przyszłość Muzeum II Wojny Światowej oraz Muzeum Westerplatte i Wojny 1939. W szerszej - o sposób, w jaki o procesach społecznych i historycznych będą myśleć polskie dzieci...
Fakty i brednie
Aby zrozumieć, czego dokładnie dotyczy spór, musimy z konieczności cofnąć się do roku 1939. Nad ranem 1 września 1939 niemiecki pancernik Schleswig Holstein oddał pierwsze strzały w kierunku Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, de facto rozpoczynając II Wojnę Światową. Składnicą i grupą około 210 żołnierzy dowodził major Henryk Sucharski, człowiek odznaczony wcześniej Virtuti Militari za walkę z Sowietami w 1920 roku. Westerplatte miało się bronić około 12 godzin - tak relacjonowali uczestnicy tamtych działań. Broniło się o wiele dłużej. 2 września Niemcy zaczęli naloty bombowcami nurkującymi: w wyniku bombardowań zerwana została łączność między stanowiskami, zniszczona wartownia numer 5, zginęło co najmniej 7 polskich żołnierzy.
Spór między historykami toczy się o to, co było dalej. Większość badaczy twierdzi, że 2 września po nalocie major Sucharski zaczął przygotowywać się do kapitulacji. Miało o tym świadczyć spalenie ksiąg szyfrowych - to znak, że załoga chce się poddać. Ale kapitulacja nigdy nie nastąpiła. Sucharski, jak wierzą historycy, działał ze szlachetnych pobudek: chciał oszczędzić załogę, bo wiedział, że Westerplatte nie otrzyma żadnej pomocy i nikt nie przyjdzie z odsieczą. Major rozumiał beznadzieję sytuacji. Za dalszą walką opowiadał się jego zastępca, kapitan Franciszek Dąbrowski. Westerplatte trwało do ranka 7 września: to było czekanie w niepewności, pod nasilającym się ostrzałem nękającym i przy coraz gorszej kondycji rannych. Niemcy szykowali się do nowego szturmu: wprowadzili specjalne oddziały pionierów (saperów pola walki) plus miotacze ognia. Ostrzał artylerii, w tym morskiej, trwał. W końcu - po kolejnych stratach w ludziach i zniszczeniu wartowni nr 2 - placówka się poddała: wywieszono białą flagę. Sucharski nie robił już kolejnych narad wojennych, tylko dał rozkaz o kapitulacji. Nawet dla największych zwolenników walki wśród jego ludzi było jasne, że Westerplatte musi upaść.
To jedna interpretacja. Ale jest jeszcze inna, alternatywna wersja historii, przedstawiona przez gdańskiego inżyniera, Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego, w jego książce “Westerplatte 1939. Prawdziwa historia” (2009) oraz komiksie jego współautorstwa “Westerplatte. Załoga śmierci” (2012). Wójtowicz-Podhorski twierdzi, że nieprawdą jest, jakoby Sucharski działał ze szlachetnych pobudek. Jego zdaniem Sucharski to tchórz i zdrajca, epileptyk i histeryk, ba, homoseksualista chory na kiłę. Autor twierdzi, powołując się na “relacje EH, DK, PR” (nie wiadomo, o kogo chodzi), że “nie było tajemnicą, że Sucharski był chory na kiłę” oraz, że miał słabość do swojego ordynansa. Żaden z niego bohater, raczej człowiek działający z najniższych pobudek, martwiący się nie o kraj, ale o swoje oszczędności. Narażając życie żołnierzy, chciał jak najszybciej poddać Składnicę. Dlaczego? Być może, sugeruje Wójtowicz, major Sucharski wykonywał zadania powierzone mu przez obcą agenturę. A więc agent nazistów? Wójtowicz-Podhorski nie rozstrzyga, jedynie insynuuje. “Zadaje pytania”.
- Robienie z Sucharskiego człowieka, który był niepoczytalny i nie miał pojęcia, jak dowodzić, a taka jest niestety teza pana Wójtowicza, to wielkie zakłamanie - mówi Andrzej Drzycimski, autor kilku książek o Westerplatte. - To nie jest rzetelna praca. Nie prowadzona była żadna weryfikacja materiału zebranego przez autora. Materiały nie poddane zostały analizie. Opieranie się li tylko na wspomnieniach i relacjach ludzi prowadzi do wielu kontrowersji, bo pamięć ludzka jest wybiórcza i konfabuluje. Poza tym próba przeciwstawiania Sucharskiego i Dąbrowskiego jest fałszywa. To byli oficerowie, którzy się rozumieli. Pan Podhorski nie rozumie, że wojskowa hierarchia była wówczas jednoznaczna: dowódcą i komendantem był Sucharski, a jego zastępcą był Dąbrowski. Sucharski odpowiadał za sprawy strategiczne, a Dąbrowski za siły bojowe. Obaj niosą w sobie wielkość. Nie można ich sobie przeciwstawiać! Należy ich widzieć razem i mieć dla obu wielki szacunek.
- Książkę Wójtowicza-Podhorskiego czyta się jak fikcję literacką - przekonuje Wojciech Minczykow, rekonstruktor historyczny i emerytowany żołnierz. - Ja też byłem dowódcą plutonu i wiem, co to znaczy odpowiedzialność za ludzkie życie. Po co tak psioczyć na Sucharskiego i pluć na jego pamięć? Sucharski był świetnym dowódcą: dbał o życie ludzi powierzonych mu przez rodziny i ojczyznę.
- Są ludzie, którzy wierzą, że Dan Brown w swoich powieściach sensacyjnych pisze prawdę o świecie. Teorie Wójtowicza-Podhorskiego są na poziomie Dana Browna. Trzeba mieć świadomość, że nie są poparte rzetelnymi badaniami, ani wiedzą naukową - mówi nam anonimowo historyk zajmujący się II wojną światową. - To paszkwil.
Romuald Karaś, autor piszący aktualnie biografię majora Sucharskiego: - Książka Wójtowicza to pomieszanie faktów i bredni. To książka pełna obłędu, chora, podła. Wójtowicz twierdzi, że Sucharski powinien był zostać rozstrzelany za kapitulację Westerplatte, znalazł nawet odpowiedni paragraf kodeksu karnego Wojska Polskiego! A przecież dzięki Sucharskiemu dzieci i wnuki westerplatczyków mogą się dziś spotykać, bo on ocalił życie ich dziadków.
Minister Gliński nie recenzuje książek
Nie chodzi jedynie o fałsz pracy “naukowej”, o jedną czy drugą publikację Wójtowicza. Chodzi o to, jak będziemy uczyć historii młodzież i jak traktować naszych bohaterów. Mariusz Wójtowicz-Podhorski został bowiem mianowany przez ministra kultury w rządznie PiS profesora Piotra Glińskiego - przy poparciu wiceministra Jarosława Sellina - dyrektorem Muzeum Westerplatte i Wojny 1939. Muzeum, powołane w grudniu 2015 roku, ma w planach “prowadzić akcje edukacyjne i plenerowe dla młodzieży szkolnej i studentów oraz prowadzić prace nad nową wystawą plenerową i wystawami czasowymi”. Czy człowiek, który uważa, że Sucharski był tchórzem, zdrajcą i agentem, powinien był objąć tak ważne stanowisko? Jakiego nauczania historii możemy się spodziewać w jego wykonaniu?
Andrzej Drzycimski: - To może być kompromitacja naukowa! Jeśli tak kontrowersyjna osoba staje na czele tego projektu, to tylko pogłębi kontrowersje. Ta instytucja wymaga stabilności, rozwagi, spokoju. Jeśli wyprzemy się Sucharskiego z naszej historiografii, to zrobimy sobie sami wielką krzywdę. Wiele szkół w Polsce będzie musiało zmienić swoje nazwy. W tym przedsięwzięciu powinny brać udział osoby, które mają dorobek naukowy, potrafią utrzymać naukowy poziom. Dzieje Westerplatte wymagają szerokich badań archiwalnych: niemieckich, szwajcarskich. Kto je przeprowadzi? Wójtowicz-Podhorski?
Romulad Karaś: - Czy scenariusz ekspozycji powstanie na podstawie konfabulacji tego pana?! Napisałem list protestacyjny do ministra kultury! To hańba!
- Nie rozumiem działań rządu PiS, który tyle mówi o polityce historycznej, o dbaniu o polską przeszłość, a jednocześnie współpracuje z kimś takim - mówi anonimowo historyk II wojny światowej - W PRL komunistyczni politycy i historycy niszczyli pamięć o żołnierzach AK, oczerniając ich, wymyślając kłamstwa na ich temat, nazywając zdrajcami. Teraz obserwujemy działanie w podobnym duchu.
Pierwszym dyrektorem Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 był Piotr Semków, profesor Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Po paru miesiącach zrezygnował ze stanowiska. Wójtowicz był wtedy jego zastępcą. Teraz Wojtowicz awansował na dyrektora. Czy doszło między nimi do konfliktu? Semków nie chce nam nic mówić.
Co na to Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego? - Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie recenzuje książek - odpowiedziało nam ministerstwo przez rzecznika. - Za treść wskazanej publikacji odpowiada jej autor i wydawca. Pan Wójtowicz, jako dyrektor Muzeum, jest zobowiązany realizować zapisy jego statutu i przepisy powszechnie obowiązującego prawa i z tego będzie rozliczany przez Ministra.
Dyrektor zaczepia wycieczki
Westerplatte latem jest urokliwe: przy Wartowni numer 1 stoi kuchnia polowa, prowadzona przez pasjonatów historii wojskowości, (zależnie od dnia to albo kuchnia polska z 1937 roku na drewnianych kołach, albo niemiecka z 1942 roku). Wokół mnóstwo turystów z Polski, Włoch, Hiszpanii, jest nawet rodzina z Indii, pytająca, gdzie zaczęła się wojna. Grochówka i chleb oficerski w kuchni polowej są robione według starej receptury z lat 30., choć wiadomo, że mąka czy drożdże są dziś przygotowywane inaczej. Przy kuchni Joanna Minczykow z synem Józefem, uczniem podstawówki. Gotują społecznie, bo cały dochód idzie na zakup militariów z lat 30. (mąż pani Joanny, Wojciech Minczykow, ma emeryturę wojskową).
Do Wartowni nr 1 chodzą tłumy: wewnątrz na ścianach biografie Sucharskiego i Dąbrowskiego, historia Wojskowej Składnicy Tranzytowej; zastawa stołowa z kasyna oficerskiego, mundury. W gablocie miniatura pancernika Schleswig Holstein, a obok malutka miniaturka działa artyleryjskiego, którym westerplatczycy mieli się bronić przed ostrzałem z morza i bombowcami niemieckimi. - Niemcy mieli bomby 320-kilowe, a westerplatczycy 8-kilowe - mówi pan Zdzisław, od kilku lat strażnik w wartowni numer 1; wcześniej żołnierz polskiego lotnictwa. - Przewaga wroga była miażdżąca.
Atmosfera jest sielska. Zapach grochówki unosi się w powietrzu. Ale nie zawsze tak jest. Słyszymy od świadków opowieści o tym, jak ludzie przygotowujący nowe muzeum, czyli współpracownicy Wójtowicza-Podhorskiego, mają podobno wdawać się w dyskusje i spory z pracownikami wartowni, rekonstruktorami czy przewodnikami PTTK oprowadzającymi tu wycieczki. (Ludzie Wójtowicza mają chodzić po tym terenie w charakterystycznych czerwonych koszulkach, czy czerwonych dresach, z napisem “Muzeum Westerplatte” i polskim orłem).
Pan Zdzisław, wartownik ubrany w mundur polowy czwartego pułku legionów kieleckich, opowiada nam, jak Wójtowicz-Podhorski miał kilka lat temu przyjść do wartowni i mówić, że Sucharski i niektórzy inni westerplatczycy to “pijacy i zdrajcy, bo skapitulowali, a przecież powinni byli walczyć do końca”. - Powiedziałem mu, że wezmę go za ucho i wyprowadzę stąd - wspomina pan Zdzisław (nie chce podać nazwiska).
Nasi rozmówcy wspominają też, że kłócili się z ludźmi w czerwonych koszulkach (jednego z nich określają mianem archeologa, bo zapowiada tu wykopaliska) o rządy PiS, a kiedy wyrazili swoje wątpliwości, co do “dobrej zmiany”, usłyszeli groźby: - Niedługo was tu nie będzie, stracicie pracę! Uważajcie!
Spacerując po Westerplatte spotykamy przewodniczkę PTTK, Dorotę Stachurę, która opowiada nam o niedawnym spotkaniu z Mariuszem Wójtowiczem-Podhorskim:
- Jakiś miesiąc temu chodziłam z wycieczką szkolną po Westerplatte. Chodził za nami jakiś mężczyzna, który kwestionował moje słowa i dopowiadał coś młodzieży. Nauczycielki zwróciły mu uwagę, że grupa ma już przewodnika. Nie reagował, dalej krytykował moją wiedzę. Podeszłam do niego i zapytałam, dlaczego to robi. Zrobił mi egzamin: kto był tu pierwszą ofiarą, o której padł pierwszy wystrzał. Powiedziałam mu, że opieram się na znakomitych książkach Andrzeja Drzycimskiego. Wtedy powiedział, że książki Drzycimskiego nie są merytoryczne i że Drzycimski nie zadał sobie nawet trudu konsultacji z nim, a przecież powinien był! Zapytałam kim jest. Dał mi wizytówkę i powiedział, że jest nowym dyrektorem Muzeum Westerplatte. Na wizytówce - dwustronnej - nazwisko Wójtowicz-Podhorski. Z jednej strony informacja o Muzeum Westerplatte, z drugiej: Wójtowicz-Podhorski, inżynier krajobrazu; “rewitalizacja fortyfikacji nowożytnych i rekonstrukcja polskich zabytków fortyfikacyjnych z okresu II RP”.
Tego samego dnia na Westerplatte spotkaliśmy także daleką rodzinę majora Sucharskiego. Szukali prochów majora (są one złożone na Westerplatte). Była to córka siostrzeńca majora Sucharskiego Anita Misiaszek i jej krewni. Misiaszek mieszkała przez wiele lat w Gręboszowie, gdzie urodził się Henryk Sucharski, ale przeprowadziła się trzy lata temu do Chicago w USA. - Nie może być tak, że ktoś pisze historię na nowo, wyssaną z palca, bo przecież trzeba się opierać na dokumentach i relacjach świadków - powiedziała nam Misiaszek. - Tylko dlatego, że ci ludzie umarli, to nie znaczy, że ktoś ma prawo pisać ich historię od nowa, według swojego widzimisię...
Były żołnierz i operator kuchni polowej Wojciech Minczykow zauważa plusy i minusy Wójtowicza-Podhorskiego: - On zrobił dla tego miejsca wiele dobrego. Nie ukrywajmy: Westerplatte niszczało, budynki się zapadały, podlegały erozji. Wójtowicz-Podhorski i jego ludzie z grupy rekonstruktorów historycznych odkopali fort, odkryli magazyn amunicyjny, świetnie opracowali dokumentację. To wszystko ich zasługa: zrobili dobrą robotę! Ale przy okazji Wójtowicz-Podhorski się pogubił, zaczął pluć na Sucharskiego. Po co?! Jeśli ma tu być nowe muzeum, to jego dyrektor powinien ludzi jednać, znaleźć złoty środek, a nie mówić, że jest zewsząd otoczony wrogami i musi się przed nimi bronić.
Doktor Janusz Marszalec, wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej, które już 6 sierpnia ma zostać połączone z Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 w jedną, wspólną placówkę: - Pan Wójtowicz nie jest związany ze środowiskiem muzealnym i historycznym, więc znam go wyłącznie jako osobę od lat poświęcającą wiele uwagi majorowi Sucharskiemu. Polemizowaliśmy publicznie na ten temat. Nie podzielam jego radykalnych poglądów, uderzających w dowódcę Westerplatte. Znam też pasje rekonstruktorskie pana Wójtowicza i uważam, że nie można budować tylko na tym fundamencie, usuwając przy tym symbol Sucharskiego. Jestem ciekaw innych pomysłów dyrektora. Tworzenie muzeum na terenie jednego z największych symboli II wojny światowej to duża odpowiedzialność. Na efekt czeka całe historyczne środowisko Polski i tysiące turystów. Trzymam kciuki za sukces.
Depesza - widmo
Od ludzi, którzy na Westerplatte pracują, słyszę, że nie wiedzą jaka będzie przyszłość tego miejsca. Na pewno lada dzień Wojciech Minczykow uruchomi tu kino na wolnym powietrzu z filmami wojennymi. W sierpniu planowany jest zlot rekonstruktorów. Co dalej? Podobno nowe władze Muzeum Westerplatte mają tu zacząć prace archeologiczne, szukać w ziemi pozostałości po wojnie. Czy będzie tu strzelnica? Już kiedyś była, ale straszyła ptaki.
- A gdyby zaczęto tu znów strzelać, kto tego będzie pilnował? - zastanawia się Joanna Minczykow, krojąc oficerski chleb i kiełbasę. - Już stoi tu kawałek płotka z drutem kolczastym, dzieci do tego biegną, mogą się kaleczyć. To miejsce trzeba rozbudować, ale z głową!
Andrej Drzycimski mówi, że na pewno konieczna jest budowa większego i lepszego niż obecne Muzeum Westerplatte: - Niech to będzie muzeum, czy miejsce pamięci, czy pole bitwy, cokolwiek, bo na razie nie mamy niczego dużego poza pomnikiem. Sprawy są daleko w polu! To musi być upamiętnione! Utraciliśmy symbol Solidarności - stocznię - i przejął to Mur Berliński. Nie możemy więc utracić Westerplatte! To jest w naszym gdańskim i polskim interesie. Musimy pokazać następnym pokoleniom, że na takim wąskim skrawku ziemi broniło się przez siedem dni 210 polskich żołnierzy, takich ówczesnych marines.
Ale moi rozmówcy zastanawiają się, dlaczego akurat Wójtowicz miałby uczyć tu historii? Zbigniew Okuniewski, zajmujący się archeologią militarną, z fundacji Invenire Salvum: - To człowiek, któremu tylko się wydaje, że jest historykiem; człowiek, który zbudował swój image i rozgłos na opluciu Sucharskiego, bo sam chciał zabłysnąć! On powołuje się na dokumenty i relacje, których nikt nigdy nie widział! On je rzekomo ma, ale nie może nam pokazać! Jeśli ma trochę honoru, to albo niech je wreszcie ujawni, albo niech się wycofa ze swoich “rewelacji”.
Pierwszy z brzegu przykład: w swojej książce Wójtowicz-Podhorski powołuje się na radiodepeszę wysłaną rzekomo 2 września z pokładu pancernika Schleswig Holstein do dowódcy niemieckiej Grupy Wschód oraz dowódcy Flottenchef (tytuł określający dowódcę sił morskich). Radiodepesza informuje, że załoga pancernika zaobserwowała 2 września białą flagę nad Westerplatte. Czyżby więc Sucharski - agent niemiecki i tchórz według Wójtowicza- poddał się już drugiego dnia?
Jednak historyk dr Jan Szkudliński z Muzeum II Wojny Światowej twierdzi w swoich tekstach, opublikowanych na łamach “Przeglądu Historyczno-Wojskowego”, że to fałszywka: po pierwsze - nie ma na tej depeszy niemieckiej czcionki; po drugie - depesza nie ma zwyczajowego numeru porządkowego; po trzecie wreszcie - po co załoga miałaby wysyłać depeszę do szefa floty, skoro okręty walczące przeciwko Polsce wyłączono we wrześniu 1939 spod jurysdykcji Flottenchefa? Jan Szkudliński był nawet w niemieckich archiwach wojskowych Bundesarchiv - Militararchiv we Freiburgu w poszukiwaniu tej rzekomej depeszy z pancernika. Nie znalazł jej.
Historycy, z którymi rozmawiałem, mówią, że krytyka postaci historycznych, nawet Sucharskiego, jest dopuszczalna. Bardzo często podwładni mają bardzo krytyczne zdanie o innych uczestnikach wydarzeń, bitew, starć. Pojawiają się wzajemne oskarżenia, różne interpretacje. Pamięć zawodzi. Wszystko trzeba więc bardzo rzetelnie badać, ostrożnie czytać relacje, rozumieć autentyki i fałszywki, znać języki obce, w tym niemiecki i rosyjski. Krytyka - tak; ale nie ma zgody na lżenie, paszkwile. No i muszą być podstawy.
Czy skończył Pan studia historyczne?
Wysłaliśmy na adres mailowy Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 cztery pytania do pana dyrektora Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego:
1. Jakie są plany Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 na najbliższe miesiące, lata? Co chcecie zrobić z terenem Westerplatte, co odbudować, co sprowadzić (zabytkowe militaria?); czy chcecie wprowadzić bilety? Strzelnica? Okopy?
2. Czy jest Pan w stanie zweryfikować swoje insynuacje na temat rzekomego tchórzostwa i działalności agenturalnej majora Sucharskiego? Czy Pana uprzedzenia wobec majora Sucharskiego nie będą przeszkadzały w prowadzeniu rzetelnej działalności edukacyjnej na Westerplatte?
3. Czy skończył Pan studia historyczne, czy ma tytuł magistra historii?
4. Dlaczego, jak twierdzą świadkowie, zaczepiał Pan na Westerplatte przewodniczkę PTTK i korygował to, co mówiła młodzieży?
Nie uzyskaliśmy do tej pory odpowiedzi. Czekamy! Wójtowicz dał jedynie krótką wypowiedź dla "Naszego Dziennika", zapowiadając kilkuletnie prace poszukiwawczo-archeologiczne na Westerplatte, które mają ruszyć już w sierpniu.
Strona internetowa Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 jest w budowie. Strona facebookowa Muzeum Westerplatte, jak nas poinformowano, należy nie do Muzeum, ale do SRHWST (Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej).
Jedyne, co mamy od Wójtowicza-Podhorskiego, to wizytówka, którą wręczył przewodniczce PTTK, pani Dorocie Stachurze, gdy nagabywał ją i zarzucał, że nie zna ona prawdy o Westerplatte.
Prawdę - jak mówił - zna on.
Czytaj także: Spór o Muzeum II Wojny Światowej. Bitwa na argumenty wygrana.