Gdansk.pl: Grzegorz Klaman w swojej petycji “Nie dla likwidacji Instytutu Sztuki Wyspa” sugeruje, że nowo powstające Muzeum Sztuki Współczesnej (MSW) będzie miało za chwilę cztery budynki o ogromnej powierzchni, więc kolejny budynek, w którym mieścił się dotąd IS Wyspa, jest muzeum niepotrzebny i można tam zostawić jego instytucję. To prawda?
Aneta Szyłak, pełnomocniczka ds. powstania Muzeum Sztuki Współczesnej w Gdańsku: - Najwyraźniej Miasto Gdańsk i Muzeum Narodowe, w ramach którego powstanie MSW, były innego zdania. Przyjrzyjmy się realiom organizacyjnym, przestrzennym i finansowym. Po pierwsze, powstanie muzeum to długi proces, potrwa on zapewne 4-5 lat. Na razie nie posiadamy tych budynków; muzeum dopiero ma zamiar je kupić. Liczymy, że te transakcje dojdą do skutku. A muzeum musi już zacząć działać, budować swoją tożsamość, program, publiczność, przepracować strategie, przygotowywać wystawy. Bez miejsca muzeum jest bytem abstrakcyjnym. Teraz ma szansę się urealnić i zacząć działać - na razie na niewielką skalę. Potem zacznie się powiększać, krok po kroku. To będzie intensywna praca: zdobywanie budynków, pieniędzy na remonty, ale też tworzenie zespołu, praca merytoryczna. Musi więc już być siedziba, a w niej prowadzona edukacja, zapoznawanie szerokiej publiczności z językiem sztuki współczesnej, na co do tej pory nigdy nie było dość sił i środków. Bo naprawdę zależy nam, by mieszkańcy Gdańska, Trójmiasta, Pomorza, a także Polski i turyści z zagranicy, licznie bywali w tym muzeum. Budynek 145b po niezbędnych adaptacjach świetnie spełni to zadanie.
To budynek odpowiedni dla Muzeum Sztuki Współczenej, a nieodpowiedni dla Wyspy?
- Dotychczasowy najemca, czyli Fundacja Wyspa Progress, nie jest w stanie takiego budynku finansować. Przypomnę, że pracowałam tam 12 lat. Największym problemem Wyspy było to, że z uporem kilkanaście lat działała w ogromnym budynku, na który nie było jej stać; w którym są fatalne warunki pracy ze względu na zimno, zawilgocenie i zagrzybienie. Nie są to również warunki do przechowywania kolekcji sztuki. Przez lata trwała nieustająca walka o środki na opłacanie wysokich rachunków za prąd, wodę i czynsz. Na dodatek na ogrzewanie wielkiej kubatury budynku, który w połowie jest nieszczelnym pustostanem, na którego wypełnienie nie było nas stać i w którym praca jest zagrożeniem dla zdrowia. Żeby taką przestrzeń wypełnić, trzeba publicznej instytucji i publicznych pieniędzy, a nie organizacji pozarządowej, bo te, jak wiemy, w Polsce mają bardzo ograniczone możliwości pozyskiwania środków inwestycyjnych. Musimy być realistami: alternatywna organizacja artystyczna, taka jak Wyspa, musi działać na skalę swoich możliwości. Osobiście uważam, że z dotychczasowego projektu Wyspy w stoczni wyciśnięto już maksimum programowe i nie należy przedłużać tej męki. Proces pogarszania się warunków pracy trwał tam kilkanaście lat i doprowadził także do wielu sporów wewnątrz IS Wyspa oraz postawił pod znakiem zapytania odpowiedzialne przechowywanie kolekcji budowanej z darowizn artystów, którzy przekazywali prace w dobrej wierze, ale też licząc na właściwą nad nimi opiekę. Należy z tego wyciągnąć wnioski i wybrać taką formułę działania, która generuje jak najmniejsze problemy finansowe i organizacyjne.
Grzegorz Klaman pisze też w swojej petycji, że ze swoim doświadczeniem, historią, kolekcją i biblioteką Wyspa powinna być elementem składowym nowego muzeum. Może rzeczywiście powinna?!
- Mam wrażenie, że zapomina się tu, że dorobek Wyspy to nie jest jakiś abstrakcyjny wytwór instytucjonalny, ani też sam Grzegorz Klaman! Wyspę w różnych okresach tworzyły i współtworzyły różne osoby: Jacek Niegoda, Piotr Wyrzykowski, Mikołaj Robert Jurkowski, Marek Rogulski, Marek Targoński, Tadeusz Marek Sycz, Dorota Nieznalska, Robert Rumas, Dominika Skutnik i niezliczone grono innych. To także moja historia, moja tożsamość i moje osiągnięcia. W okresie założenia Instytutu i rozkwitu organizacji (2004-2014) zainicjowałam wszystkie najgłośniejsze projekty, metody pracy, zapewniałam warunki organizowania i finansowania wydarzeń. Umieściłam Wyspę – lokalne zjawisko artystyczne – na międzynarodowej mapie sztuki. Nie wyobrażam sobie więc, żeby nowe muzeum miało tę trzydziestoletnią historię pomijać i nikt nie ma takich intencji. Choć dobrze by było, żeby Klaman szanował prawo muzeum do tworzenia swojego programu i był świadom, że nie jest jedynym graczem w polu sztuki na Pomorzu. Wszystko jest możliwe, gdy jest szacunek i zaufanie. Ataki powodowanie osobistymi animozjami, wyobrażeniami i uprzedzeniami nie pomagają jednak sprawie. Generują jedynie sytuację przymusu, podczas gdy chciałabym, aby to muzeum było doświadczeniem pozytywnym, radosnym i merytorycznie wiarygodnym, do którego wiele podmiotów dokłada swoją cegiełkę. Jeśli się uda, będzie to wielkie koło zamachowe dla przyszłości terenów postoczniowych i ważna instytucja kulturalna i edukacyjna służącą wszystkim mieszkańcom.
Myśli Pani, że jest miejsce na współpracę MSW z Wyspą i innymi instytucjami, galeriami, artystami…
- Pamiętajmy, że krajobraz sztuki w Gdańsku tworzy wiele organizacji. Wyspa była kiedyś jedynym takim tworem, jest najstarszym i bardzo zasłużonym. Ale działając w kulturze musimy patrzeć na całość kontekstu. W tej chwili mamy wiele instytucji publicznych i galerii oraz organizacji pozarządowych. Na pewno przyszłe muzeum będzie otwarte na różnorodną współpracę. Skupienie się na jednej organizacji byłoby niewłaściwe i niesprawiedliwe wobec innych podmiotów. W wielu sprawach muzeum może Wyspie pomóc: współpracować przy konkretnych projektach, zaopiekować się archiwum Fundacji Wyspa Progres - ucyfrowić je, umieścić w domenie publicznej, inspirować badania nad tym dorobkiem. Nikt się nie musi bać, że MSW nie będzie z kimś - w tym z Wyspą - współpracować przy wartościowych i merytorycznie uzasadnionych projektach. Będziemy!
Warto też uświadomić sobie, czym są zasoby materialne Wyspy, o których mówi Grzegorz Klaman. Archiwum to raptem cztery szuflady, kilka segregatorów i twardy dysk. Biblioteka to dwa regały – wiele z nas ma więcej książek we własnym domu. Na magazyn kolekcji, która składa się w znaczącej mierze z fotografii, obrazów, małych obiektów oraz zaledwie kilku instalacji złożonych z pojedynczych elementów, nie potrzeba więcej niż 30-40 metrów kwadratowych! Wiele z tych prac ma nieuregulowany status własnościowy, co czyni je problematycznymi w kontekście ewentualnych depozytów muzealnych i jest to jedna ze spraw, jakie fundacja powinna pilnie uporządkować. Muzeum Narodowe w Gdańsku składało w zeszłym roku propozycję odkupienia jednej z prac z tej kolekcji. Niestety nasze zapytanie pozostało bez odpowiedzi.
Czy zabranie IS Wyspa dotychczasowego budynku musi oznaczać koniec tej instytucji?
- Wyspa to nie są ściany i budynki. To są przede wszystkim idee, koncepcje, program oraz działanie w ramach istniejących uwarunkowań. Utrata lokalu i zaproponowanie jej nowego to nie jest likwidacja organizacji ani też eksmisja na bruk, tylko zmiana okoliczności działania, szansa na wygenerowanie nowych, świeżych idei. Fundacja Wyspa Progres działała przez lata w różnych budynkach i każdy był nowym otwarciem. Była Wyspa Spichrzów, Galeria Wyspa na ul. Chlebnickiej, była dawna Łaźnia Miejska, była Modelarnia i wreszcie Instytut Sztuki Wyspa. Organizacja dość dynamicznie przemieszczała się więc po mieście i działała zmieniając program zależnie od okoliczności. Dzisiejsza zmiana, choć zapewne niełatwa, jest jednak dla organizacji nadzieją i - jak ufam - momentem mobilizacyjnym.
Miasto zaproponowało Wyspie inny budynek, przy ulicy Zakopiańskiej. Teoretycznie więc Wyspa mogłaby się tam przenieść i działać dalej… [szczegóły współpracy miasta z Wyspą w dodatkowym dokumencie poniżej - red.]
- Nie wiem jaki to lokal, ale widzę, że miasto podaje Fundacji wędkę, w postaci nowej siedziby. Ja na ich miejscu wzięłabym tę lub inną. Dogadała się w sprawie logistyki, skali, programu i możliwości pomocowych. Pozbycie się tego wielkiego ciężaru, jakim jest budynek 145b, niemożliwy do utrzymania i ogrzania przez maleńką de facto organizację, powodujący spiralę zadłużenia. To tak naprawdę powinna być wielka ulga!
Macie z Grzegorzem Klamanem publiczny spór. Źle to wygląda...
- Nie ja ten spór nakręcam! Bardzo to przykre, bo nie tylko 21 lat pracowałam w Fundacji Wyspa Progress. Przyczyniałam się także znacząco do kariery Grzegorza Klamana, pisząc o nim teksty, wydając mu katalogi, organizując wystawy i zdobywając mu granty i stypendia. Poniekąd jestem specjalistką od jego sztuki. Potrzebne jest tu raczej wyciszenie, reorganizacja, wyciągnięcie wniosków z błędów, racjonalizacja form działania. I minimum szacunku dla drugiej osoby oraz parterów instytucjonalnych i samorządowych.
Czy środowisko artystyczne w Gdańsku jest w tym sporze przeciwko Pani?
- Liczę na to, że muzeum będzie jednak naszą wspólną sprawą. Środowisko martwi się, że Wyspa traci budynek i to jest zrozumiałe, bo artyści muszą dbać o zasoby sceny. Wyspa ma renomę i historię. Za każdym razem gdy artyści tracą miejsce do wystawiania jest to odczytywane jako swoista destabilizacja sceny. Pamiętajmy jednak, że środowisko nie traci, a zyskuje. Zyskuje muzeum oraz, mam nadzieję, Wyspę w nowym miejscu, z nowym programem i nową młodością, wolną od gigantycznych kosztów utrzymania i niemożliwych do zrealizowania ambicji. Liczę na to, że doda to Wyspie lekkości. Grzegorz Klaman to ciekawy, inspirujący artysta; wykładowca ASP. Kapitalizuje w Wyspie pracę kilku pokoleń współpracowników więc ma wszelkie tradycje i predyspozycje do uruchomienia nowego miejsca. Życzę mu więc powodzenia!
Porozmawiajmy teraz o samym planowanym Muzeum Sztuki Współczesnej: w jakim miejscu jest ten projekt?
- Jesteśmy w fazie rozmaitych przygotowań, które zajmują więcej czasu niż sama budowa. Muzeum to będzie docelowo cztery do pięciu budynków, cała machina. Jest bardzo wiele formalności, które doprowadzą nas ostatecznie do pozyskania na cele muzeum większej liczby budynków, ogłoszenie konkursu, uzyskanie zgody na budowę, zdobycie środków unijnych, remonty i adaptacje, rozbudowywanie kolekcji, wreszcie przygotowanie wystawy i programu na wielkie otwarcie. Równolegle prowadzenie działalności merytorycznej. W najbliższych latach będziemy organizować też konferencje muzealne, które pomogą nam skorzystać z wiedzy innych placówek i zbudować sieć instytucji współpracujących. Muzeum deleguje mnie regularnie na spotkania, konferencje i staże, poszukujemy dobrych wzorów i praktyk, zdobywamy partnerów do współpracy i do wniosków europejskich. Muzeum to wszak nie budynek w szczerym polu, ale też sieć kontaktów profesjonalnych, dzięki którym możliwe są wspólne projekty, wymiany, wypożyczenia, wytwarzanie wiedzy i profesjonalnych praktyk. Wystawa na którą przychodzi widz, to coś, na co pracowała cała machina, ogromna liczba ludzi często rozsianych po całym świecie. Pokazywanie sztuki to tylko jeden z wymiarów - najbardziej widoczny i spektakularny aspekt działania. Muzea prowadzą jednak także działalność edukacyjną, pokazują sztukę efemryczną i performatywną, działalność wydawniczą, udostępniają bibliotekę i inne zasoby. Czego innego potrzebuje od takiego muzeum naukowiec, uczeń, nauczyciel, studenci, mieszkańcy. To złożone zadanie.
Muzeum Narodowe posiada kolekcję, ale nie ma właściwej przestrzeni do pokazywania prac, nie ma odpowiednich magazynów i pozostałej niezbędnej infrastruktury dla swoich zasobów nowoczesnych i współczesnych. Teraz się to zmieni. Powstanie naszego muzeum sprawi, że Pałac Opatów zwolni się na potrzeby pokazu innych, historycznych zasobów Muzeum Narodowego. To wielki impuls rozwojowy dla całej instytucji!
Jakiej wielkości będzie gdańskie muzeum? Na pewno nie będzie ogromne, jak londyńska galeria Tate Modern...
- Tak jak i Gdańsk nie jest Londynem - wielomilionową, wielokulturową metropolią. To będzie porządne, średniej skali europejskie muzeum, jak MACRO w Rzymie, muzeum sztuki nowoczesnej w Bolzano we Włoszech, muzea w budynkach poprzemysłowych w Zagłębiu Ruhry. Budynki postoczniowe to znakomite przestrzenie dla sztuki, nie tylko pod względem estetycznym, ale i logistycznym. Można w nich umieszczać łatwo windy, mają wielkie wrota, można wjechać tam TIR-em, można mieć duże pracownie konserwatorskie, magazyny, pomieszczenia edukacyjne, bibliotekę, mediateką z prawdziwego zdarzenia. Mamy jednak coś, czego nie ma Tate – najlepszą możliwą, malowniczą i świetnie skomunikowaną lokalizację
Wyobraźmy sobie na chwilę spacer z Głównego Miasta promenadą wzdłuż Muzeum Drugiej Wojny Światowej, mijać będziemy Brabank i zrewitalizowane budynki wzdłuż ulicy Wiosny Ludów oraz te industrialne, jak Mleczny Piotr i dalej zabudowania nad postoczniowymi kanałami Młodego Miasta. Pomyślmy o przybijających do Półwyspu Drewnica tramwajach wodnych płynących w kierunku Westerplatte. Muzeum będzie gromadzić zbiory, prowadzić badania, przygotowywać wystawy i konferencje, ale też prowadzić codzienną działalność edukacyjną, prezentować filmy, spektakle i inne działania artystyczne. Wokół naszego muzeum powstanie przecież nowa dzielnica i będzie potrzebny tam taki kulturowy zapalnik, więc to jest świetnie rysująca się przyszłość. Wizerunek Gdańska się zmieni. Stabilne instytucje, jak Muzeum Sztuki Współczesnej działają na wszystko dookoła. Artyści, kuratorzy, dziennikarze i krytycy przyjeżdżają do muzeum, ale potem idą w miasto, idą do innych, niezależnych galerii, do klubów, innych muzeów. Muzeum jest jak duży magnes; spowoduje rozkwit miejsc alternatywnych, będzie stymulować rynek sztuki. To zadziała dla dobra wszystkich! Takie muzeum służy artystom, ale i mieszkańcom, wzmacnia też ofertę turystyczną. Trzeba więc działać razem i tworzyć wokół muzeum życzliwe relacje. Nie rozpętujmy wojny, bo nie ma ku niej powodu!
Poniżej: informacja dotycząca Fundacji Wyspa Progress, w tym propozycji nowej siedziby, wysłana przez Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych: