Jerzy Snakowski związany jest z dzielnicą Wrzeszcz. Jest autorem scenariuszy teatralnych, spektakli dla dzieci, programów edukacyjnych dla dorosłych „Opera? Si!” w Operze Bałtyckiej, „Musicalomania” w Teatrze Muzycznym w Gdyni, „Operetkowy zawrót głowy” w Mazowieckim Teatrze Muzycznym. Wykłada na na Uniwersytecie Gdańskim oraz Akademi Muzycznej.
Komentuje życie kulturalne w mediach, jest publicystą, organizuje "kulturalne" wycieczki, jest konferansjerem, recenzentem, słowem człowiekiem wielu talentów i pasji.
Zapytany o zawód odpowiada:
- Ostatnio byłem na policji i zapytano mnie o mój zawód, wykonywałem w życiu wiele zawodó. Powiedziałem wolny zawód. Pani policjantka powiedziała, że nie ma takiego zawodu. Zapytałem więc co mam do wyboru. Przeczytała: aptekarz, adwokat, nauczyciel itd. Wybrałem itd. Aż w końcu wymyśliłem sobie ten zawód i powiedziałem edukator.
- Robisz przecież cykl "Opera Si", ale też byłeś zastępcą dyrektora Opery Bałtyckiej. Pewnego pięknego dnia przyszedłeś i powiedziałeś zwalniam się.
- Zawsze lubiłem robić coś innego niż wszyscy, chciałem być jedynym dyrektorem teatru operowego, którego nie zostaje zwolniony, tylko zwalnia się.
- Czyli ze strachu?
- Tak, ze strachu, że zostanę w jednej instytucji, w jednym miejscu i w końcu się zatrzymam w rozwijaniu swojej pasji. Ludzie mówią, że to fajnie, że łączę pracę z pasją, ale w pewnym momencie można tę pracę "znielubić".
- Połowa seniorów w Gdańsku kojarzy Cię z Operą Bałtycką i z operą w ogóle. Jak Ty to robisz?
- To kwestia pasji i pewnej prawdy, przekonania, że to, co robię ma sens i robię to bez jakiegokolwiek wyrachowania i kalkulacji. Seniorzy w moim życiu pojawili się bardzo prędko, kiedy jeszcze pracowałem w Operze Bałtyckiej. Dostałem wtedy propozycję wykładów na powstających Uniwersytetach Trzeciego Wieku. I tak się to potoczyło, że stałem się wykładowcą wszystkich w pomorskim. Potem to wykorzystałem tworząc bardzo kulturalne wycieczki. To były wycieczki po Polsce, Europie, jeździliśmy po operach, filharmoniach. To trwało kilkanaście lat aż powiedziałem sobie dość, trzeba szukać czegoś nowego.
- Ostatnio z rąk marszałka województwa pomorskiego Mieczysława Struka, otrzymałeś nagrodę za reżyserię.
- Ja nie wiem na ile sposobów można zajmować się operą. Okazuje się, że ta obecnie opera istnieje w moim życiu na zupełnie innych zasadach. Zaczęło się od zainteresowania. Jako student wystąpiłem w teleturnieju Wielka Gra i to był ten moment, kiedy w tej operze o mnie usłyszano, zaproponowano mi pracę, pracowałem jako sekretarz literacki. I później przebrnąłem przez wszystkie etapy kariery, aż do zastępcy dyrektora. Zapytałaś mnie co będę robił w przyszłości... ja nie wiem, bo to wszystko do mnie przychodzi. Miałem to szczęście, że nie musiałem w życiu stawać w konkursach, mieć znajomości, mam szczęście spotykać na swojej drodze dobrych ludzi. Ale też myślę, że to dzieje się również z powodu pasji, o której już wcześniej mówiłem. I nagle, jak miałem 49 lat, dyrektor opery w Gdańsku Romek Wicza-Pokojski zaproponował mi, żebym wyreżyserował spektakl operowy. Oczywiście od wielu lat siedzę, jak każdy meloman, na widowni i wiem lepiej jakby to można było zrobić. Myślę, że to jest kara za myślenie "ja bym to zrobił lepiej".
Cała rozmowa z Jerzym Snakowskim to opowieść o miłości do muzyki, pełna humoru i pozytywnych emocji. Snakowski mówi o sobie, że jest chłopakiem z Zaspy, a Wrzeszcz kocha "mimo wszystko". Gdy chce poczuć inny klimat jedzie do Gdańska. Zapytany o to, czy Wrzeszcz nie jest w Gdańsku odpowiada, że to nasz gdański regionalizm, większość z nas jadąc do centrum mówi, że jedzie do Gdańska. Taki mamy klimat.
ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ Z JERZYM SNAKOWSKIM
Mój dom, moja dzielnica, moja pasja czyli rozmowy z waszymi sąsiadami - nasz nowy cykl